25 lipca 2015

Blog zawieszony

Tak jak widzicie w tytule posta, zawieszam bloga. Trudno jest mi to zrobić, ale tak będzie najlepiej. Jak pewnie już dawno zauważyliście, rozdziały pojawiają się niezwykle rzadko. Czasami nawet co miesiąc a ostatni był 1 maja, czyli prawie 3 miesiące temu. A posty nie były nawet bardzo długie.
2 sierpnia blog skończy 1 rok. Aż 1 rok! A ile przez ten czas dodałam rozdziałów? 11. Te statystyki mnie przerażają. A wyglądają tak tylko i wyłącznie przeze mnie. Od zawsze wiedziałam, że jestem osobą okropnie niesystematyczną i leniwą. Myślałam jednak, że w przypadku ff będzie inaczej. A jednak....
Nie zamierzam oczywiście kończyć opowiadania. Co to, to nie! Postawiłam przed sobą cel, aby je całe napisać i muszę tak zrobić. Niestety zajmie to o wiele więcej czasu niż na początku założyłam.
Jeśli chodzi o fabułę, to mam ją prawie całą zaplanowaną, co chwila przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Tak samo jeśli chodzi o miniaturki. Ale za każdym razem gdy siadam przed komputerem i otwieram plik z rozdziałem, nie mam pojęcia co pisać. A jeśli już coś napiszę, to nawet mi się nie podoba. 
Nie wiem kiedy wstawię kolejny rozdział, ponieważ jutro wyjeżdżam na 2 tygodnie na obóz. Ale obiecuję Wam, że wstawię. Jak ma się takich wspaniałych czytelników jak Wy, to innej opcji nie ma.

Życzę Wam udanych wakacji!

Pozdrawiam,
Maggie Z.

6 lipca 2015

Fragment rozdziału XII + informacja

                Stuk. Stuk. Stuk. Hermiona jak tylko usłyszała ten znienawidzony dźwięk, skuliła się jeszcze bardziej. Cała drżała i po jej policzkach spływały łzy. Nie wiedziała, ile już przebywa w kopalniach, ale stukot obcasów Johanny za każdym razem zwiastował cierpienie. Draco też nienawidził jej wizyt w celi. Śmierciożerczyni torturowała w okrutny sposób, którego nie powstydziłby się nawet sam Voldemort. Po nich ofiara nie miała nawet ochoty by żyć.

- Wyglądacie okropnie – oznajmiła brunetka na powitanie, zresztą zgodnie z prawdą. Ubranie szatynki było całe brudne i w niektórych miejscach porwane, a włosy składały się praktycznie z kilku wielkich kołtunów. Oczy miała przekrwione i podkrążone, za to skórę bladą jak u trupa. Blondyn nie prezentował się lepiej. Miał na sobie jakieś łachmany i całe jego ciało pokryte było w siniakach i strupach. Dodatkowo miał odsłoniętą całą lewą rękę, aby widoczny Mroczny Znak jeszcze bardziej pogarszał jego stan psychiczny. – Na pewno musicie być głodni – dodała z udawaną troską. – Travis, Theon, dajcie naszym gościom posiłek.

                Pomagierzy Johanny otworzyli skrzypiące drzwi od celi i podali więźniom po kilka jabłek. Miały im one starczyć na cały dzień. Nie były to jednak zwyczajne owoce. Część z nich sprawiała, że w umyśle ofiary pojawiały się zmienione wspomnienia. Powodowały one rozpacz i jeszcze większe poczucie samotności, odrzucenia, cierpienia, pogardy do samego siebie. I chociaż ani szatynka ani blondyn za wszelką cenę chcieli unikać tortur, to trawiący ich głód z reguły wygrywał. Nigdy jednak nie jedli, kiedy w pobliżu nich stała czarnowłosa kobieta. Robili wszystko, aby tylko nie dawać jej jeszcze większej satysfakcji.

- Nie chcecie jeść? – zapytała ze sztucznym smutkiem. – A może jesteście ciekawi, jak bardzo głupi i nieostrożni byliście? Wiem, że niczego bardziej nie pragniecie usłyszeć. Travis! Przynieś mi jakieś krzesło – rozkazała. Już po chwili jej służący wrócił z wygodnym krzesłem lewitującym niedaleko niego. Poplecznik brunetki był dość gruby i bardzo wysoki. Nie grzeszył rozumem i odznaczał się brutalnością. Za to Theon był szczupły i nawet dobrze zbudowany. Na pierwszy rzut oka wydawał się sympatyczny. Był jednak okrutny i uwielbiał znęcać się nad innymi ludźmi.


********************


Zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział znowu nie jest na czas. Z całego serca Was za to przepraszam. Chociaż jest on już prawie cały napisany, to nie będzie opublikowany do 19 lipca na pewno, ponieważ jutro wyjeżdżam i wracam właśnie tamtego dnia.
Jeszcze raz Was bardzo przepraszam :( 
I oczywiście zapraszam do czytania miniaturki :)

Pozdrawiam i życzę udanych wakacji,
Maggie Z.

18 czerwca 2015

Dark Paradise

               ♬♫♪


                Przechodząc przez zardzewiałą, tak dobrze mi znaną bramę, jak zawsze uroniłam kilka a może kilkanaście łez. Był pierwszy dzień września. Z tym dniem wiązały się jedne z najważniejszych wydarzeń w moim dotychczasowym życiu.
                Pierwszego września 1991r. pierwszy raz GO ujrzałam. Miał w sobie to coś, co przyciągało wzrok. Może to przez te jego stalowoszare oczy? Albo ze względu na te jasne blond włosy? Już wtedy zdążył mnie do siebie zrazić. Kto by się spodziewał, że wszystko potoczy się w taki sposób?

All my friends tell me I should move on
I'm lying in the ocean singing your song
Ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ahhh
That's how you sang it

                Wiatr zawiał mocniej a liście stojących niedaleko drzew zaszeleściły. Opatuliłam się bardziej moim czarnym, ciepłym swetrem i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku.
                Pierwszego września 2000r., kiedy poszłam na pierwsze zajęcia z magomedycyny, ledwo unikając spóźnienia ktoś wszedł do sali. Skierował się do ostatniego wolnego miejsca, które znajdowało się obok mnie. Gdy tylko usiadł, obróciłam się w jego stronę i zamarłam, kiedy ujrzałam GO. Wtedy uznałam to za pech. Teraz wiem, że było to przeznaczenie.

Loving you forever can't be wrong
Even though you're not here, won't move on
Ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ah-ahhh
That's how we played it

                Gdy zobaczyłam stary posąg Wiedźmy z Holyhead skręciłam w mniejszą alejkę. Ptaki, które budziły się do życia, ćwierkały wesoło, co spowodowało, że płakałam jeszcze bardziej. Świadomość, że ON nigdy już ich nie usłyszy, była bolesna jak nigdy wcześniej.
                Pierwszego września 2005r. ubrana byłam w piękną, długą do ziemi suknię ślubną. Tata prowadząc mnie do ołtarza nie mógł powstrzymać łez wzruszenia. A ja patrzyłam prosto przed siebie i widziałam tylko JEGO. Uśmiechał się do mnie, a w JEGO oczach mogłam ujrzeć, że dla NIEGO to też jest najpiękniejszy dzień w życiu. Pamiętam, jak wtedy chciałam, aby nigdy się nie kończył. Niestety tak się nie stało.

And there's no remedy for memory your face is like a melody
It won't leave my head
Your soul is haunting me and telling me that everything is fine
But I wish I was dead

                Na środku alejki stał mały kotek. Jego sierść była bardzo jasna i mięciutka. Kiedy podniósł główkę zauważyłam, że ma szare oczy, tak bardzo podobne do JEGO. Nagle uciekł do rosnących obok krzaków a ja ponownie ruszyłam w odpowiednim kierunku.
                Pierwszego września 2006r. wyszedł z domu tak jak codziennie. Wieczorem mieliśmy zjeść romantyczną kolację a po niej chciał mi pokazać jakąś niespodziankę. Nadal gdzieś jest i czeka na ponowne odkrycie. Kiedy wracał z pracy, został zaatakowany przez śmierciożerców, których nie udało się jeszcze złapać. To była ich zemsta za to, że uniknął Azkabanu a oni nadal byli ścigani.
                To był najgorszy dzień mojego życia. Dzień, w którym ON umarł.

Every time I close my eyes
It's like a dark paradise
No one compares to you
I'm scared that you won't be waiting on the other side

                Zatrzymałam się przed marmurowym nagrobkiem. Położyłam na nim bukiet czerwonych róż i usiadłam na niedużej ławeczce. Łzy leciały mi już strumieniami.

- Dzisiaj znowu spotkałam się z Danielem – mówiłam łkając.- Bardzo dobrze nam się rozmawia. Mamy dużo wspólnych tematów. Rozumie mnie jak chyba nikt inny, ponieważ sam jest wdowcem. Wiem, że chciałbyś abym ruszyła na przód ze swoim życiem. Ale to jest takie trudne. Myśl, że miałabym przytulać innego mężczyznę, całować się z nim, mieszkać i budzić się obok niego przeraża mnie. Za każdym razem jak na niego patrzę, przypominam sobie ciebie. Nie mogę go do ciebie nie porównywać. Kocham cię Draco. I nigdy nie przestanę. Nie mogę…


********************

To moja pierwsza miniaturka :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Jeśli chodzi o rozdział, to jest już zaczęty, wiec może uda się wstawić do końca czerwca :)
Przepraszam, że musicie tak długo czekać.

Pozdrawiam,
Maggie Z.

PS. Zmieniłam szablon, ponieważ wcześniejszy już mi się znudził ;) Co o nim sądzicie?

31 maja 2015

Żongler #3

Znowu przychodzę do Was z Żonglerem :O To się dzieje za często! :O
Niestety na razie bardzo trudno jest mi to zmienić, ponieważ zbliża się koniec roku, czyli różne prezentacje, zaległe sprawdziany itp.
Rozdział nie jest nawet zaczęty, chociaż mam już go w głowie od dawna rozplanowanego. Mam nadzieje,  że jak tylko wystawią te oceny końcowe to szybko go napiszę. Chciałabym Wam to obiecać, ale z reguły jak coś obiecuję, to się to nie spełnia.
Jedyną dobrą wiadomością, jaką mogę Wam przekazać, jest fakt, że ostatnio w głowie pojawił mi się pomysł na krótką miniaturkę ( mam kilka pomysłów na długie ale to jak rozdziały będą częściej ). Jest szansa, że pojawi się ona do 17 czerwca ( wystawienie ocen w mojej szkole ).

Pozdrawiam,
Maggie Z.

PS. W środę zdaje ustny egzamin do liceum z jęz. angielskiego, więc trzymajcie kciuki! :)

1 maja 2015

Rozdział XI

* lekko edytowane 18.12.2020r. *

Wam wszystkim za to, że czekaliście

~*~

    Właśnie skończyły całą papierkową robotę i nareszcie mogły odpocząć. Szatynka była już do tego przyzwyczajona, ale rudowłosa pierwszy raz wypełniała tak dużo luk i tabelek. Ta praca bardzo różniła się od jej ukochanego Quidditcha, jednak bez wahania drugi raz podjęłaby taką samą decyzję. Hermiona była dla niej przyszywaną siostrą a rodzina zawsze była u niej na pierwszym miejscu. Przynajmniej nie będzie miała siniaków i obdarć na całym ciele. Oczywiście nie zrezygnowała całkowicie ze swojej największej pasji. Kiedy tylko Prorok Codzienny dowiedział się o jej odejściu z drużyny, zaproponował jej pracę jako Korespondent Quidditcha. Wystarczyło, że raz w tygodniu pisała podsumowujący artykuł o meczach i wyjeżdżała na ważniejsze z nich. 

Nagle rozległ się dźwięk informujący o przybyciu klienta. Szybko poprawiła swój wygląd, ponieważ aktualnie była na zapleczu w poszukiwaniu  zgubionego przez nią ostatnio telefonu. Każdy z ich grupki dostał jeden, aby  sprawiać pozory normalnych mugoli. Na szczęście miała przy sobie Harry’ego, więc dość sprawnie poszło jej opanowywanie nowych umiejętności. Już miała wychodzić, kiedy zauważyła, że nie ma w kieszeni różdżki. „Hermiona zajmie się tym kimś” – pomyślała i zaczęła ponownie przetrząsać wszystkie znajdujące się dookoła rzeczy.


~*~


- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – usłyszał tak dobrze znany mu głos, gdy tylko przekroczył próg księgarni. Jego pierwszą myślą było, aby podbiec do niej, przytulić ją i pocałować. Jednak powstrzymał się. „Ona mnie nie zna, nie pamięta” – powtórzył sobie kolejny raz. Wyglądała pięknie. Kilka kosmyków wysunęło jej się ze starannie zrobionego koka a jej oczy były pełne malutkich iskierek. Ubrana była w kwiecistą spódnicę do kolan, prostą, białą bluzkę na krótki rękaw oraz cienką, czarną marynarkę. Oczywiście jej buty były na płaskiej podeszwie, ponieważ szatynka uważała szpilki za zło wcielone i unikała ich jak ognia. Zauważył na jej prawej ręce skromny, srebrny pierścionek z niebieskim kryształem. „Na pewno jest od jej narzeczonego” – pomyślał i przypomniał sobie jak na tym samym palcu znajdował się jego rodzinny sygnet symbolizujący ich zaręczyny. Jego uwagę przykuł naszyjnik kobiety. Szybko rozpoznał w nim właśnie tę rodzinną pamiątkę. Postanowił, że jak tylko nadarzy się okazja, to zapyta się o nią ukochanej.

- Zastałem może Ginny? Zostawiła telefon w domu i przyjechałem podrzucić go jej w drodze do pracy –  powiedział tak jak wcześniej to sobie zaplanował. Specjalnie zadzwonił wczoraj do całej grupy i zaproponował, aby zadbali o pozbycie się wszystkich magicznych rzeczy z jego rezydencji. Wcześniej ustalili, że wszyscy  ”będą w niej mieszkać”, ponieważ byłoby bardzo podejrzane gdyby Ginny jeździła codziennie na drugi koniec kraju z Doliny Godryka. Jako argument posłuży im domniemany pożar wcześniejszego domu małżeństwa. I kiedy wszyscy byli zajęci przenoszeniem obiektów do piwnicy, Draco szybko sięgnął do torebki rudowłosej i wyciągnął z niej ten nadal zadziwiający go wynalazek. Nie mógł przecież czekać do soboty, kiedy to Hermiona miała przyjść do niego a raczej do Potterów, na kolację. Musiał ją zobaczyć, usłyszeć jej głos. Choćby nawet przez chwilę.

- Jest na zapleczu, już ją wołam – odpowiedziała z uśmiechem i krzyknęła do współpracownicy. – Ty musisz być Harry, tak? – zapytała z ciekawością.

- Pudło – odpowiedział ciesząc się, że nareszcie stała tak blisko niego. – Jestem Draco Malfoy, przyjaciel rodziny – te dwa ostatnie wyrazy nadal brzmiały dla niego jak jakiś kiepski żart. Może i jego stosunki z resztą trochę się ociepliły, ale do przyjaźni było im bardzo daleko. 

- Przepraszam, głupio wyszło – powiedziała zawstydzona i na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Zawsze go to dziwiło. W jednej chwili zdawała się być najodważniejszą osobą w pomieszczeniu a w innej wręcz przedziwnie. Ale to była jedna z tych wielu rzeczy, które w niej kochał.

- Nic nie szkodzi – odpowiedział i już chciał coś dodać, ale pojawienie się Ginny skutecznie mu to uniemożliwiło.

- Draco? Cześć. Co tutaj robisz? – zapytała zdziwiona.

- Znalazłem twój telefon – odpowiedział tak, jakby nie miał nic wspólnego z jego zaginięciem.  – Leżał na stole w kuchni. Jechałem właśnie do pracy, więc postanowiłem że podrzucę ci go po drodze.

- No tak, dzięki – powiedziała rudowłosa, która nadal nie rozumiała co się dokładnie działo. 

- Gdzie pracujesz? – zapytała nagle szatynka blondyna, przerywając niezręczną ciszę.

- W Londynie, Ministerstwo Spraw Zagranicznych – odpowiedział szybko ułożoną wcześniej przez niego formułką. Miał tylko nadzieję, że Hermiona nie zacznie go wypytywać o szczegóły, bo wybrał to ministerstwo tylko ze względu na to, że pracuje w podobnym dziale w Ministerstwie Magii. Szatynka już otworzyła usta i chciała coś powiedzieć, kiedy po raz kolejny tego dnia rozległ się dzwonek przy drzwiach i do księgarni wszedł wysoki brunet. Jak tylko jego ukochana go zobaczyła, szybko podeszła do niego i pocałowała na powitanie. „A więc to jest ten cały Matt” – pomyślał blondyn. Coś z całej siły ścisnęło go w środku gdy zobaczył ich razem. No bo jakim prawem ten cały mugol mógł być teraz z miłością jego życia a on nie? Już nawet zaczął przypominać sobie nazwy wszystkich zaklęć, w większości czarno magicznych, jakie mógłby zastosować na tym facecie. Jednak wiedział, że nie mógłby ich użyć. Zraniłby wtedy Hermionę a tego by nie zniósł.

- Ja będę się już zbierał – powiedział z trudem. Zdawał sobie sprawę, że na nic tu po nim. Kiedy pomyślał, że w sobotę przyjdzie do niego szatynka, bez narzeczonego, to od razu poczuł się lepiej. Przez chwilę zastanawiał się nawet nad wysłaniem kwiatów osobie, która zatrzyma go wtedy w pracy. Pożegnał się z Ginny i Hermioną, Matta minął bez słowa i powoli wyszedł z księgarni. Usłyszał jeszcze fragment rozmowy zakochanej pary. Szatynka mówiła coś o tym, że brunet nie może się równać z tym całym Leonardo diCośtam. Przypomniał sobie, jak to samo powiedziała kiedyś do niego, jeszcze podczas misji. Zazdrościł temu facetowi wtedy najbardziej na świecie. Tak, Draco Malfoy właśnie zazdrościł mugolowi. I nawet się tego nie wstydził.


~*~


Po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut poprawił kołnierzyk czarnej koszuli. Niedługo miała przyjść do ”nich” Hermiona na obiadokolację i robił wszystko co w jego mocy, aby zaprezentować się jak najlepiej. Ułożył już włosy w artystyczny nieład, mankiety spiął najdroższymi i najlepiej prezentującymi się spinkami oraz założył elegancki zegarek, który dostał od niej na urodziny. Oczywiście użył też perfum, które szatynka bardzo lubiła. Już zamierzał kolejny raz usunąć niedoskonałości we fryzurze, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Po raz ostatni przejrzał się w lustrze i już po chwili znajdował się na parterze i otwierał drzwi swojej ukochanej. Obok niego pojawiła się też reszta grupy, czyli Potterowie oraz Ron. Ten drugi przez cały dzień denerwował go swoimi wypowiedziami, że nie miał pojęcia jak wcześniej mógł zamienić z nim kilka zdań. 

Gdy Hermiona przekroczyła próg jego rezydencji, jak przystało na gospodarza wziął od niej czarną marynarkę i schował do dużej szafy. Wyglądała cudownie. Jej włosy układały się w łagodne fale, lekki makijaż podkreślał jej urodę a biała, zwiewna sukienka do kolan delikatnie uwydatniała jej szczupłą sylwetkę. Dodatki miała skromne, ale oprócz pierścionka zaręczynowego po raz kolejny zauważył rodowy sygnet Malfoyów zawieszony na łańcuszku. Nie była przesadnie wystrojona, ale dla niego wyglądała jak ósmy cud świata. Ginny przedstawiła jej wszystkich i już chciała zaprowadzić do jadalni, kiedy przerwał jej i zaproponował, że oprowadzi szatynkę po rezydencji. Rudowłosa nie mogła nic na to poradzić, ponieważ oczy przyjaciółki, jak tylko usłyszała o jego pomyśle, rozszerzyły się do wielkości galeonów. Zawsze tak miała, kiedy znajdowała się w starym budynku i mogła się dowiedzieć o nim czegoś nowego.  Na początku Harry i Ron też chcieli im towarzyszyć, ale pani Potter niezauważalnie dała im znak, aby odpuścili i pod pretekstem dalszego przygotowywania potraw wszyscy zostawili ich samych.

- Wiesz, że zawsze jak przebiegałam albo przejeżdżałam obok twojego domu, to chciałam wejść do środka i zwiedzić go w całości? Jest on z XVII w.  prawda?  - szatynka zalała go toną pytań. Robiła to tak często, że bardzo rzadko miał w ogóle szanse odpowiedzieć na jakieś z nich. A gdy akurat o nic go nie pytała, to była tak czymś zaciekawiona, że jego odpowiedzi nawet do niej nie docierały. Pamiętał, jak podczas ich wycieczki po zamkach w Wielkiej Brytanii, był to prezent dla Hermiony z okazji jej urodzin, zachowywała się tak samo. Wcześniej przeczytała chyba wszystkie istniejące podręczniki, więc potem to ona była ich przewodnikiem. Jednak kiedy widział, jaka była wtedy szczęśliwa, jego ”cierpienia” odchodziły na drugi plan. 

Nie wiedział, ile już chodzili po rezydencji, ale jego ukochana chciała zobaczyć prawie każdy pokój, nawet pomieszczenia dla służby. Kiedy jednak przebrnęli przez wszystkie piętra, nadszedł jego ulubiony element wycieczki, czyli ogród. Specjalnie przed jej przybyciem zatrudnił kilku dodatkowych ogrodników, aby ukochane miejsce jego matki z powrotem nabrało poprzedniego uroku. Oczywiście, gdy tylko szatynka usłyszała o znajdujących się w nich rzeźbach, nie mogła odmówić. Kompletnie zapomniała o czekającej kolacji, co było Draco na rękę. Całą swoją uwagę skupił na stojącej obok niego kobiecie, przez co zapomniał o odbiciu się w prawo przy alei z różami. Właśnie chciał opowiedzieć Hermionie o ciekawej historyjce dotyczącej budowy budynku, kiedy ta zatrzymała się nagle. Spojrzał przed siebie, aby znaleźć przyczynę jej reakcji i ujrzał groby swoich rodziców.  Grób matki jak zawsze otoczony był narcyzami. Za to przy tym należącym do ojca nie rosły żadne kwiaty. Nadal nie mógł mu wybaczyć tego, co zrobił Hermionie i jemu.

- To groby twoich rodziców? – zapytała cicho szatynka. Spojrzała na niego, a w jej oczach dostrzec można współczucie.

- Tak – odpowiedział spokojnie. Nauczył się już ukrywać emocje związane ze śmiercią matki a teraz nie chciał, aby ukochana widziała go załamanego i zaczęła mu współczuć. – Mama umarła na nieuleczalną chorobę sześć lat temu. Ojciec dwa lata po niej.

- Bardzo mi przykro z tego powodu – powiedziała i usiadła na ławeczce znajdującej się niedaleko miejsca pochówku państwa Malfoyów. Draco bez słowa przysiadł obok niej. Ciszę, jednak taką niekrępującą, przerwała szatynka. – Opowiedz mi coś o twojej mamie – zaproponowała nagle. Po sposobie, w jaki odpowiedział na jej pytanie, słusznie wywnioskowała że darzył Narcyzę ogromną miłością. 

- Kiedy byłem mały, ojciec ciągle przebywał w pracy i prawie w ogóle go nie widywałem. A gdy był w domu to praktycznie się mną nie interesował. Za to mama cały swój wolny czas spędzała ze mną. Zanim zacząłem chodzić do szkoły, to ona mnie wszystkiego uczyła. Kiedy już do niej poszedłem, pisała do mnie właśnie ona, nie ojciec. I to za nią zawszę tęskniłem w trakcie roku szkolnego. Najważniejsza była dla niej rodzina, nie opinia innych. Nie to co u ojca – ostatni wyraz wypowiedział z pogardą. – A jacy są twoi rodzice?

- Nigdy ich nie poznałam – odpowiedziała smutnym głosem. – Od razu po moich narodzinach oddali mnie w do adopcji zamkniętej, więc nie znam nawet ich imion. Napisali tylko, abym nazywała się Emma Watson. No i przekazali mi ten sygnet. Nie mam nawet pojęcia co on oznacza, bo na pewno nie ma on nic wspólnego z Watsonami. Sprawdzałam – zrobiła krótką przerwę. - Jak byłam mała, to codziennie śniłam o tym, że przychodzą po mnie i wszyscy znowu jesteśmy razem. Później uświadomiłam sobie, że tego nie zrobią. Zaczęłam więc liczyć, że może ktoś mnie zaadoptuje. Jednak im starsza byłam, tym bardziej w to wątpiłam.

- Nie chciałaś nigdy ich odnaleźć i poznać?

- Zbyt długo zajęło mi przyzwyczajanie się do tego, że nie mam rodziców. A jeśli okażą się idiotami, którzy mają mnie gdzieś i nawet nie chcą mnie poznać? Będzie jeszcze gorzej.

- A jeśli zostali zmuszeni do adopcji? Może codziennie tęsknią za tobą i nic nie mogą z tym zrobić?

- Może. Ale jaką mam pewność, że nie będę cierpieć jeszcze bardziej?

- Nie masz pewności. Ale moim zdaniem warto zaryzykować. Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc.

- To naprawdę miło z twojej strony, ale dopiero co się poznaliśmy i prawie się nie znamy. Nie będę cię obarczać swoimi problemami – powiedziała i po chwili dodała. – Wracajmy do reszty. Kolacja pewnie już gotowa.


~*~


Reszta wieczoru minęła im w naprawdę dobrej atmosferze. Draco nie był jednak do końca zadowolony, ponieważ liczył że ”odnalezienie” rodziców Hermiony nie tylko sprawi, że cała rodzina będzie znowu razem, ale również że dzięki temu zbliży się do szatynki. Mimo to co chwila zagadywał ukochaną, aby jak najlepiej wykorzystać to, że są razem w jednym pokoju. Kilka razy powstrzymywał się w ostatnim momencie, bo automatycznie chciał ją złapać za rękę. Ron za to często zapominał o tym, że jego najlepsza przyjaciółka nie wie nic o istnieniu magicznego świata, ale na szczęście ona odbierała to jako żarty. Wszyscy jej bliscy byli tak szczęśliwi, że na reszcie jest znowu z nimi, że gdy powiedziała że musi się już powoli zbierać, nikt nie chciał jej wypuścić. Spowodowało to, że ”wychodziła” ona przez kolejną godzinę. Jednak uśmiech na jej twarzy podczas kolacji i ledwo widoczny smutek, kiedy dobiegła ona końca oznaczały że już niedługo spotkają się oni w takim samym składzie. No może nie do końca w takim samym, bo Hermiona obrała sobie za cel zapoznanie Matta z jej nowymi znajomymi. 

Gdy za szatynką zamknęły się drzwi, Potterowie razem z Ronem też powoli zaczęli zbierać. Na początku uparli się, że pomogą w sprzątaniu, jednak Draco skutecznie ich powstrzymał. Chciał zostać sam i pomyśleć nad tym, co dalej z rodzicami szatynki. Jak tylko przyjaciele Hermiony opuścili rezydencję wezwał skrzaty, aby wyczyściły kuchnię i jadalnię. Oczywiście z góry im za to zapłacił. Zawsze tak robił, ponieważ jego ukochana go o to prosiła. A robił dla niej wszystko. Kiedy upewnił się, że skrzaty wiedzą co zrobić, teleportował się do swojego prawdziwego domu. Był zmęczony a od jutra musiał zacząć wcielać swój plan w życie. Swoje kroki od razu skierował w stronę sypialni. Odkąd odnaleźli szatynkę przeniósł się do ich wspólnej, ponieważ nie przynosiła mu już ona cierpienia. Przynosiła mu ona nadzieję.


~*~


Znajdowała się w nieznanym jej miejscu. W ręku trzymała kartkę z adresem i zauważyła, że stała pod właściwym domem. Była bardzo zdenerwowana i trzęsły jej się dłonie. Powoli podeszła do drzwi i zapukała. Już po chwili ujrzała za nimi małżeństwo w średnim wieku. Od razu rozpoznała w nich swoich rodziców. Natychmiast przekroczyła próg i się w nich wtuliła. Przez krótki czas wszystko było idealnie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy szczęścia. Nagle wszystko się zmieniło. W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej i chłodniej. Małżeństwo odsunęło się od niej a na ich twarzach odmalowało się obrzydzenie. 

- Jak śmiesz do nas przychodzić? – zapytała kobieta głosem, który przypominał syczenie węża. – Nikt tu cię nie kocha. Nikt tu cię nie chcę.

- Oddanie ciebie było najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjęliśmy – stwierdził mężczyzna. Jej łzy szczęścia zamieniły się w łzy cierpienia. Jak mogła sądzić, że za nią tęsknią? 

- Twój narzeczony też cię nie kocha – stwierdziła nagle jej matka. Przesunęła się w prawo i nagle ukazał jej się widok Matta całującego się z jakąś nieznaną jej kobietą. Całe pomieszczenie wypełniło się krzykiem Hermiony. – Widzisz, był z tobą tylko z litości. Głupio mu było odmówić sierocie, na której nikomu nie zależy – powiedziała, jakby było to coś oczywistego. 

Hermiona upadła. Dookoła niej stały kopie jej matki, które ciągle powtarzały : „Nikt cię nie kocha”. Z całej siły zacisnęła dłonie na uszach, jednak i tak wszystko dokładnie słyszała.


~*~

Harry odpoczywał w swoim biurze w Ministerstwie, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył nawet zaprosić przybyłą osobę do środka, ponieważ już się one otworzyły. Ujrzał za nimi Malfoya, co trochę go zdziwiło. Mimo tego ruchem ręki wskazał blondynowi, aby usiadł on naprzeciwko niego.

- Coś się stało, Malfoy? – zapytał ciekawy. Podczas kolacji nie stało się nic złego, wiec chciał wiedzieć, jaki był cel jego wizyty.

- Powiedzmy, że zachęciłem Hermionę aby odnalazła ona swoich rodziców. Chociaż w sumie to nie wiem, czy w końcu ją przekonałem, ale to nieważne. Mimo tego, że delikatnie odrzuciła moją ofertę pomocy, to i tak to zrobię, ponieważ jej rodzice zasługują na to aby też wejść do jej życia – przerwał na chwilę, aby sprawdzić czy Potter za nim nadąża, po czym kontynuował swoją wypowiedź. – Chodzi mi o to, że potrzebuję dokumentów na ich pobyt na porodówce, adopcję zamkniętą i tym podobne. Ale nie może być ich też za dużo, ponieważ zaczęło by się jej to wydawać podejrzane, że mam dostęp do takich informacji. Imiona zostaw takie same, to przynajmniej nie będą się mylić.

- Dołączyć ich akta osobowe? – zapytał brunet profesjonalnym głosem.

- Nie wiem, nie znam się na tym.  Tylko muszą być wiarygodne. 

- A co potem z nimi zrobić? 

- Najlepiej by było, jakbyś przekazał je swojej żonie, która da je Hermionie i wspomni, że to ode mnie. Wtedy ona zacznie szukać swoich rodziców i wszyscy będą szczęśliwi – powiedział z wyczuwalną nadzieją w głosie. Uznał że sprawa zakończona, więc wstał i udał się w kierunku drzwi.

- Malfoy, będzie dobrze – powiedział ciepłym głosem Harry, choć sam nie wiedział, czemu to zrobił. 

- Dzięki, Potter – odpowiedział swoim charakterystycznym głosem ze szkolnych lat. Oboje się uśmiechnęli na wspomnienie swoich odwiecznych kłótni.


~*~


- Dzień dobry kochanie – powiedział brunet i pocałował swoją narzeczoną.

- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Matt zawsze był tą osobą, która najszybciej sprawiała, że czuła się lepiej.

- Coś się stało?– zapytał z troską w głosie. – Wyglądasz na niewyspaną. Zrobić ci kawy?

- Z chęcią się napiję – powiedziała od razu, ponieważ już dawno uzależniła się od tego magicznego napoju. - Zaraz wszystko ci opowiem. Potrzebuję twojej rady a sprawa jest bardzo ważna. 

  Gdy czarny napój był już zrobiony, oboje usiedli w salonie na swojej ulubionej kanapie. Matt zauważył, że jego narzeczona przyniosła ze sobą jakąś teczkę co jeszcze bardziej go zaciekawiło.

- Co cię martwi? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

- Chodzi o moich rodziców – zaczęła powoli. Jak tylko brunet usłyszał to zdanie, objął czule szatynkę. Znał ją bardzo dobrze i wiedział, że mimo upływu lat jest to dla niej bardzo trudny temat. – Podczas wczorajszej kolacji rozmawiałam z przyjacielem Ginny, Draco. Rozmowa zeszła na temat rodziców. Jego nie żyją i tak jakby trochę zachęcił mnie, abym odnalazła swoich. Pewnie nie chce, abym traciła szanse na znalezienie ich. Zaproponował mi swoją pomoc, ale praktycznie się nie znamy, więc powiedziałam mu, że nie będę obarczać go swoimi problemami. Jednak dzisiaj w pracy Ginny przekazała mi teczkę od niego. Powiedziała też, że są w niej informacje dotyczące moich rodziców. I nie wiem co robić, Matt.

- Otworzyłaś ją?

- Jeszcze nie – odpowiedziała cicho.

- A chcesz to zrobić? Chcesz ich odnaleźć? – dopytywał ciepłym głosem.

- Z jednej strony niczego innego nie pragnę oprócz tego, aby ich poznać. Zawsze sobie wyobrażałam jak znowu jesteśmy razem. Ale co jeśli oni nie chcą mnie spotkać? Jeśli zamkną mi drzwi przed nosem?

- Nie wiem, co ci powiedzieć. To musi być twoja i tylko twoja decyzja i w tej sprawie nie możesz się sugerować opiniami innych. Nie chcę, abyś potem przez nie cierpiała, dlatego musisz to dokładnie przemyśleć – odpowiedział nie przestająć przytulać ukochanej. W pokoju zapadła cisza. Minęło kilka minut, podczas których szatynka rozważała całą sprawę. Mimo tego, że robiła to samo praktycznie przez całą noc po kolacji i cały następny dzień to dopiero obecność bruneta sprawiła, że podjęła decyzję. Przy nim zawsze wiedziała co robić. Powoli wyciągnęła rękę w kierunku teczki i otworzyła ją.


********************

No i znowu długa przerwa :( Muszę się poprawić ;) Ale przez praktycznie cały kwiecień nie udało mi się nawet na chwilkę otworzyć worda :( 
 Dziękuję Wam za to, że czekaliście i komentujecie :) Wasze komentarze naprawdę mnie motywują do pisania i uwielbiam je czytać <3
Jeśli chodzi o rozdział to może jakoś strasznie dużo się nie dzieje, ale za to następny będzie mówi o przeszłości ;) Za to rozdział XI jest najdłuższym rozdziałem jaki na razie napisałam i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :) Jeśli będziecie mieć jakieś pytania co do fabuły to spokojnie piszcie w komentarzach albo na asku ;) Z góry też za nie przepraszam ;)
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się do 17 maja, bo wtedy wyjeżdżam na Zieloną Szkołę ;) Zobaczymy, czy się uda ;)
Jeśli chodzi o Wasze genialne blogi, to jestem kompletnie pogubiona w tym, gdzie komentowałam a gdzie nie, ale na pewno wszystko przeczytałam ;) 
Dziękuję też Oli i Klarze za to, że pomogły mi wyszukać jak najwięcej błędów ;)

Pozdrawiam i życzę udanej majówki ;) ( u mnie tylko 3 dni :O )

Maggie Z.

2 kwietnia 2015

Żongler #2

Piszę tego Żonglera, aby poinformować Was, że rozdział prawdopodobnie nie pojawi się aż do końca kwietnia :(
Po raz kolejny nie udało mi się napisać go w przerwie krótszej niż miesiąc, za co bardzo, bardzo Was przepraszam :( Jestem teraz w 3 klasie gimnazjum a egzamin już za niecałe 3 tygodnie, przez co większość mojego wolnego czasu spędzam na nauce i powtarzaniu. Nie chcę też pisać XI rozdziału na szybko, aby nie był on robiony "byle jak". Jest on zaczęty i ma na razie około 3 strony, ale planuję napisać jeszcze co najmniej dwa razy tyle.
Jeśli chodzi o Wasze opowiadania, które uwielbiam czytam, to postaram się nie pozostawać w nich za bardzo w tyle. Gdy skończy się kwiecień, powinnam być we wszystkich na bieżąco :)
Jeszcze raz bardzo przepraszam za kolejną długą przerwę.

No i Wesołych Świąt!

Pozdrawiam,
Maggie Z.

19 lutego 2015

Rozdział X

* lekko edytowane 18.12.2020r. *

 Rozdział dedykuję Klarze, która pomogła mi wyszukiwać błędy i Basi, która ciągle mnie o niego pytała. Gdyby nie Wy, ten rozdział jeszcze nie byłby skończony.

~*~

    Obudziła się około szóstej rano. Wiedziała że miała kilka naprawdę dziwnych snów, ale nie pamiętała co one przedstawiały. Tylko spojrzenie stalowoszarych oczu nadal pojawiało się jej co chwila w głowie. Powoli wstała z łóżka i ruszyła w stronę kuchni, aby zrobić sobie mocną kawę. Była niewyspana a tego dnia miała przyjść duża dostawa książek. Cieszyła się, że Ginny postanowiła u niej pracować, ponieważ szykowało się dużo sprawdzania, dźwigania i co najgorsze, tona papierkowej roboty. W drodze do pomieszczenia minęła mały salon, w którym ledwo udało jej się postawić pianino. Dopiero kilka lat temu zainteresowała się grą na tym instrumencie, ale pochłonęła ją ona całkowicie. Na pulpicie znajdowały się nuty do jednego z jej ulubionych utworów Chopina. Dobrze pamiętała, jak długo zajęło jej nauczenie się większości z kompozycji tego muzyka.


~*~


- Nie mogę uwierzyć! Granger coś za pierwszym razem nie wychodzi! – zaczął wykrzykiwać Malfoy zwijając się przy tym ze śmiechu. Przez ostatni tydzień ciągle lało jak z cebra, więc trudno było zbliżyć się do kopalni pod pretekstem spaceru. Dlatego też Hermiona postanowiła, aby w wolnym czasie Draco uczył jej gry na pianinie. Była zdeterminowana, ale początki były trudne. Możliwie dlatego, że szatynka była bardzo ambitna i od razu chciała zabierać się za utwory znanych kompozytorów.

- Przecież nie idzie mi aż tak źle, Malfoy! – oburzyła się.

- Ciągle mylisz klawisze i krzyżyki z bemolami i kasownikami, więc idzie ci idealnie – kontynuował blondyn i już ledwo siedział na krześle. – Ale oczywiście Hermiona Granger nigdy nie przyznaje się do porażek.

- Przecież dopiero zaczynam grać!

- Dokładnie! A za Chopina nie zabiera się po dwóch lekcjach gry na pianinie.

- Przecież to nie może być takie trudne – powiedziała Hermiona i ponownie spróbowała zagrać „Preludium E-mol” tego znanego twórcy oraz, jak się niedawno dowiedziała, czarodzieja. Jednak już po kilku pierwszych nutach przerwała. Znowu wyszło jej beznadziejnie. Ale gryffońska duma zakazywała jej przyznania się do błędu i sięgnięcia po utwory dla początkujących. Oczywiście dawało to blondynowi idealne argumenty do żartowania sobie z szatynki, z czego oczywiście ciągle korzystał. Już chciał wypowiedzieć kolejną wredną uwagę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. 

- Ja otworzę – poinformowała Draco Hermiona i ruszyła w kierunku drzwi. Za nimi stała ich sąsiadka, Amanda. Była ona niziutką brunetką, która była wiecznie uśmiechnięta. Nikt nie mógł pojąć, jak w takim małym ciele mieści się tyle pozytywnej energii. Praktycznie każdy, kto kiedykolwiek spotkał się z tą kobietą, miał o niej dobre zdanie.

- Dzień dobry, Jean – odezwała się Amanda ciepłym głosem. Była ubrana w cieniutką, kolorową sukienkę. Hermiona rozejrzała się szybko dookoła i zauważyła, że niedawno musiało przestać padać. Chmury odsłoniły błękitne niebo i słońce, które sprawiło, że nareszcie można było poczuć, że jest już czerwiec. 

- Dzień dobry, Amando – odpowiedziała uśmiechnięta szatynka. – Mamy piękną pogodę, prawda?

- Dokładnie. To takie miłe uczucie móc wyjść z domu bez parasolki i kaloszy. Pamiętasz pomysł festynu o którym ci mówiłam? 

- Coś kojarzę. Chcesz wejść do środka? – zaproponowała Hermiona. – Usiądziemy, napijemy się herbaty i wszystko mi przypomnisz.

- Z wielką chęcią – odpowiedziała i przekroczyła próg domu.


~*~


- Nie wierzę, że daliśmy się na to namówić i jesteśmy tu teraz zamiast… 

- Nie możemy rozmawiać o tym tutaj, Tom – przerwała Draco szatynka. Akurat stali teraz sami, ale gdyby byli tu jacyś śmierciożercy, to z łatwością mogliby ich podsłuchać za pomącą zaklęć i cały plan poszedłby na nic.

- Zmywajmy się stąd niedługo, dobra? – zapytał wręcz błagalnym głosem blondyn. Przyszli na ten festyn tylko z dwóch powodów. Pierwszym było to, że poprosiła ich o to Amanda, której nie da się odmówić. Drugim za to szansa, że może arystokrata rozpozna kogoś, kto służył kiedyś Voldemortowi, co było raczej mało prawdopodobne. 

- Nie marzę o niczym innym – odpowiedziała Hermiona. – Poczekajmy jeszcze dziesięć minut i potem powiemy, że źle się czujesz.

- Dlaczego to ja mam się źle czuć a nie ty?

- Ponieważ to ty ciągle marudzisz, nie ja – powiedziała szatynka głosem, który nie wskazywał na zmianę zdania. Jednak Draco nie chciał tak łatwo ustąpić i już zamierzał nadal się sprzeczać, ale zauważył, że zbliżają się do nich organizatorzy festynu. Odbywał się on w miejskim parku znajdującym się niedaleko ratusza. Co kilka kroków stały szybko rozstawione stragany, na których można było kupić najróżniejsze rzeczy. Wydarzenie organizowane było w Wighton od kilkudziesięciu lat i większość mieszkańców uznawała za święty obowiązek uczestniczenie w nim. Przy jednym z wejść do parku ustawiona była duża scena, na której przedstawiane były występy oraz wręczane różne nagrody. Obok było miejsce ”didżeja”, w którym rozpoznała Brada, męża Katie.. 

- Jeszcze nie widzieliśmy was tańczących a niepisana zasada corocznego festynu jest taka, że każda para musi ze sobą zatańczyć chociaż raz – powiedziała Rachel, jedna z organizatorek wydarzenia, kiedy zbliżyła się do czarodziejów.

- Niestety Jean jest okropną tancerką – zareagował od razu blondyn i z uśmiechem na ustach objął ”ukochaną”.

- Zawsze tak mówi, ponieważ nie chce się przyznać, że zawsze depcze mi stopy – szybko odgryzła się szatynka. Wszyscy zebrani dookoła uśmiechnęli się, gdy usłyszeli te zabawne docinki. Nie wiedzieli, że ”małżeństwo” prowadzi aktualnie między sobą walkę o to, kto będzie miał ostatni głos.

- Tak czy siak to was nie ominie, więc lepiej mieć to  już za sobą – stwierdziła Amanda i razem ze swoim mężem ruszyli na parkiet, którym była zwykła trawa. Czarodzieje, zmuszeni przez resztę, ruszyli śladem ich prześladowczyni. Stanęli jak najdalej od siebie i przyjęli pozycję do najprostszego tańca. Na początku tańczyli sztywno, ale po krótkim czasie lekko się rozluźnili, ponieważ jak zawsze zaczęli sobie docinać.

- Będę musiał wyczyścić sobie buty jak wrócimy, ponieważ całe są już przez ciebie pobrudzone – pierwszy odezwał się Draco. Oczywiście Hermiona nie nadepnęła na jego stopę ani razu, ale to nie było istotne. Przekomarzali się tak przez cały taniec. Byli tym tak zajęci, że nawet nie zauważyli, że minęło już kilka piosenek odkąd weszli na parkiet. Kilka razy nawet szatynka zapomniała o tym, że nie mogą się do siebie zwracać po prawdziwych nazwiskach.

- A ja przez cały czas muszę sobie wyobrażać, że zamiast ciebie stoi tu Leonardo Di Caprio, ponieważ inaczej nawet bym cię nie objęła, Malfoy – powiedziała, gdy zeszli na temat swojego wyglądu.

- A kto to, Granger? Zresztą nie mów, ponieważ gościu i tak nie dorasta mi do pięt.

- Oczywiście skromność to twoja najczęściej objawiająca się cecha, prawda?


~*~


Kiedy wreszcie udało im się uciec z festynu, od razu przebrali się w wygodniejsze ubrania. Hermiona miała na sobie czarne legginsy, błękitną bluzkę na krótki rękaw oraz na wszelki wypadek jasnoszarą bluzę. Za to Draco założył szare spodnie dresowe, białą bluzkę na ramiączka, ale miał już na sobie ciemnoszarą bluzę do zestawu. Szatynka wiedziała, że musi mu być gorąco, ale domyślała się dlaczego nie odsłonił swoich rąk, dlaczego nigdy tego nie robił. Była prawie pewna, że mimo śmierci Voldemorta, Mroczny Znak nadal znajdował się na jego przedramieniu. Czasami zastanawiała się, czy tego chciał. Czy chciał zostać śmierciożercą, czy chciał zabić Dumbledore’a. Nie było jej wtedy na wieży z Harrym, więc nie znała odpowiedzi na swoje pytania. Nie chciała ich zadać na głos, ponieważ sama by na nie blondynowi na pewno nie odpowiedziała. 

- Dlaczego tak długo na mnie patrzysz? – zapytał się zdziwiony arystokrata wyrywając jednocześnie Hermionę z jej przemyśleń. 

- Ponieważ wyglądamy jak tajni agencji z mugolskich filmów akcji – odpowiedziała szybko i nie czekając na reakcję czarodzieja wyszła na dwór. Gdy usłyszała jak Draco zamyka drzwi do ich domu, skierowała się do szopy na tyłach domu, w której trzymali różne rzeczy. Większości z nich blondyn nigdy nie widział na oczy, ale szatynce nie chciało się mu wszystkiego wyjaśniać. Wzięła swój rower i gdy zobaczyła, że Malfoy stoi gotowy obok niej, ruszyła w stronę kopalni. 

Przez dłuższy czas jechali obok siebie w milczeniu i delektowali się ciszą i ładnymi widokami. Dookoła ścieżki rosło dużo różnych, kolorowych kwiatów. Nad nimi latało wiele pięknych motyli, każdy miał inny, wyjątkowy obrazach na swoich skrzydłach. Słyszeli ćwierkające ptaki, które wymieniały się najnowszymi plotkami. Hermionie przypomniało to o hogwardzkich błoniach. Z chęcią cofnęłaby się do tych czasów, kiedy beztrosko spędzali na nich wolny czas nie przejmując się śmierciożercami. Draco również ten widok kojarzył się ze szkołą i otaczającymi ją terenami, ale nie były to wspomnienia pełne szczęścia. Pamiętał, kiedy prawie codziennie wieczorem siadał naprzeciwko jeziora i zastanawiał się, co ma robić. Gdyby ktoś go wtedy zobaczył, nie rozpoznałby w nim tego arystokratę widywanego na szkolnych korytarzach. 

Po kilkunastu minutach ciszy nareszcie dojrzeli w oddali ślady starej kopalni. Zjechali trochę na bok, aby zbliżyć się do rosnącego nieopodal lasu. Tam rzucili na siebie na wszelki wypadek Zaklęcie Kameleona i zostawili rowery. Hermiona i Draco nie przepadali za tym czarem, ponieważ jeszcze przez długi czas po jego użyciu czuli to dziwne uczucie rozbijanego jajka na głowie. Jednak trzeba było się poświęcić. Szli wolno i jak najciszej potrafili. Nie chcieli kusić losu. Kiedy zbliżyli się do wejścia, jak wcześniej ustalili, zaczęli okrążać budynek z dwóch stron aby zobaczyć, czy śmierciożercy wystawiają jakieś czujki i czy jest ktoś, kto mógł ich zauważyć gdyby chcieli podejść bliżej. Szatynka poszła w lewą stronę a blondyn w drugą. Kiedy oboje zniknęli sobie z zasięgu wzroku, poczuli się mniej pewnie. Jednak adrenalina krążyła już po chwili w ich żyłach. 

Czarownica rozglądała się dokładnie dookoła. Szukała wzrokiem jakiegoś drugiego wejścia albo jakiegokolwiek ruchu. Nagle coś przykuło jej uwagę. Idealnie wygładzony patyk wydał jej się podejrzany, więc szybko do niego podeszła. Wiedziała, że coś było z nim nie tak, ponieważ gdy tylko go podniosła zorientowała się, że jest to różdżka. Właśnie wstawała i już chciała iść dalej, kiedy poczuła ogromny ból w okolicach głowy. Nastała ciemność. 


~*~


Znajdowali się w ciemnym i zimnym pomieszczeniu. Ich ręce i nogi były magicznie związane, ale Draco i tak co chwila próbował się z tych więzów uwolnić. Szatynka nadal leżała nieprzytomna niedaleko niego, ale on obudził się już jakiś czas temu. Jedynym źródłem światła była duża czarodziejska kula, która unosiła się pod sufitem na korytarzu, od którego byli oddzieleni kratami. Cały drżał z zimna. Powietrze było ciężkie i trudno mu się oddychało. Cały był brudny i jego ubrania były w kilku miejscach zniszczone. Przez cały czas zastanawiał się, co poszło nie tak. Przecież ani razu nie zapomnieli o eliksirze. Jak wychodzili z domu to nie używali magii. Byli tacy ostrożni. Próbował przypomnieć sobie jakiś moment, kiedy popełnili błąd, ale nie mógł takiego znaleźć. Trudno było mu się do tego przyznać, ale bał się. Jego i Hermionę nie czekało tutaj miłe przyjęcie. Oboje byli wrogami śmierciożerców. Ani przez chwilę nie miał wątpliwości co do tego, że przyjdzie im za to zapłacić.

Miał wrażenie, że jest już uwięziony godzinami. Jego wspólniczka nadal była nieprzytomna, chociaż nawet jej tego zazdrościł. Nie musiała marznąć i być sama ze sobą i swoimi myślami. Nawet to było już dla blondyna jak tortury. Uważnie rozglądał się po pomieszczeniu, aby znaleźć jakąś minimalną szansę na ucieczkę. Jednak cela nie posiadała żadnych słabszych miejsc. Dodatkowo całe jego ciało było obolałe, ponieważ ruchy miał ograniczone i mięśnie ciągle napięte. Nikomu nie udałoby się rozluźnić w takiej sytuacji.

Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył, kiedy szatynka się obudziła. Dopiero jej ruchy wyrwał go z rozmyśleń. Próbowała wyswobodzić się z niewidzialnych łańcuchów, ale bezskutecznie. Dopiero po wielu nieudanych próbach rozejrzała się i dostrzegła Draco.

- Gdzie jesteśmy? Co się stało? Masz jakiś pomysł jak się stąd wydostaniemy? – zalała go pytaniami.

- Uważam, że to są te tajemnicze kopalnie. Przypuszczałem, że będzie tu cieplej. Jesteśmy porwani, nie zorientowałaś się? – odpowiedział blondyn lekko zdenerwowany. Spodziewał się, że czarownica szybko wymyśli plan ucieczki.

- Tylko jak się dowiedzieli, że tu będziemy? – zapytała szeptem załamana Hermiona. Była na siebie bardzo zła, że niczego nie zauważyła. Przecież powinna, powtarzała sobie ciągle.

- Ciekawe pytanie, prawda? – usłyszeli obcy głos. Nie stąd, ni zowąd po drugiej stronie krat stała kobieta. Była ubrana cała na czarno. Jej długie, czarne włosy związane były w koka a czarne jak smoła oczy wpatrywały się w nich z obrzydzeniem. - Czyżby nasz zdrajca mnie nie poznawał?! – skierowała się do blondyna. – Trzeba coś z tym zrobić. Może to odświeży ci pamięć? Crucio!


~*~


Kilka dni temu Draco przyjechał do domu na przerwę świąteczną. Chciał zrobić wszystko, byle tylko nie wracać do rodzinnej rezydencji. Od kiedy Voldemort urządził sobie w jego posiadłości główną siedzibę unikał tego miejsca jak ognia. Nienawidził większości osób, które się w niej pojawiały. Jednak rodzice zmusili go, aby przyjechał. Wolał zostać w Hogwarcie, nawe, jeśli większość uczniów patrzyła tam na niego z obrzydzeniem i pogardą. Jedli właśnie wigilijny obiad. Czarny Pan siedział na głównym miejscu i patrzył na swoich poddanych, jakby to oni byli jego posiłkiem. Nagini poruszała się powoli na stole, przez co połowa śmierciożerców bała się po coś sięgnąć. Nagle wzrok ich przywódcy zatrzymał się na blondynie.

- Draco – wypowiedział głośno. Arystokrata wstał i zwrócił się w jego kierunku. Miał opuszczoną głowę, ponieważ Voldemort nienawidził, kiedy ktoś patrzył my prosto w oczy jakby byli sobie równi. – Zostałeś wyróżniony i to tobie przypadnie zaszczyt ukarania kapitana grupy, która naraziła swoją misję na porażkę – mówił powoli. – Glizdogonie! Przyprowadź Johannę Plurck!

Już po chwili wszyscy ujrzeli wysoką kobietę z czarnymi jak węgiel włosami i oczami. Niektórzy kojarzyli ją ze wcześniejszych spotkań, więc po pomieszczeniu rozległy się ciche szepty. Draco odszedł od stołu i stanął naprzeciwko klęczącej kobiety.

- Myślę, że długie, bolesne Cruciatus powinno załatwić sprawę – stwierdził Czarny Pan i uśmiech zagościł na jego twarzy na myśl o zbliżających się torturach. Blondyn nie chciał tego robić. Jednak nie miał żadnej opcji. Nienawidził takich sytuacji, ale wiedział, że jeśli nie spełni woli swojego przywódcy to całą jego rodzinę spotka kara o wiele gorsza. Dlatego powoli podniósł rękę i wypowiedział zaklęcie.

- Crucio – powiedział szeptem i po chwili całe pomieszczenie wypełnił krzyk pełen cierpienia.




*********************

Przepraszam, że znowu musieliście czekać na rozdział :( Nie będę się dokładnie tłumaczyć, ponieważ zrobiłam to już w Żonglerze. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :) 
Aby rozwiać wątpliwości, to Johanna w celi widziała prawdziwy wygląd Hermiony i Draco, ponieważ wiedziała, że to oni i jakiego eliksiru użyli :) 
Jeśli jesteście ciekawi, jakie jest moje wyobrażenie narzeczonego Hermiony aka Emmy, to jakiś czas temu zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie :)
Chcę Wam też podziękować za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, ponieważ dały mi one dużą mobilizację :)
Jeszcze raz przepraszam za tą miesięczną przerwę.

Pozdrawiam, 
Maggie Z.

9 lutego 2015

Żongler #1

Hej :)
Od razu napiszę, że nie zamierzam zawieszać bloga albo go usuwać :) Piszę tego Żonglera, aby poinformować Was, że nadal jestem i piszę rozdział.
Weny mi nie brakuje i do głowy ciągle przychodzą mi nowe pomysły, między innymi na kilka miniaturek. Po prostu trudno mi to wszystko szybko przełożyć "na papier" ( a raczej do Worda ;P ).
Rozdział X planuję zrobić dłuższy i rozważam podzielenie go na dwie części. Większość akcji dzieje się w "przeszłości" i jest ona dość kluczowa. Między innymi rozdział piszę dość wolno, ponieważ staram się dopracować wszystkie szczegóły i niczego nie pomieszać ani nie pogubić ;)
Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby dodać rozdział w tym miesiącu. No i planuję też napisanie niedługo mojej pierwszej miniaturki :)
Mam nadzieję, że będziecie czekać :) W Proroku Codziennym będę was o wszystkim postępach informować :)

Pozdrawiam,
Maggie Z.

15 stycznia 2015

Rozdział IX

             * lekko edytowane 18.12.2020r. *    


                Po chwili Ginny pojawiła się w zaułku znajdującym się tuż przy budynku w którym doszło do pożaru. Szybko wypatrzyła w tłumie Hermionę i bez żadnego planu ruszyła w jej kierunku. Zdawała sobie sprawę, że dużo ryzykuje. W końcu było to prawie pewne, że szatynka jej nie pozna a może sobie o niej źle pomyśleć, przez co trudniej będzie jej podać eliksir. Jednak rudowłosa tak bardzo pragnęła po tych dwóch latach ponownie zobaczyć swoją najlepszą przyjaciółkę, że nie zwracała nawet uwagi na otaczających ją ludzi i biegiem dotarła do Hermiony. Gdy ją zobaczyła, automatycznie chciała ją uściskać. Dopiero gdy szatynka ujrzała zbliżającą się do niej kobietę, Ginny dostrzegła w jej oczach, że jej nie poznała. W głębi serca liczyła, że nagle wszystko sobie przypomni, rzucą się sobie w objęcia i wszystko będzie tak jak dawniej. 

- Mogę jakoś pomóc? – usłyszała nagle tak dobrze jej znany głos. Łzy napłynęły jej do oczu gdy spojrzała na swoją najlepszą przyjaciółkę wpatrującą się w nią z ciekawością. 

- Nie, dziękuję – odpowiedziała po chwili wahania drżącym głosem. – Po prostu pomyliłam panią z kimś innym. – odpowiedziała i szybko oddaliła się o kilka kroków. Otarła łzy, które popłynęły po jej policzkach gdy szatynka odwróciła się do stojącego obok niej mężczyzny, jak gdyby nikt do niej przed chwilą nie podszedł. Jakby nic się nie stało. Nadal jednak stała blisko Hermiony, więc postanowiła, że będzie ją śledzić i podsłucha jej rozmowę z brunetem, który obejmował ją w pasie. 

- Myślę, że powinnaś zrobić sobie dzisiaj wolne – zaproponował mężczyzna.

- Nie mogę wziąć sobie wolnego, przecież dobrze o tym wiesz – od razu odpowiedziała szatynka.

- Musisz odpocząć. Zrobiłaś dzisiaj coś niezwykle odważnego i całkowicie zasługujesz na to, aby zostać w domu.

- Matt, dobrze wiesz że księgarnia jest moim drugim domem. Nawet jeśli mam odpoczywać, to tylko tam – powiedziała stanowczym głosem.

- No dobrze – odpowiedział zrezygnowany.  – A mogę cię przynajmniej odprowadzić?

Ginny została trochę w tyle, ponieważ nie chciała zostać przyłapana. Szła kilka metrów za parą starając się wtopić w tłum obecny na ulicy. Przez ten czas zaczęła się zastanawiać jak podać Hermionie eliksir, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Jednocześnie starała się powstrzymywać łzy napływające litrami do jej brązowych oczu. Nie mogła pogodzić się z tym, że przez czyjeś idiotyczne poglądy straciła tak ważną w swoim życiu osobę. 

Po kilku minutach zauważyła, że para zatrzymała się przed dużą kamienicą. Prawdopodobnie była ona dość stara, jednak ktoś bardzo dbał o to, aby z zewnątrz wyglądała na nową. Na parterze od strony ulicy znajdowało się kilka małych sklepików, w tym wspomniana przez szatynkę księgarnia. Gdy Ginny zobaczyła jej nazwę, nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Napis „Esy i Floresy” znajdujący się na dużym oknie sprawił, że rudowłosa od razu przypomniała sobie te wszystkie razy, kiedy razem z Hermioną kupowały tam książki. W kobiecie ponownie odżyła nadzieja na to, że przyjaciółka jednak posiada choć część wspomnień ze swojego poprzedniego życia. Chowając się za słupem z ogłoszeniami chciała, aby ten cały Matt już sobie poszedł. Po chwili zobaczyła jak mężczyzna składa na ustach szatynki długi pocałunek po czym odchodzi w nieznanym jej kierunku. „Biedny Draco” – pomyślała, mimo że nigdy nie przepadała za blondynem. Wiedziała jednak, że poza Hermioną nie ma nikogo bliskiego. Z resztą skoro będą musieli czekać rok, aż nareszcie wszystko będzie jak dawniej, to jej będzie łatwo nawiązać z nią nić przyjaźni i wejść do jej życia. Ale Draco będzie najtrudniej, ponieważ nie ma nic gorszego niż widok ukochanej osoby będącej z kimś innym. Ginny już dawno się o tym przekonała, jeszcze za szkolnych czasów.

Kiedy szatynka zniknęła za drzwiami do prawdopodobnie swojej księgarni, rudowłosa podeszła bliżej do budynku. Nagle w oczy rzuciła jej się kartka przyczepiona na okna:

Poszukiwany pracownik! 

Nie mogło być lepszej okazji do nawiązania kontaktu z Hermioną niż praca z nią, dlatego Ginny od razu wiedziała, co zrobić. Tydzień temu skończył jej się kontrakt na granie w drużynie Harpii z Holyhead, którego jeszcze nie przedłużyła. Zresztą nie była nawet pewna, czy chce to zrobić. Kochała Quidditch, była w świetnej formie, ale coraz częściej z Harrym zastanawiali się nad dzieckiem. Od zawsze wiedziała, że chce zostać matką, ale kariera sportowa jej to do tego czasu uniemożliwiała. Oczywiście nie była ona dla niej najważniejsza, ale chciała też, żeby jej dziecku niczego nie brakowało. Dodatkowo czekali aż zostaną złapani wszyscy śmierciożercy, a przynajmniej ich znaczna większość, ponieważ nie chcieli aby było w jakimkolwiek stopniu zagrożone.

Rudowłosa wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi do księgarni. Była bardzo zestresowana i miała wrażenie, że jej twarz jest jeszcze trochę zaczerwieniona on płaczu. Jednak była w końcu w Gryffindorze. Dlatego też od razu po przekroczeniu progu skierowała się w kierunku Hermiony.

- Dzień dobry – usłyszała przyjacielski głos należący do szatynki. – Czym mogę służyć?

- Jestem tutaj w sprawie ogłoszenia o pracę. Jest ono jeszcze aktualne?

- Oczywiście – odpowiedziała od razu z wyczuwalną ulgą w głosie. – Już się bałam, że nikt się nie zgłosi. Nazywam się Emma Watson – dodała i wyciągnęła dłoń do rudowłosej.

- A ja Ginny Potter. Bardzo miło mi panią poznać – odpowiedziała po dłuższej chwili, ponieważ musiała zapanować nad swoim głosem kiedy usłyszała ”imię” Hermiony.

- Mów mi Emma. Jesteśmy przecież w podobnym wieku i mamy razem pracować -  odpowiedziała szatynka szerokim uśmiechem na twarzy. – No to Ginny, skoro chcesz tutaj pracować to musimy się lepiej poznać. Kawa czy herbata?


~*~


- Dobry wieczór Draco – powiedziała rudowłosa gdy tylko właściciel domu otworzył drzwi. Mimo tego, że Hermiona jej nie pamiętała, była szczęśliwsza niż kiedykolwiek przez ostatnie dwa lata. Podczas rozmowy z szatynką, która bardzo się przeciągnęła, wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Jej najlepsza przyjaciółka była taka jak zawsze, mimo tego że nie znała swojej nowej pracowniczki. 

- Co tutaj robisz, Potter? – zapytał zdziwiony obecnością kobiety blondyn. Od ich ostatniego spotkania wyglądał jeszcze gorzej. Jego włosy były zdecydowanie za długie, krótki zarost zaczął przeradzać się w brodę i już z daleka można było wyczuć zapach alkoholu. Mężczyzna nie mógł poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i mimo ich prób nic się nie zmieniało. 

- Znalazłam ją Draco, znalazłam Hermionę. – odpowiedziała szybko rudowłosa. W oczach Malfoya od razu pojawił się błysk, którego nie było tam od dawna. Natychmiast się wyprostował i już chciał wyjść na dwór, kiedy Ginny go powstrzymała.

- Na co jeszcze czekamy? – zapytał niecierpliwie. – Powiedz gdzie jest, proszę.  Ja muszę ją zobaczyć, chociaż tylko na chwilkę. – mówił błagalnym głosem. Chciał znów mieć ją przy sobie i już nigdy nie wypuszczać ze swoich objęć.

- Jest jedna, bardzo ważna, sprawa Draco – zaczęła smutnym głosem. – Eliksir zadziałał i Hermiona nie pamięta nic a nic. Myśli, że nazywa się Emma Watson, ale…

- No i co z tego?! – zapytał już zniecierpliwiony blondyn. Z każdą sekundą coraz bardziej ponownie ujrzeć ukochaną. Dobrze wiedział jak działa mikstura więc nie widział sensu w tym, aby teraz czekać
i tracić tak cenny dla niego czas.

- To z tego Draco, że ma narzeczonego. 


~*~


Tajemniczy blondyn już od godziny siedział w restauracji i przez ten czas zamówił tylko dwie szklanki mocnego alkoholu. Jego wzrok co chwila kierował się w stronę stolika znajdującego się na drugim końcu sali. Para, która przy nim siedziała, była wpatrzona w siebie jak w obrazek i co chwila można było usłyszeć perlisty śmiech brązowookiej szatynki oraz towarzyszącego jej bruneta. Dla Draco patrzenie na zakochaną parę było jak tortura, ale jednocześnie sam fakt przebywania w jednym pomieszczeniu ze swoją ukochaną sprawiał, że nie mógł wrócić do domu, w którym i tak wszystkie jego myśli skupiały się wokół jednej osoby. W ten sposób przynajmniej wiedział, że jest bezpieczna, co stanowiło dla niego największy priorytet. 

Podczas spotkania, które odbyło się dwie godziny wcześniej, razem z resztą ustalili, co teraz będą robić. Ginny miała pracować z Hermioną i po jakimś czasie zaprosić ją na obiad. Tam miała ona spotkać Harry’ego  i Rona, którzy przecież należeli do rodziny jej nowej pracownicy. W pewnym momencie ”przez przypadek” miał do nich wpaść ”przyjaciel rodziny”. Jednak blondyna nawet w najmniejszym stopniu nie zadowolił ten plan. Czekać tak długo? To nie było w jego stylu. Dlatego teraz od godziny siedział w tej malutkiej restauracji i dobrowolnie poddawał się torturom.

Pozostawała tylko sprawa rodziców szatynki. Nie wiedzieli oni jeszcze o tym, że ich córka została znaleziona. Tę informację miał im przekazać Draco, ale nie chciał on tego robić, zanim nie wymyśli, jak włączyć ich do życia ich córki. Przecież to oni zasługiwali na to najbardziej. Z tego co dowiedziała się Ginny, Hermiona myślała że wychowywała się w domu dziecka a jej rodzice musieli ją oddać tuż po urodzeniu. Kiedy skończyła 18 lat, miała zacząć studiowanie literatury na jakimś mugolskim uniwersytecie. Przez ten czas miała też pracować na pół etatu w bibliotece uniwersyteckiej. Następnie przez kilka lat pomieszkiwać w Londynie po czym wynieść się do niewielkiego miasteczka na południu Wielkiej Brytanii. Najgorsze było to, że kilka kilometrów dalej znajdowała się rezydencja Malfoyów, którą jako pierwszą przeszukiwali Draco i Ron. Dla blondyna był to kolejny powód, by obwiniać siebie o zaistniałą sytuację. Wmawiał sobie, że mógł temu w jakiś sposób zapobiec, w jakiś niemożliwy sposób powstrzymać Lucjusza. Wtedy nie musiałby patrzeć na swoją ukochaną będącą z kimś innym.


~*~


- To straszne, że są osoby które muszą oddać swoje dzieci ze względu na własnych rodziców – powiedziała Hermiona czytając Proroka Codziennego a dokładnie artykuł o znanej zawodniczce Quidditcha, której niedawno udało się odnaleźć rodziców. Według autora zostali oni do tego zmuszeni przez dziadków szukającej, ponieważ oboje dopiero co skończyli naukę w Hogwarcie. Na szczęście rodzinie udało się odnaleźć. – Jakbym ja była na miejscu tej kobiety to wybaczyłabym moim rodzicom, że mnie oddali – stwierdziła szatynka.

- Ja nie wiem, czy byłbym do tego zdolny. Przez całe dzieciństwo wychowujesz się bez rodziców po czym, gdy już jesteś dorosły i się z tym wszystkim uporałeś, na nową rozdrapują dopiero co zarośnięte rany.

- Ale z drugiej strony potem masz z powrotem swoich rodziców. Z resztą to nie była ich wina, że ciebie oddali, ponieważ zostali do tego zmuszeni. Przez całe życie żyli z wyrzutami sumienia i codziennie zamartwiali się, czy jesteś szczęśliwy i bezpieczny – wdała się w dyskusję Hermiona, ale Draco widząc, że ma ona w planach zalanie go toną argumentów, postanowił zakończyć ten dość smutny temat. 

- Nawet nie wiesz, jak ślicznie wyglądasz, kiedy zastanawiasz się na doborem najlepszej argumentacji – zaczął blondyn i już pochylał się w kierunku ukochanej, kiedy ta przywróciła go do rzeczywistości.

- Malfoy, za dziesięć minut mamy być u moich rodziców a ty nadal nie jesteś ubrany! – zarzuciła mu, kiedy spojrzała na zegarek. Sama była już od pół godziny gotowa i właśnie czekając na blondyna zajęła się przeglądaniem gazety.

- Granger, przecież już prawie jestem gotowy. Ale jeśli chcesz to mogę w ogóle pójść w samych bokserkach, albo nawet i bez. Sama mówiłaś, że … - zaczął żartować arystokrata, kiedy mocno zdenerwowana już szatynka przerwała mu w jego wywodach na własny temat.

-Malfoy!


~*~


Blondyn wiedział już, co zrobić. Z pomocą Harry’ego, który bez problemu mógł załatwić wszelkie fałszywe dokumenty, Hermiona z powrotem będzie miała swoich rodziców. Dobrze też wiedział, że dla państwa Granger nie ma teraz nic ważniejszego niż odzyskanie swojej córki z powrotem. W ten sposób wszyscy byliby szczęśliwi. Już nie mógł się doczekać aż przekaże tę ”dobrą” nowinę rodzicom ukochanej, ponieważ przez ten ostatni czas bardzo się z nimi zżył i nawet zaczął ich traktować trochę jak swoją przyszywaną rodzinę.

Draco spojrzał na znajdującą się w kieszeni jego kurtki buteleczkę z eliksirem, który miał zatrzymać działanie eliksiru. Jak tylko dowiedział się o ”genialnym” planie Ginny, skontaktował się z profesorem Slughornem. Ten szybko przygotował dla niego miksturę i dokładnie obliczył, ile zajmie przygotowanie drugiego wywaru. Akurat nadarzyła się idealna okazja, ponieważ Hermiona poszła do łazienki a jej narzeczony był zajęty rozmową z osobami znajdującymi się przy stoliku obok i na szczęście siedział plecami do ich zamówienia, jednocześnie zasłaniając widok swoim rozmówcom. Blondyn szybko wstał i idąc do toalety niespostrzegalnie dolał eliksir do filiżanki z herbatą należącą do szatynki. Po chwili wyszedł z męskiej łazienki i jak gdyby nic się na stało wrócił do swojego stolika. Dopijając swoją szklankę z mugolską whisky widział, jak jego ukochana wypija swój napój. Gdy po kilku minutach wyszła z restauracji razem z brunetem, Draco uregulował swój rachunek i po chwili teleportował się do swojego domu. To miała być pierwsza noc, którą po dwóch latach mógł przespać spokojnie.


~*~


Po powrocie z restauracji od razu udała się do swojego mieszkania. Była padnięta i całkowicie wykończona. Po szybkim prysznicu od razu wskoczyła do ciepłego łóżka i po kilku minutach już spała.

Na początku jej sen był miły i przyjemny. Spacerowała po dziwnie znajomych jej błoniach, chociaż nie pamiętała gdzie się one znajdowały. Siedziała nad jeziorem i patrzyła na stojący niedaleko niego duży, stary zamek z licznymi wieżyczkami. Miała wrażenie, że gdzieś już go widziała, ale tak jak z błoniami, nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Nagle zaszło słońce. Dookoła zapanował mrok. Zaczęła słyszeć liczne wrzaski przepełnione cierpieniem. Chciała zacząć uciekać, ale nie mogła ruszyć się z miejsca. Dochodziły do niej odgłosy bitwy, zamek świecił się od wielu kolorowych  błysków. Nie wiedziała skąd one pochodziły. Próbowała się obudzić, ale nie mogła. Widziała, jak ściany budynku się niszczą. I nagle przed oczami pojawiła się jej jakaś twarz. Niby znajoma, ale nie wiedziała do kogo należy. Obudziła się. Jedyne co zapamiętała, to stalowoszare oczy przepełnione smutkiem
i cierpieniem.



*******************

Witam :) Jak zawsze przepraszam Was, że trzeba było czekać tak długo na kolejny rozdział :( Niestety ostatnie półtora tygodnia semestru jest przepełnione nauką :( Mam jednak postanowienie noworoczne, chyba domyślacie się czego dotyczy, więc mam nadzieję, że uda mi się szybko napisać 10 rozdział :)
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodobał i że za bardzo nie namieszałam ;) gdybyście mieli jakieś wątpliwości, bo coś  źle wytłumaczyłam, to spokojnie piszcie ;) I mam nadzieję, że nie było zbyt wielu powtórzeń, ale jeśli jednak jakieś przeoczyłam to nie bójcie się o tym napisać ;)
 I jeśli chodzi o misję, to cały następny rozdział postaram się poświęcić właśnie niej :) Ogólnie wolicie, abym w jednym rozdziale opisywała "teraźniejszość" i "przeszłość", czy aby pojawiały się oddzielnie?
Czekam na wasze opinie :)

Pozdrawiam,
Maggie Z.