Była szósta rano i Harry właśnie przygotowywał sobie kawę. Był strasznie zmęczony i śpiący a czarny napój wydawał się jego jedynym zbawieniem. Prawie całą noc nie zmrużył oka. Najdłużej spał może z pół godziny, ale wtedy akurat z łóżka wstała Ginny, która podobnie jak on miała problemy z zaśnięciem. Przez cały czas kiedy szukał z przyjaciółmi horkruksów budził go nawet najmniejszy hałas, ponieważ mógł on zwiastować szmalcowników. Do tego czasu nie pozbył się tej czujności podczas snu. Od razu więc wychwycił, że jego żona zmierzała w stronę drzwi. Przetarł oczy i spytał się jej, czy coś się stało. Jednak rudowłosa zapewniła, że wszystko jest w porządku, ale musi pójść po eliksir Słodkiego Snu, bo inaczej nie wie czy znowu zaśnie. Harry dobrze to rozumiał, sam często robił podobnie. Pierwsze miesiące po wojnie były trudne dla każdego czarodzieja, który stracił kogoś bliskiego. Często śniła mu się bitwa, wszystkie zmarłe osoby. Czuł się częściowo odpowiedzialny za ich śmierć. Gdyby inaczej to wszystko rozegrał może obeszłoby się bez przelewu krwi. Fred nadal by żył, Lupin i Tonks wychowywaliby Teddy’ego.
Woda właśnie się zagotowała i Harry przestał rozmyślać o żniwach, jakie zebrała ze sobą Bitwa o Hogwart. Teraz trzeba się skupić na Hermionie. Może za bardzo tego nie okazywał, nie chciał, aby Ginny jeszcze bardziej się stresowała, ale strasznie martwił się o szatynkę. Była jedną z najbliższych mu osób. Kochał ją jak siostrę i nie powinien pozwolić, aby stało się jej coś złego. Teraz zrobi co w jego mocy, aby było znów bezpieczna. Pamiętał, jak martwił się o nią gdy powiedziała mu, że spotyka się z Malfoyem. Jednak później razem z jego żoną i najlepszym przyjacielem poznali blondyna lepiej i przestali się bać, że arystokrata ją zrani. Po samym spojrzeniu jakim obdarzał on szatynkę można było poznać, że ją kocha.
I to ze wzajemnością.
Teraz znowu martwił się o jej bezpieczeństwo, ale czuł się bezsilny, ponieważ nie miał żadnego tropu, wskazówki gdzie zacząć. Na razie jedyną szansą było spotkanie się z Draconem. Tylko razem mogą coś zdziałać. Postanowił, że wyśle do niego sowę i zapyta się gdzie i kiedy dokładnie się spotykają. Napisał krótką wiadomość, przyczepił ją zwiniętą do nóżki białego ptaka, który tak bardzo przypominał jego ukochaną Hedwigę i obserwował, jak robi się on coraz mniejszy i ostatecznie znika.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Promyki wschodzącego słońca przebijałby się przez firanki i tworzyły niepowtarzalne kształty na ścianie naprzeciwko okna. Kuchnia nie należała do największych, ale sprawiała wrażenie przestronnej. Ściany były pomalowane na waniliowy kolor, szafki i półki były wykonane z jasnobrązowego drewna. Szuflad było dużo, aby jak najbardziej wykorzystać każdą wolną przestrzeń. Nad kuchenką połączoną z piekarnikiem, który oczywiście działał inaczej niż ten mugolski, wisiał czosnek i stały słoiczki z najróżniejszymi przyprawami. Wziął do ręki kubek z gorącą kawą i najnowszym wydaniem Proroka Codziennego, po czym wyszedł na taras, aby zaznać trochę świeżego, porannego powietrza. Ono zawsze pomagało mu w myśleniu. Usiadł na drewnianej ławce, wziął łyk czarnego napoju, rozłożył gazetą i zaczął ją czytać jednocześnie czekając na powrót sowy.
~*~
Dracona obudził stukot w szybę a raczej ból głowy nim wywołany. Rozejrzał się po dużym salonie, aby zobaczyć, skąd dobiega ten denerwujący dźwięk. Gdy tylko zlokalizował jego źródło, otworzył jedno z okien w jadalni, odwiązał liścik od nóżki białej sowy i szybko przeczytał jego treść. Przez chwilę chciał zawołać Hermionę, aby z nią ustalić szczegóły wizyty Potterów, jednak gdy tylko otworzył usta przypomniał sobie wydarzenia z wczorajszego dnia. Od razu zaczął myśleć o swojej narzeczonej i chciał wpaść na jakiś pomysł by ją znaleźć. Tak bardzo się o nią martwił. Szybko zerknął na zegarek, sprawdził godzinę i napisał odpowiedź. Musieli się jak najszybciej spotkać, więc zaproponował, aby przyszli jak tylko będą mogli.
Najpierw poszedł do salonu. Ściany w tym pokoju były pomalowane na beżowo. W tym samym kolorze był dywan pod stolikiem do kawy oraz poduszki na sofie i dwóch fotelach. Meble te były koloru kremowego i idealnie pasowały do materiału z którego zostały wykonane firanki. Kolorem przypominał on kawę z mlekiem. Zasłony były za to w brązowe wzorki, które znajdowały się na kremowym tle. Podłoga, stolik, kilka półek oraz barek, który dla Malfoya był obowiązkowy a dla Hermiony tylko zajmował miejsce, wykonane były z jasnego drewna.
Ciepła temu pokojowi dodawał duży kominek, który znajdował się naprzeciwko sofy. W rogach pomieszczenia rosły kwiaty a na półkach stały pamiątki z wielu odwiedzonych przez nich krajów. Salon, tak jak prawie wszystkie pokoje w tym domu, był urządzany przez jego narzeczoną. Był to jeden z warunków, które postawiła, kiedy blondyn zaproponował, aby zamieszkali razem. Zdołał uchronić tylko swój gabinet, który oczywiście był wykonany w ślizgońskim stylu. Jak tylko przypomniał się mu jej zapał podczas wykańczania budynku, na jego twarzy pojawił się uśmiech, który szybko zniknął jak tylko przyszło mu na myśl, że może już nigdy nie zobaczy szatynki, jej pięknych, czekoladowych oczu, uśmiechu, którym tak często go obdarzała. Bez niej w tym domu panowała pustka i wieczna cisza. Bez niej to nie był ten sam budynek.
Musiał przestać tak myśleć. Razem z Potterami i Weasleyem coś wymyślą, znajdą Hermionę. A wtedy już nigdy nie wypuści jej ze swoich ramion. Był na siebie zły, że do tego dopuścił, że nie był w stanie jej ochronić. Jego umysł automatycznie podsyłał mu obrazy cierpiącej i torturowanej szatynki. Uratuje ją, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w swoim życiu. Tak jak wtedy, podczas ich wspólnej misji.
~*~
Hermiona nienawidziła czekania. A zostały jeszcze, zerknęła na zegarek, trzy godziny zanim ogłoszą jakie projekty ustaw zostaną dopracowane i wprowadzone w życie. Bardzo chciała aby wśród tych wybranych znalazła się ta wykonana przez nią i członków założonego przez nią jeszcze w szkole stowarzyszenia WESZ. Stawało się ono ostatnio coraz bardziej popularne i znaczące w magicznym świecie. Ta ustawa sprawiłaby, że skrzaty dostawałyby wynagrodzenie za swoją pracę i zyskałyby więcej praw. Tym samym jedno z jej marzeń nareszcie by się spełniło. Jednak musiała jeszcze czekać trzy godziny, a wskazówki zegarka jak na złość przesuwały się strasznie wolno.
Właśnie miała zabrać się za przeglądanie spraw przeznaczonych na dzisiaj do rozstrzygnięcia, ale ktoś zapukał do drzwi jej gabinetu. Zdziwiła się, ponieważ na tę godzinę nie miała umówionej żadnej wizyty, ale po chwili zaprosiła tę pukającą do drzwi osobę, którą okazała się sekretarka Ministra, Isabelle Twink. Nie przepadała za tą kobietą. Była strasznie wredna i była przeciwko przyjęciu przygotowanej przez nią ustawy! Jednak zdobyła się na wymuszony uśmiech. Zniesie jej wizytę z godnością.
- Jesteś proszona do gabinetu Ministra Magii – powiedziała bez zbędnych uprzejmości blondynka a na jej twarzy pojawił się wredny uśmieszek. Jak ona nie lubiła Isabelle!
- A w jakiej sprawie, jeśli mogę wiedzieć? – zapytała lekko już zestresowana Hermiona. Bała się, że zrobiła jakiś błąd w dokumentach albo źle rozpatrzyła ważną sprawę i najważniejsza osoba w Ministerstwie, jeśli nie w całej Wielkiej Brytanii, zamierza ją teraz ochrzanić i zwolnić z pracy!
- Dowiesz się w gabinecie – odpowiedziała sekretarka zadowolona reakcją szatynki. – Minister nie powinien długo czekać, więc może raczyłabyś wstać i pójść za mną? – dodała jak zobaczyła, że znana przyjaciółka Wybrańca nadal siedzi w swoim fotelu.
Hermiona szybko podniosła się i ruszyła za blondynką. Nie odpowiedziała na jej pytanie, ponieważ była zbyt bardzo pochłonięta wyszukiwaniem błędu w jakimś dokumencie lub w jej postępowaniu. Nawet nie zauważyła, kiedy wsiadły do magicznej windy, wyszły z niej i doszły do gabinetu samego Ministra Magii, którym był dobrze jej znany z Zakonu Feniksa Kingsley Shacklebolt. Isabelle zatrzymała się przed dużymi, wykonanymi z ciemnego drewna drzwiami, na których widniała złota tabliczka, która informowała czyj był dany gabinet. Blondynka zapukała i gdy usłyszała zaproszenie od razu otworzyła drzwi.
- Przyprowadziłam Hermionę Granger, panie Ministrze – powiedziała swoim denerwującym głosem i prawie wepchnęła szatynkę do pomieszczenia.
- Bardzo dziękuję, Isabelle. Możesz już wracać do pracy. – odprawił sekretarkę Kingsley
i wskazał przyprowadzonej ręką, aby zajęła wygodne krzesło naprzeciwko niego. Jednak bardziej niż na osobie Ministra, Hermiona skupiła się na osobie, która zajmowała drugie krzesło obok tego przeznaczonego dla niej. Był to pewien znany w magicznym świecie arystokrata, były śmierciożerca i jej wróg z czasów szkolnych, czyli nie kto inny jak Draco-Tleniona-Fretka-Malfoy. Jednak szybko przeniosła wzrok na czarodzieja siedzącego za dużym biurkiem i zajęła wskazane przez niego miejsce. Nie chciała dać po sobie poznać, że w ogóle zauważyła siedzącego obok niej blondyna.
- Pewnie zastanawiacie się czemu was wezwałem – zaczął Minister. – Otóż, jak pewnie dobrze wiecie z Proroka Codziennego, na wolności zostało jeszcze kilku śmierciożerców, którzy po przegranej Lorda Voldemorta uciekli z Hogwartu i ukrywają się gdzieś w kraju. – tutaj zrobił przerwę i spojrzał na swoich gości, aby sprawdzić czy są na bieżąco z tymi informacjami. Ci, jak tylko zobaczyli, ze Kingsley przerwał, szybko pokiwali głową. Nadal nie wiedzieli co mają z tym wspólnego. – Ministerstwo jakiś czas temu dowiedziało się o prawdopodobnej lokalizacji ich ostatniej grupy i wysłało w to miejsce grupę najlepszych Aurorów. Misja oczywiście była ściśle tajna. Jednak gdy tylko oni pojawili się na miejscu, zostali otoczeni przez tych, których chcieli złapać. Doszło do walki. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Jednak śmierciożercom udało się uciec. Byli oni przygotowani na przybycie Aurorów, co oznacza, że mamy w Ministerstwie szpiega.
Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Czuła jednocześnie ulgę, że nie popełniła żadnego błędu, ale była jednocześnie zdziwiona i zmartwiona tym, że ktoś po tym wszystkim, co ci źli ludzie wyrządzili, był w stanie przekazywać im tak istotne informacje!
Draco również poczuł ulgę. Po pierwszych słowach Ministra bał się, że jest podejrzewany. Mimo tego, że został oczyszczony z zarzutów i podczas Bitwy o Hogwart stanął po właściwej stronie, ludzie nadal czasami się go bali, unikali i posyłali spojrzenia pełne gniewu. Nadal pamiętali, że jego ojciec był w Azkabanie, służył Voldemortowi oraz że obaj mają na lewym ramieniu wypalony Mroczny Znak oznaczający przynależność do Śmierciożerców. Ludzie nigdy nie przestaną o tym pamiętać, niezależnie od tego co zrobi. Zresztą on sam nigdy nie zapomni tego wszystkiego, co wydarzyło się kiedy mimo woli musiał służyć Czarnemu Panu.
- Niestety nie wiemy kto nim jest – kontynuował Kingsley. – A nadal musimy złapać tę grupę aby nie stanowiła już nigdy dla nikogo zagrożenia. Dlatego wpadłem na pomysł, aby wysłać
z tajną misją dwie osoby, które mogłyby się dowiedzieć o dokładnej lokalizacji ich kryjówki
i jednocześnie odkryć, który pracownik Biura Aurorów nas zdradził. Wybrałem was.
Oczy Hermiony rozszerzyły się do granic możliwości a Draco mimowolnie aż otworzył usta ze zdziwienia.
- Dlaczego akurat my, panie Ministrze? – uprzedziła szatynka młodego Malfoya, który też właśnie zamierzał zadać to pytanie.
- Odpowiedź jest bardzo prosta, panno Granger. Pani i pan Malfoy jesteście bardzo zdolnymi czarodziejami i wasze umiejętności będą niezwykle przydatne. Dodatkowo zna pani dobrze świat mugolski, co jest istotne w tej misji. Za to pan, panie Malfoy, miał w przeszłości styczność ze śmierciożercami, co pomoże w wykonaniu powierzonego wam zadania. Wierzę, że zgodzicie się na moją propozycję.
Hermiona przez chwilę się zastanowiła. Wiedziała, że jeśli weźmie udział w misji będzie zmuszona na częste przebywanie z osobą, która wielokrotnie ją obrażała. Jednak możliwość pozbycia się raz na zawsze Śmierciożerców była zbyt silna do zlekceważenia
z powodu jej osobistych problemów. Byłoby to, jak dla niej, zbyt egoistyczne.
- Wezmę udział w misji, panie Ministrze – odpowiedziała, a w jej głosie nie dało się wyczuć,
że przez chwilę się zawahała.
Draco również nie był pewny, czy się zgodzić. Nie miał zamiaru wykonywać misji razem z Granger. To, że się ”nawrócił” nie oznaczało od razu, że jego niechęć do szatynki choćby w minimalnym stopniu zmalała. Przestał ją obrażać, to prawda. Nie zamierzał jednak przeprosić ją za bolesne odzywki, a to, że razem z resztą ”Świętej Trójcy” uratowali go i Zabiniego z Pokoju Życzeń, uznał za wyrównanie rachunków. Ale misja mogła spowodować, że ostatecznie odkupiłby swoje czyny które wyrządził w szóstej i siódmej klasie. Spłaciłby jednocześnie swój dług wdzięczności dla Kingsleya, który przyczynił się do jego uniewinnienia. Dlatego po przemyśleniu całej sytuacji blondyn również zadeklarował swój udział z zadaniu powierzonym im przez Ministra Magii. Nie widział jeszcze, że zmieni ono całe jego dotychczasowe życie.