Dianie, Agnieszce i Juli
Nie wiedzieli, ile
minęło dni odkąd zostali schwytani przed ekipę Johanny. Rytm ich dnia był
wyznaczany przez tortury i przerwy między nimi. Jedyne co im pozostało to
nadzieja, że Harry zorientuje się w zaistniałej sytuacji i przybędzie im na
ratunek. Hermiona wierzyła całkowicie w swojego przyjaciela, ale Draco nie podzielał jej optymizmu. Mało rozmawiali o
szansy na ucieczkę, ponieważ nie chcieli zwiększać czujności śmierciożerców i
utrudniać Aurorom misji, o ile taka w ogóle się odbywała. Raporty wysyłali im w
każdy piątek a do kopalni wybrali się w sobotę po festynie. Oznaczało to, że najpóźniej
po tygodniu Ministerstwo powinno się zorientować, że wpadli w tarapaty. Mieli
wrażenie jakby minęło o wiele więcej czasu.
Siedzieli w ciszy.
Johanna dawno się już nie pojawiała, więc tym bardziej zachowywali czujność
czekając na najgorsze. Podczas jej ostatnich wizyt poświęcała ona większość
swojego czasu Hermionie, którą kilka razy kazała Theonowi zabrać z celi nie
przejmując się tym, że ta ledwo mogła ustać na własnych nogach. Kiedy po kilku
godzinach, które wydawały się Draco wiecznością, byli oni z powrotem, jego partnerka była nieprzytomna. I chociaż odzyskiwała później
przytomność i nie miała większych obrażeń, nie miał odwagi pytać o to, co jej
robili. Ona sama nie odezwała się ani razu odkąd pierwszy raz obudziła się po
byciu zabraną, więc tym bardziej nie chciał naciskać. Zauważył jednak, że przez
większość czasu Hermiona trzymała się za swoje przedramię, gdzie, o ile dobrze
pamiętał, jego szalona ciotka zostawiła podczas swoich tortur słowo SZLAMA na pamiątkę. Dobrze pamiętał jak bardzo
bezradnie się wtedy czuł. Nie był w stanie zrobić czegokolwiek nie narażając
przy tym swoich rodziców i nawet nie chciał myśleć o tym jak Czarny Pan by
zareagował na wieść, że kłamał mówiąc, iż nie rozpoznał w przyprowadzonym im czarodzieju Harry’ego
Pottera.
Nie wiedział czy
skłoniły go do tego wyrzuty sumienia czy może przez tortury i izolację tracił
rozum, ale ignorując ból w całym ciele doczołgał się do Hermiony i powoli,
licząc że nie przywoła tym kolejnych złych wspomnień, objął ją. I chociaż
chciał w ten sposób dodać jej choć trochę otuchy, Draco był zaskoczony, że sam
poczuł się dzięki temu lepiej. Po chwili zauważył, że czarodziejka wtuliła się w niego mocniej. Nie wiedział jak długo siedzieli w tej pozycji, kiedy usłyszał
kroki zbliżających się śmierciożerców.
- Travis! Bądź tak miły i pomóż naszej uroczej szlamie wstać. Urządzimy
sobie babskie pogaduchy – powiedziała Johanna z ekscytacją, której nie
powstydziłaby się sama Bellatrix Lestrange. Otwierając drzwi do ich celi
zatrzymała się na krótką chwilę na widok przytulonych do siebie czarodziejów. –
Jak sądzisz, czy jakbym zrobiła wam teraz zdjęcie i wysłała Lucjuszowi to próbowałby
ciebie stąd wyciągać Draconie czy może uznałby, że tylko przynosisz hańbę
rodzinie i wróciłby do podlizywania się ludziom z Ministerstwa?
- Weź mnie tym razem zamiast niej – odpowiedział ignorując wcześniejszą
prowokację. Oczy Johanny rozszerzyły się na chwilę, ewidentnie nie tego się
spodziewała. Nie zmieniła jednak swojego wcześniejszego rozkazu i Travis bez
zbędnej ostrożności podniósł Hermionę z ziemi. Chociaż nie wydała żadnego
dźwięku świadczącego o jej bólu, grymas który pojawił się na jej twarzy
sprawił, że Draco odezwał się ponownie. – Pamiętasz tę naradę, kiedy twoja grupa tak
bardzo zawaliła misję, że twój ukochany Czarny Pan kazał mi ciebie ukarać? Był
tak bardzo zawiedzony twoim zachowaniem, że nie chciał się zniżać do twojego
poziomu, nie mógł nawet na ciebie patrzeć. I mimo tego, że byłem chyba
najmłodszym z zebranych tam śmierciożerców, to mnie wybrał, abym…
- Travis, zmiana planów. Skoro mamy dobrowolnie zgłaszającego się
kandydata, to nie możemy go zawieść, prawda?
~*~
Nie był w stanie
otworzyć oczu, ruszyć chociażby palcem. Miał wrażenie, że każdy mięsień w jego ciele płonie. Początkowo Johanna odwzorowała dokładnie te same tortury,
którym sam musiał ją poddać, aby on i jego rodzice nie znaleźli się na jej
miejscu. Takie rozwiązanie dość szybko jej się znudziło i dała się ponieść
wyobraźni. Jeśli Hermiona doświadczyła choć w część tego co on, podziwiał to,
że ani razu nie dała śmierciożercom satysfakcji błagając ich, aby jej nie
zabierali. Poczuł, że ktoś łapie go za ręce i podnosi do góry zmuszając Draco
do klęczenia. Resztkami sił otworzył oczy. Johanna siedziała kilka metrów przed
nim na krześle bawiąc się ostrym nożem. Jak zdążył się dowiedzieć, zaklęcia nie
były dla niej wystarczające. Już miała się odezwać, kiedy do pomieszczenia
wbiegł Theoni zaczął szeptać do ucha kobiety. Ta natychmiast wstała, krzyknęła do Travisa,
aby odprowadził więźnia do celi i pośpiesznym krokiem udała się w kierunku z
którego przybiegł jej pomocnik.
Draco ledwo był w
stanie ustać na nogach, więc śmierciożerca praktycznie co chwila musiał
popychać go do przodu. Kilka razy zrobił to zbyt mocno, dzięki czemu kilka
nowych rozcięć zdobiło twarz byłego ślizgona. Czarodziej nie wiedział jak
daleko znajdowali się od celi, kiedy usłyszał krzyki i dużo dziwnych odgłosów. Travis mocniej zacisnął ręce na jego ramionach i przyspieszył.
Wniosek mógł być tylko jeden –Aurorzy wreszcie przybyli na ratunek. Draco
rozejrzał się dookoła, nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Resztkami sił obrócił
się dookoła wyrywając się z rąk strażnika i popchnął go do tyłu. Niestety w
ostatniej chwili śmierciożerca pociągnął go ze sobą na ziemię. Strażnik już
wyciągał różdżkę, kiedy jego więzień przy pomocy leżącego niedaleko kamienia
uderzył go w głowę. Kiedy Travis stracił przytomność, Draco przeturlał się na
plecy. Miał ochotę wyć z bólu, ale to raczej nie pomogłoby mu w obecnej
sytuacji. Wziął kilka głębokich wdechów. Musiał wziąć się w garść, ponieważ
leżąc w pustym korytarzu nie miał jak pomóc Aurorom i Hermionie. Ostatecznie to
myśl o Hermionie pomogła mu zebrać wystarczająco siły, aby się podnieść.
Korzystając ze
ściany jako podpórki, szedł przed siebie jak najszybciej mógł. Kiedy był już
prawie pewny, że musiał się zgubić, usłyszał krzyk więzionej razem z nim
czarodziejki. Chciał przyśpieszyć i pobiec jej na ratunek, ale najdrobniejszy
odgłos i mogłoby być po nim. Wbrew sobie zwolnił i przylgnął zranionymi plecami
do ściany. Zerknął na różdżkę ukradzioną Travisowi. Miał nadzieję, że chociaż
nie została ona odebrana mężczyźnie przy pomocy zaklęcia Expelliarmus, będzie
mu wystarczająco posłuszna.
Kiedy wreszcie
dojrzał Hermionę, na chwilę wstrzymał oddech. Drzwi do celi były otwarte a przetrzymywana w niej czarodziejka klęczała przed stojącym do niego plecami
śmierciożercą. Liczył, że będzie mieć choć trochę czasu na przemyślenie swojego
następnego ruchu, ale słowa wypowiedziane przez obcego mężczyznę skłoniły go do
natychmiastowego działania.
- Rozkazy Johanny były jasne. Zabić szlamę jak tylko Aurorzy będą w
pobliżu. Chciałem się jeszcze trochę z tobą zabawić, ale chyba nie… – Draco nie
dał mu dokończyć. Śmierciożerca zatoczył się do tyłu po czym padł na ziemię.
Oczy Hermiony rozszerzyły się na widok jej partnera. Jak tylko razem z Johanną i Travisem opuścił celę, nie mogła sobie wybaczyć, że nie odezwała
się ani słowem i pozwoliła mu się bez jakiegokolwiek sprzeciwu z nią zamienić. Była już jednak
tak zmęczona. Jednak na widok jego twarzy całej we krwi oraz ciągle
powiększających się czerwonych plam na ubraniu wyrzuty sumienia wróciły.
- Wszystko porządku? Coś ci zrobił? – Draco pochylił się nad nią i
pomógł jej wstać. Poczuł wyraźną ulgę, kiedy zaprzeczyła ruchem głowy. Wręczył
jej też różdżkę, która musiała należeć do grożącego jej mężczyzny. – Czas się
stąd wydostać.
Szli korytarzem
ramię w ramię. Na każdy najmniejszy odgłos reagowali z przerażeniem. Dobrze
zdawali sobie sprawę z tego, że mimo ich umiejętności nie mają szans, gdy
trafią na większą grupę śmierciożerców. Nie mieli jednak innej opcji, musieli
jak najszybciej znaleźć Aurorów i wydostać się z tej przeklętej kopalni. Gdy
byli już przekonani, że na jednym z rozwidleń wybrali zły korytarz i chcieli zawracać, usłyszeli przybierające na głośności krzyki. Musieli
zaryzykować. Porozumiewawczo skinęli do siebie głowami i ruszyli dalej przed
siebie. Po kilkudziesięciu dłużącym się im sekundach wylądowali w samym środku
walki. W powietrzu unosiły się chmary czarnego dymu, przez które przebijały się
blaski rzucanych zaklęć. Nie byli w stanie dostrzec twarzy walczących, tylko
zarysy ich sylwetek.
Nagle ktoś wbiegł
między nich i objąwszy ich ramionami zdecydował za nich po której stronie pola
walki będą przebywać. Kiedy zaczęli się wyrywać, usłyszeli znajomy im głos.
- Spokojnie, to ja, Ron! – krzyczał im prosto do uszu czarodziej.
Hermionie na dźwięk głosu przyjaciela łzy same napłynęły do oczu. Draco nigdy
nie przypuszczał, że tak bardzo ucieszy się na widok Weasleya. – Szybko,
musicie się bardziej pochylić. Nie chcemy przecież, żeby odzyskali was gdy
jesteśmy już tak blisko wygranej
Od tego momentu wszystko potoczyło się
bardzo szybko. Nagle dookoła nich pojawiło się kilku Aurorów, którzy mieli
sprawnie zadbać o to, aby ratowani przez nich czarodzieje jak najszybciej
znaleźli się na powierzchni ziemi. Reszta została, aby dopilnować, że żaden
śmierciożerca przebywający w kopalni nie wydostanie się z niej w inny sposób
niż w kajdankach. Walka nie trwała zbyt długo. Jak tylko Harry’emu udało się
złapać Johannę, reszta jej wspólników poddała się dość szybko. Szef Aurorów
wyznaczył kilku czarodziejów, którzy mieli upewnić się, że nikt nie ukrył się w jakimś opuszczonym korytarzu a sam jak najszybciej mógł pobiegł sprawdzić, w
jakim stanie jest jego najlepsza przyjaciółka.
~*~
Oślepił ją blask świateł w pomieszczeniu.
Dopiero po kilku mrugnięciach jej oczy przyzwyczaiły się do otaczającej jej
jasności. Rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka nic nie wydawało jej się
znajome. Dopiero po chwili dojrzała jej najlepszą przyjaciółkę zwiniętą pod
kocem na krześle stojącym w rogu.
- Ginny – próbowała zwrócić się do czarodziejki, ale z jej ust wydobył
się tylko cichy, ochrypły dźwięk który ciężko były zrozumieć. – Ginny –
spróbowała ponownie, niestety z podobnym skutkiem. Próbowała wstać, niestety
ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Musiała więc liczyć, że po którejś próbie uda
jej się wymówić imię przyjaciółki na tyle głośno, że ta się obudzi. Po kilku
kolejnych podejściach poczuła, że powieki jej się zamykają i chwilę później
znowu była nieprzytomna.
~*~
- Hermiona? Hermiona, słyszysz mnie? Widzisz mnie? –pochylająca się nad
nią Ginny zalała ją falą pytań. Czuła się słabo, mimo leżenia w łóżku kręciło
jej się w głowie. Ale na sam widok trójki najlepszych przyjaciół poprawił jej
się humor.
- Tak, wszystko w porządku – odpowiedziała z trudem. – Co się stało?
Jak długo byłam nieprzytomna?
- Trzy dni. Nie będę kłamał, kiedy wyciągnęliśmy was z tej przeklętej
kopalni nie byliście w zbyt dobrej formie. Ani mnie ani Rona przy tym nie było,
ale podobno jak tylko zostaliście wyciągnięci na powierzchnię ziemi oboje
zemdleliście z wycieńczenia - Harry od razu przeszedł do konkretów. – Malfoy
przebudził się kilka godzin temu. Mam nadzieję, że pocieszy cię wiadomość, iż
żadnemu śmierciożercy nie udało się uciec.
- Draco – przerwała czarodziejowi Hermiona. – Wszystko z nim w
porządku?
- Stan Malfoya jest stabilny. Powoli odzyskuje siły, podobnie jak ty –
odpowiedział spokojnie wybraniec, kiedy w międzyczasie Ginny i Ron wymienili
zdziwione spojrzenia. Dawno nie słyszeli, aby przyjaciółka mówiła o
arystokracie po imieniu.
- Hermiono, mam nadzieję, że mi wybaczysz. To ja zaplanowałem tę misję
i powinienem lepiej nas przygotować na taką ewentualność. Mam tak ogromne
wyrzuty sumienia, że spędziliście tam tyle dni podczas gdy my byliśmy pewni, że
jesteście bezpieczni. Ponoszę całkowitą odpowiedzialność za to, co się wam
przytrafiło.
- Harry, masz przestać natychmiast. Nie możesz się obwiniać. Jedynymi
winnymi tej sytuacji sąśmierciożercy – czarodziejka dalej chciała przekonywać przyjaciela,
ale do jej gabinetu wszedł Magomedyk, który wyprosił jej gości w celu
przeprowadzenia kilku badań. Ron, wychodząc, ścisnął jej dłoń i po chwili
wszyscy zniknęli za drzwiami. Nie wiedziała, czy stało się to przez jakiś czar
rzucony na nią przez badającego ją czarodzieja, ale nie minęło kilka sekund gdy
stała się śpiąca i ponownie zasnęła.
~*~
Pobudce Draco
towarzyszył ogromny ból głowy. Nie był w stanie policzyć, który już raz
odzyskuje przytomność w Szpitalu Świętego Munga. Zaczynało to wszystko być już
dla niego rutyną. Budził się, był badany, dostawał podejrzane eliksiry do
wypicia i wracał do snu. Zdążyło już go odwiedzić kilka osób. Harry wpadał na
chwilę sprawdzać jak się czuję, ale było to raczej powodowane wyrzutami
sumienia niż realną troską o jego zdrowie. Miał wrażenie, że do jego pokoju na
chwilę zajrzała Ginny, ale było to za na tyle mało prawdopodobne, że zwalił
winę za tę wizję na podawane mu napoje.
- Uprzedzając twoje pytanie – tak, Hermiona czuje się dobrze i jej stan
się poprawia – zaczął Harry bez zbędnego przywitania się. Auror musiał
przyznać, że był zaskoczony kiedy pierwszym wypowiedzianym przez Malfoya
zdaniem było pytanie o Hermionę. Chociaż liczył, że dzięki misji przestaną zachowywać
się jak dzieci w swoich sprzeczkach, zdziwił się, że oboje o siebie pytali. Przez
to jeszcze bardziej zastanawiał się co dokładnie Johanna i jej spółka zrobili
im w kopalni. Zdawał sobie sprawę, że jak tylko oboje wydobrzeją to zdadzą mu
pełen raport, ale wcale nie wyczekiwał tych informacji. – Nadal nie chcesz
abyśmy powiadomili twojego ojca o twoim pobycie w szpitalu? – misja wprawdzie
była tajna, ale już się skończyła a stan, w jakim Malfoy trafił do Świętego
Munga, był bardzo poważny.
- Bez sensu, może wspomnę mu coś przy innej okazji – czarodziej kolejny
raz zbył to powtarzające się pytanie Pottera. – Lepiej użyj tego swojego uroku
wybrańca i przekonaj Magomedyków, aby szybciej mnie stąd wypuścili. Mógłbyś się
wreszcie na coś przydać.
~*~
Dłuższą wiadomość zostawię pod Rozdziałem XV.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz