12 stycznia 2021

Rozdział XIV

               Był środek nocy, kiedy Draco obudził się z krzykiem na czwartym piętrze Szpitala Świętego Munga. Spocony rozejrzał się dookoła. Był sam. Nie do końca wiedział kogo spodziewał się ujrzeć. Przez ułamek sekundy liczył, że na krześle w rogu zastanie śpiącego ojca, który zestresowany godzinami czuwałby przy jego łóżku. Mężczyzna nie był pewien, czy tak naprawdę chciałby ujrzeć Lucjusza Malfoya pierwszy raz od kilku tygodni w takich okolicznościach. Jednak kiedy wczoraj, pierwszy raz odkąd wylądował w Świętym Mungu, udało mu się o własnych siłach przejść całe czwarte piętro, nie mógł pozbyć się tego malutkiego uczucia zawodu, że jego własny ojciec nie przyszedł sprawdzić jak czuje się jego jedyny syn. Nie miał wątpliwości, że na jego emocje miał wpływ widok wielu czarodziejów czuwających przy swoich chorych bliskich, których minął podczas swojej krótkiej przechadzki. Zawsze zdawał sobie sprawę jak ważna dla ojca była pozycja rodziny w społeczeństwie. Od tego ciągłego przebywania w towarzystwie Hermiony musiał stać się zbyt naiwny, skoro sądził, że Lucjusz byłby w stanie przeboleć reakcje mijanych po drodze czarodziejów aby chociaż raz odwiedzić Dracona.

              Mężczyzna stracił nadzieję, że uda mu się znowu zasnąć, gdy zauważył pusty flakonik po Eliksirze Słodkiego Snu na szafce obok. Potrzebował spaceru. Nadal obolały, powoli wstał z łóżka i narzucił na siebie swój własny szlafrok, który razem z innymi rzeczami z jego domu został kilka dni temu przyniesiony przez skrzata domowego. Korytarz okazał się pusty. Początkowo Draco myślał, że włóczy się bez celu, jednak po kilku minutach zorientował się, że znajdował się przy drzwiach do pokoju, w którym do zdrowia dochodziła Hermiona. Malfoy starał się jak najrzadziej myśleć o czarodziejce, dzięki której znalazł siłę, aby przetrwać ciągłe tortury. Jednak było już dawno po drugiej w nocy, był śpiący i nie otrząsnął się jeszcze z koszmaru, który go przebudził. Uznał więc, że tym razem nie będzie ze sobą walczyć. Powoli, starając się nie wydać chociażby najmniejszego dźwięku, uchylił drzwi. Zdziwił się, gdy nie zauważył Potterów albo Weasleya czuwających przy przyjaciółce. Odnosił wrażenie, że nie zostawiali jej samej nawet na sekundę. Po chwili wahania zamknął za sobą drzwi.

              Porównując ilość eliksirów znajdujących się na nocnej szafce Hermiony, Draco doszedł do wniosku, że jest ona nadal w gorszym stanie niż on sam. Z tego co udało mu się wyciągnąć od Pottera dowiedział się, że w przeciwieństwie do niego kobieta nie potrafi samej przejść więcej niż kilku kroków. Gdy Draco przyglądał się jej w tym momencie czuł potrzebę, aby tak jak wtedy, kiedy byli pojmani, wziąć ją za rękę, przytulić i dodać otuchy. Zdziwił się na tę myśl, obwinił o jej obecność w jego głowie podawane mu eliksiry oraz to, że uciekając z kopalni na pewno mocno uderzył się w głowę i coś się stało z jego mózgiem. Kiedy po kilkunastu minutach poczuł się senny powoli wstał i cicho zamknął za sobą drzwi.

 

~*~

 

- Wiesz coś więcej o stanie Draco? – zapytała Hermiona, kiedy rankiem piątego dnia jej pobytu w Świętym Mungu Harry wszedł do jej pokoju. Auror nadal czuł się dziwnie słysząc przyjaciółkę mówiącą o jej szkolnym wrogu po imieniu. Kiedy dobrał ich w parę na potrzeby misji liczył, że ich relacja choć trochę mniej będzie przypominać kłótnie rodem z placu zabaw, ale na pewno nie spodziewał się tak dużej zmiany.

- Dzisiaj rano, wbrew zaleceniom Magomedyków, którzy chcieli, aby został na jeszcze jedną noc, wypisał się i wrócił do siebie – odpowiedział Potter wymieniając zwiędłe kwiaty w wazonie na nowe. – Jak ty się czujesz? Mogę coś tobie przynieść albo coś dla ciebie zrobić?

- Z każdym dniem coraz lepiej – ochrypłym głosem powiedziała Hermiona. Stwierdziła, że najlepiej będzie szybko zmienić temat. Harry przestanie stresować się jej zdrowiem a ona sama przestanie myśleć z żalem o tym, że ani razu nie odwiedził jej pewien wkurzający blondyn.  – Od tej całej bezczynności wkrótce oszaleję. Na pewno spytałeś Chloe czy nie ma dla mnie jakiś dokumentów do przejrzenia abym nie miała jeszcze większych zaległości gdy wrócę do pracy?

- Wszyscy z twojego Departamentu zgodnie uznali, że póki jesteś na zwolnieniu lekarskim masz zapomnieć o pracy. Oczywiście życzą szybkiego powrotu do zdrowia i nie mogą się doczekać, kiedy za dwa tygodnie wrócisz do Ministerstwa. Od siebie dodam, że gdyby to zależało tylko ode mnie, przedłużyłbym ci wolne jeszcze o tydzień. Zasłużyłaś na porządny odpoczynek.

- Harry, przez sześć lat nauki w Hogwarcie spędziłeś tyle czasu na Skrzydle Szpitalnym, że dobrze rozumiesz to, że mam już dość tego ciągłego leżenia. Naprawdę szybciej wyzdrowieję, gdy dasz mi coś do roboty. Może wreszcie się zgodzisz na to, abym mogła zacząć wypełniać raporty z misji?

- Nie ma mowy, na razie o tym nie myśl. Może za tydzień, gdy będziesz w lepszym stanie, rozważę danie ci tych kartek i czegoś do pisania. Nie zapomnij, że gdy ty i Malfoy osobno wypełnicie wszystkie dokumenty, konieczne będzie abyście dodatkowo wspólnie jeszcze raz odtworzyli wszystko co widzieliście i słyszeliście będąc w kopalniach – gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Mimo z ciągłych zapewnień płynących ze strony Hermiony, dalej nie potrafiła poradzić sobie ze wspomnieniami ostatnich wydarzeń. – To co miałem na myśli to nie śpiesz się. Twoje dobre samopoczucie jest dla mnie najważniejsze.

 

~*~

 

              Rozejrzał się po przedsionku i otrzepał płaszcz z popiołu, który znalazł się na nim podczas podróży. Niezadowoleni z jego wypisania się Magomedycy uznali, że teleportacja może być zbyt obciążająca dla jego organizmu, więc jak miał już się z nimi żegnać to powinien chociaż skorzystać z proszku Fiuu. Na pierwszy rzut oka posiadłość wyglądała dokładnie tak samo jak w dniu, w którym spakowany aportował się z niej na dworzec King’s Cross, gdzie razem z Hermioną rozpoczęli swoją misję. Na meblach nie było widać śladu kurzu, podłogi były tak czyste, że aż widział w nich swoje odbicie. Skrzaty domowe nie obijały się podczas jego nieobecności. Musiał jednak przyznać, że odkąd za sprawą pewnej dobrze znanej mu czarownicy weszło prawo, które nakazywało płacenie skrzatom za ich usługi, jeszcze bardziej przykładały się one do swojej pracy.

              Szkocka posiadłość była jedną z najstarszych należących do jego rodziny, przy czym Draco lubił ją najbardziej i była ona najbliżej tego, aby mógł nazywać ją domem. Przeprowadził się do niej tuż po uniewinnieniu. Mimo upływu kilku lat nadal nie był w stanie przekroczyć progu Malfoy Manor. Przez kilka pierwszych miesięcy rozważał podpalenie głównej rezydencji, wciąż miał koszmary o tym co działo się w niej po tym, gdy otrzymał Mroczny Znak. Już był bliski użycia Szatańskiej Pożogi, kiedy jakimś cudem Lucjusz Malfoy został uniewinniony. W zrozumiały tylko dla niego sposób ojciec uznał, że zachowa resztki godności wprowadzając się do niej z powrotem, jak gdyby nigdy nic. Nikt oprócz Draco i Narcyzy nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo miesiące spędzone w Azkabanie wpłynęły na Lucjusza. Dla obcych mu ludzi pozostał tym samym podlizującym się wszystkim tchórzem, ale najbliżsi musieli stwierdzić, że Lucjusz oszalał pozostając przy tym dobrym aktorem. Oszukał sędziów tak jak za pierwszym razem, kiedy uniknął Azkabanu wmawiając im, że był pod wpływem klątwy Imperius. A jedynym o czym potrafił myśleć to jego własna reputacja.

              Draco skierował pierwsze kroki w kierunku barku. Nie powinien spożywać alkoholu, ponieważ nadal przyjmował eliksiry, ale wróciwszy do pustego domu po samotnym pobycie w szpitalu uznał, że mało go obchodzą zalecenia Magomedyków. Nalał sobie szkockiej i ze szklanką w ręku ruszył w kierunku gabinetu. Na biurku leżała sterta nieotwartych listów i kilka większych paczek. Szybko pozbył się kilku, które nadawały się tylko do kosza. Wśród pozostałych wypatrzył wiadomość od Pansy Parkinson. Chociaż nie przyjaźnili się już tak bardzo jak w szkolnych czasach, wymieniali od czasu do czasu listy. Draco lubił co jakiś czas usłyszeć od kogoś, dla kogo znak znajdujący się na jego przedramieniu nie równał się końcu rozmowy. Czarownica po wojnie przeprowadziła się do Paryża i wydawała się szczęśliwa. Z rok temu związała się z bogatym, francuskim czarodziejem czystej krwi i najwidoczniej wkrótce planowali się pobrać. Od razu odpisał, że z przyjemnością zjawi się na weselu a na pytanie czy przyjdzie z osobą towarzyszącą jak zawsze odpowiedział, że nie.

 

~*~

 

              Od wypisania ze Św. Munga minęły dwa tygodnie. Draco spędził je głównie na wypełnianiu żmudnych raportów nadsyłanych co chwila z Biura Aurorów. Na szczęście leżące przed nim papiery miały być już tymi ostatnimi przeznaczonymi tylko dla niego. Kilka dni wcześniej Potter uprzedził go, że gdy Hermiona wypełni swoją część, następną papierkową robotę będą musieli wykonać wspólnie. Takie rozwiązanie nie było korzystne dla siedzącego przy biurku mężczyzny. Do swojego planu na życie ostatnio dopisał nowy punkt – unikanie Hermiony Granger za wszelką cenę. Stało za tym kilka powodów:

1)      Prześladował ją w Hogwarcie (według jego psychoterapeutki Ellen miał wyrzuty sumienia z tego powodu i powinien ją przeprosić, ale to nie było w jego stylu)

2)      Jego ciotka torturowała ją w jego domu (tej kwestii Ellen nie wiedziała jak rozwiązać)

3)      W jakiś niezrozumiały sposób dodawali sobie otuchy kiedy razem byli poddawali torturom (Ellen po usłyszeniu na czym one polegały stwierdziła, że dobrze by mu zrobiło porozmawianie o nich z kimś, kto przeszedł to samo, ale Draco planował z nikim innym nigdy więcej nie poruszać tego tematu )

4)      Wszedł w nocy do jej pokoju w Św. Mungu i patrzył jak śpi (mężczyzna dalej nie potrafił tego wytłumaczyć i była to jedyna kwestia, w której zgadzał się z Ellen – nie wspominać
o tym Hermionie)

W sumie to rzadko kiedy zgadzał się z Ellen, ale podobno była najlepsza i jej stawka była na tyle wysoka, że był w stanie w to uwierzyć. Już miał zakończyć pracę na ten dzień i skierować się w stronę barku, kiedy usłyszał stukanie w szybę. Nie rozpoznał sowy, która przyniosła list.

Draco,

Piszę, aby poinformować Cię, że skończyłam wypełniać moją część dokumentów. Uważam, że na wspólną część najlepiej byłoby umówić się na neutralnym gruncie. Moim zdaniem idealnie nada się jakaś kawiarnia w Londynie. Jakie dni ci pasują?

Hermiona

 

Czarodziej zdziwił się na widok swojego imienia, a nie nazwiska. Co prawda kilka razy zdarzyło zwrócić im się do siebie po imieniu w celi, nie spodziewał się jednak kontynuowania tego na co dzień. Dodatkowo za nic nie wiedział w jaki sposób ma się teraz wymigać od spotkania.

 

~*~

 

- Harry pisze, że praktycznie wybłagał u niego, abyśmy w jakiś sposób wypełnili wspólną cześć raportów oddzielnie. Rozumiesz to Ginny? Co jest z nim nie tak?! Uważasz, że zrobił to tylko po to, aby mnie zdenerwować? Bo jeśli tak to mu się kurde udało – wykrzyczała Hermiona i opadła bezsilnie na kanapę w salonie jej rodzinnego domu. – Powiedz mi, czy zrobiłam coś nie tak? Nie wiem, pisząc do niego pierwsza uraziłam jego dumę? Może nie wiem, nie powinnam od razu proponować spotkania a najpierw zapytać się jak się czuje i co u niego słychać?

- Hermiona, natychmiast przestań! Zaczynasz się nakręcać a Malfoy nie jest tego warty – próbowała uspokoić przyjaciółkę Ginny. – Malfoy był dupkiem, jest dupkiem i zawsze będzie dupkiem. Byłam pewna, że już dawno temu się z tym pogodziłaś. Zresztą czemu nie cieszysz się z takiego obrotu sprawy? Nie musisz się z nim widzieć, patrzeć na niego. Zamiast leżeć teraz na kanapie powinnaś skakać ze szczęścia! O co w takim razie chodzi?

- Po prostu… - zawahała się. – Samej nie wiem. Chyba liczyłam, że jak się z nim spotkam, porozmawiam, to jakoś pomoże mi to uporać się ze wspomnieniami z tamtego miejsca – ostatnie słowa wypowiedziała praktycznie szeptem.

- Och, chodź tutaj – Ginny szybko usiadła obok Hermiony i przytuliła ją. – Mam nadzieję, że wiesz,
że zawsze jestem obok jakbyś potrzebowała kogoś do rozmowy – jak na razie nie otworzyła się ona przed nikim. Tylko Harry, jako szef Aurorów, znał z jej raportów szczegóły tego, co działo się w kopalniach, ale nie mógł wyjawić innym szczegółów. Ginny starała się więc jak najbardziej uszanować decyzję przyjaciółki i nie naciskać wierząc, że nadejdzie czas, gdy się przed nią otworzy.

- Oczywiście, że wiem Ginny. Nie wiem jak bym sobie poradziła po tym wszystkim gdyby nie ty. Po prostu… - wzięła głęboki oddech.- Po prostu nie jestem gotowa. Wydaję mi się, że najpierw muszę sobie wszystko to uporządkować w głowie, zanim będę w stanie tobie o tym opowiedzieć.

- Jak to w ogóle było udawać żonę Malfoya? Podziwiam cię, że udało ci się z nim wytrzymać dłużej niż jeden dzień – wypowiedziała szybko przyjaciółka licząc, że tym pytaniem dowie się więcej o misji
i jednocześnie poprawi Hermionie humor dając jej okazję do ponarzekania na czarodzieja.

- Oj to było prawdziwe wyzwanie – wyznała lżejszym tonem. -Pierwszego dnia dosłownie stoczyliśmy walkę na poduszki o to, kto zajmie łóżko w sypialni… - przerwała, zamknęła na chwilę oczy i po głębszym oddechu dodała: - Draco… Malfoy… On uratował mi życie. Z każdego kierunku dobiegały jakieś huki, grzmoty… Ktoś celował we mnie różdżką, byłam pewna że już po mnie, już otwierał usta aby wypowiedzieć… I wtedy nagle padł na ziemię…. Draco tam stał – zaczęła dygotać i nie była w stanie powiedzieć więcej. Po jej bladej twarzy zaczęły ściekać łzy.

- Hej, wszystko w porządku. Jestem tuż obok – Ginny ponownie mocno przytuliła przyjaciółkę.

- Prze.. Przepraszam – próbowała dłońmi wytrzeć mokrą od łez twarz, ale bez rezultatu.- Nie wiem… nie wiem czemu płaczę…

- Nie masz za co przepraszać, nawet nie próbuj. Płacz tyle ile potrzebujesz.

 

~*~

 

              Odetchnął z ulgą, kiedy zaczął się pakować do wyjścia z Ministerstwa. Co prawda jeszcze wczoraj nie mógł się doczekać pójścia do pracy, jednak nie spodziewał się, że będzie mieć aż tyle zaległości. Rano na jego biurku piętrzył się stos papierów do przejrzenia, ponieważ najwidoczniej jego dwaj współpracownicy, którzy dzielili z nim pokój, nie garnęli się do pomocy podczas jego długiej nieobecności. Powinien się tego spodziewać, nigdy nie byli zadowoleni z faktu, iż pracują w tym samym pokoju co były śmierciożerca. Odniósł jednak wrażenie, że ostatnimi czasy ich stosunki zaczęły się ocieplać. Musiał za to przyznać, że rzucenie się w wir pracy pomogło mu oddalić myśli od spraw, których nie był jeszcze gotowy przeanalizować. Był jednak padnięty, oczy już mu się zamykały i uśmiechał się pod nosem na myśl o pysznej kolacji, która czekała na niego w domu, jak i wygodnym łóżku i długim, głębokim śnie.

              Nagle usłyszał, że na korytarzu prowadzącym do jego gabinetu powstało jakieś zamieszanie. Szybko jednak ustało, był już pewien, że coś mu się przesłyszało, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i bez czekania na odpowiedź ktoś nacisnął klamkę i je otworzył. Tym kimś była Hermiona Granger. Rozejrzał się po pokoju i zauważył, że nie tylko go zamurowało. Ivan i Conrad patrzyli na czarodziejkę z niedowierzaniem.

- Malfoy – odchrząknęła.

- Granger – odpowiedział niepewnie, wciąż nie rozumiejąc co się właśnie działo.

- Bądź gotowy za 10 min pod pomnikiem przy wyjściu. Musimy porozmawiać – nie czekając na jego odpowiedź wyszła zamykając za sobą drzwi.

- Czy tutaj, przed chwilą, to była Hermiona Granger? - wydukał Ivan, wciąż będąc z szoku. Draco nic mu nie odpowiedział wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała osoba, którą z całych sił chciał unikać i o której zdecydowanie nie chciał znowu myśleć.


~*~


Scena, gdy Draco patrzy na śpiącą Hermionę, jest dedykowana mojej przyjaciółce H, która dzieli ze mną niezdrową obsesję Zmierzchem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz