12 stycznia 2021

Rozdział XV

 

Szli nieznanymi mu ulicami w milczeniu. Równo dziesięć minut po niespodziewanym wejściu Hermiony stawił się w wyznaczonym miejscu, gdzie zastał czekającą na niego czarownicę. Przywitała go oschłym „Malfoy” po czym poinformowała, że nie będą się nigdzie teleportować, ponieważ mugolska kawiarnia do której idą znajdowała się niedaleko. Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła w kierunku wyjścia. Nie wiedział czego się spodziewać po tym spotkaniu. Miał mętlik w głowie. Chodziło o raporty? O to, że przekonał Pottera aby zrobić wszystko oddzielnie? Może wiedziała, że w nocy odwiedził ją w szpitalu? Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej bał się tego, co Hermiona miała mu do powiedzenia. Już rozważał, aby szybko zawrócić i teleportować się do domu, kiedy nagle kobieta zatrzymała się przed wejściem do niepozornie wyglądającej kawiarni. Weszli do środka. Wnętrze było przytulne. Od razu wiedział co skłoniło gryfonkę do wyboru właśnie tego miejsca – wszędzie dookoła niego były książki. Nie wiedział, czy przypadkiem nie była to bardziej księgarnia niż kawiarnia. Z próby wywnioskowania, jaka była główna funkcja tego miejsca, wyrwał go głos Hermiony:

- Co zamawiasz? – spojrzał na nią i zorientował się, że obie z baristką patrzą na niego wyczekująco. Zauważył znajdującą się na ścianie tablicę z menu i po chwili namysłu zdecydował się na kawę po irlandzku. Słysząc jego wybór czarownica uniosła jedną brew, jednak nie rzuciła żadnego komentarza. Ignorując jego sprzeciw, nieuzasadniony, gdyż nie miał przy sobie mugolskich pieniędzy, zapłaciła za ich zamówienie i ruszyła w kierunku stojącego w oddali wolnego stolika.

- No więc powiesz wreszcie o co chodzi? – zapytał zniecierpliwiony Draco.

- Naprawdę nie domyślasz się, czemu tu ciebie ściągnęłam? – odpowiedziała pytaniem, wyraźnie zaskoczona. W jej głosie wyłapał również lekką irytację, która powoli zaczynała udzielać się również jemu. – Myślałeś, że pisząc od Harry’ego wymigasz się od spotkania i wspólnej pracy? Na dodatek całkowicie zignorowałeś moje w sumie trzy wysłane do ciebie wiadomości. Czemu? Uraziłam cię w jakiś sposób? Że nawet nie zaszczyciłeś mnie odpowiedzią i porządnymi wymówkami?

- Po prostu nie wydawało mi się to konieczne – zaczął tłumaczyć się czarodziej. – Spokojnie można było zrobić wszystko samodzielnie. Tak było wygodniej.

- Naprawdę myślisz, że kupię coś tak słabego? Mógłbyś się bardziej wysilić – zanim zdążyła dodać coś więcej przy ich stoliku pojawiła się baristka z zamówieniami dając Draco dodatkowe sekundy do namysłu jak się wymigać z tej całej sytuacji. Nie lubił takich konfrontacji jeden na jednego. Jeszcze na samym początku misji, bez tych wszystkich późniejszych doświadczeń, nigdy nie wiedział w jaki sposób rozmawiać z Hermioną. Teraz było jeszcze gorzej. Nie potrafił się odnaleźć w tej ich nowej relacji. Dalej byli szkolnymi wrogami? Czy może po prostu przez wspólną traumę tamto odeszło w niepamięć? I już za nic nie wiedział jak powinien się do niej zwracać. Licząc, że może trochę whisky wymieszanej z kawą pomoże mu wymyśleć sensowną odpowiedź, wziął głęboki łyk.

- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz niczego mocniejszego na tę rozmowę?

- Jest poniedziałek wieczorem. Jutro przecież trzeba iść do pracy – spojrzał na nią unosząc jedną brew.

- Zdajesz sobie chyba sprawę, że wypicie czegoś mocniejszego w środku tygodnia nie równa się od razu kacu następnego dnia, prawda? – Hermiona przewróciła oczami.

- Nie uda ci się tak łatwo zmienić tematu. Mam jeszcze jedno pytanie, może chociaż na nie raczysz odpowiedzieć – zawahała się na chwilę po czym patrząc mu prosto w oczy zapytała – Czemu ani razu nie odwiedziłeś mnie w Św. Mungu?

              Draco zamurowało. Była zawiedziona, że jej nie odwiedził? Próbował uciec od niej wzrokiem, licząc, że za chwilę może zada kolejny zestaw pytań. Jednak Hermiona ciągle patrzyła prosto na niego wyczekując odpowiedzi. Wziął kolejny łyk. Widząc, że nie planował odpowiedzieć, zaczęła drążyć temat:

- Udawaliśmy małżeństwo, byliśmy porwani i torturowani razem – mówiła szeptem. – Kiedy zapytałam Harry’ego jak się czujesz i powiedział, że dobrze i wspomniał, że jesteś w stanie przejść spory kawałek samemu, liczyłam że mnie odwiedzisz. Po tym, co razem przeszliśmy wydawało mi się to naturalne. Może źle to odebrałam, ale jednak… Nie wiem, jakoś miałam wrażenie, że tak… No nie wiem, wypada? Gdybym była w lepszym stanie, poszłabym cię odwiedzić i sprawdzić jak się czujesz – Draco patrzył na nią zdumiony.

- Pytałem Pottera o twój stan zdrowia – odpowiedział, nie wiedząc ile powinien zdradzić. – I… - zawahał się.

- I co? – dalej patrzyła na niego wyczekująco.

- Nie ważne, powiedział, że żyjesz. Więc koniec tematu – chciał szybko dopić swoje zamówienie i uciec jak najdalej od przesłuchującej go czarownicy.

- Draco, przestań kręcić. Masz tą swoją minę, kiedy coś ukrywasz.

- Jaką minę? Nie mam żadnej miny! – zaczął panikować.

- Pamiętasz, jak zjadłeś większość ciastek, które upiekłam kiedy przez deszcz siedzieliśmy kilka dni w domu? Miałeś taką samą minę co teraz, gdy próbowałeś mi wmówić, że to nie byłeś ty i że nie wiem o czym mówię – wytłumaczyła czarownica lekko skrępowana sytuacją, do której doprowadziła.

- Ja… Odwiedziłem cię w szpitalu – powiedział szeptem, samemu nie wiedząc czemu mówi prawdę. – Nie mogłem spać, był środek nocy. Poszedłem na spacer i jakoś trafiłem pod twój pokój. Spałaś, więc po chwili wyszedłem. Nie przyszedłem w ciągu dnia, bo naprawdę nie znoszę Weasleya. I Potter na bieżąco informował mnie o twoim stanie. Myślałem, że tak będzie bardziej komfortowo dla nas dwojga i szybciej uda nam się wrócić do normalności. Byłoby niezręcznie gdybym pojawił się w ciągu dnia w twoim pokoju i musiał rozmawiać z całą tą twoją ekipą wsparcia o pogodzie i innych bzdurach.

- Masz rację, potrzebuję czegoś mocniejszego na tę rozmowę.

 

~*~

 

- Dokąd teraz pójdziemy? – zapytała Hermiona kiedy wyszli z jej ulubionej kawiarni. Nie do końca wiedziała, dokąd to wszystko zmierzało. Pod wpływem impulsu zdecydowała się wejść szturmem do gabinetu Draco. Przez następnych 10 minut na zmianę była zadowolona z podjętej decyzji jak i chciała to wszystko odwołać. Była jednak gryfonką z krwi i kości, więc odwrót nie wchodził w grę. Powie co chce powiedzieć a potem wreszcie przestanie się zastanawiać nad tym wszystkim i skupi na pracy, taki był jej plan. Nie spodziewała się jednak usłyszeć takiego wyznania z ust czarodzieja. Czy jakimś cudem znalazła się w jednej z tych mugolskich książek, które czasami czytała w wakacje kilkanaście lat temu? Przecież w prawdziwym życiu nikt nikogo nie oglądał gdy druga osoba spała, prawda? Miała w głowie prawdziwy mętlik, ale rozwiązanie było jedno – alkohol. Pod jego wpływem albo uda jej się to wszystko przetrawić albo pomoże on jej skupić się choć na chwilę na czymś innym. Co mogło pójść nie tak?

- Znasz może jakiś fajny, tym razem nie-mugolski, bar w okolicy? Mugole nie znają się na dobrym alkoholu.

- Nie ma opcji, że pójdziemy razem na drinki do miejsca, gdzie ktoś może nas rozpoznać i wyciągnąć błędne wnioski. Ostatnie o czym marzę to nasze zdjęcie na pierwszej stronie Proroka Codziennego, bo znając Ritę Skeeter to innej opcji by nie było.

- Mam pewien pomysł – zawahał się. Spojrzał w dół na chodnik unikając jej wzorku, wziął głębszy oddech. – Możemy pójść do mnie – Hermiona zbladła. Nie dlatego, że brzmiało to jakby miał jakieś większe plany co do niej na ten wieczór, tego nawet nie brała pod uwagę. Ale myśl, że miałaby ponownie znaleźć się w Malfoy Manor, przeraziła ją. Draco zauważył jej reakcję i pośpieszył się ją uspokoić. – O nie, to nie tak. Mieszkam w Szkocji, w innej rodzinnej posiadłości – z twarzy czarownicy można było odczytać ulgę. – Zrozumiem jeśli uznasz to za zły pomysł, samej proponowałaś neutralny grunt. Ale mam dość duży wybór alkoholi i nie wiem jak ty, ale jeśli mamy przeprowadzić poważną rozmowę to chyba lepiej zrobić to w jakimś prywatnym miejscu a nie przy świadkach. Biorąc pod uwagę to jak przebiegały nasze inne rozmowy – chciał się wytłumaczyć.

              Hermiona zawahała się. Przecież to ona zainicjowała to wszystko. To ona chciała porozmawiać. Jednak czy udanie się do jego domu nie było przekroczeniem pewnej granicy? Co prawda musieli mieszkać razem podczas misji, ale to wszystko było udawane. Miał jednak rację. Pójście do jego domu mogło być dla nich początkowo niekomfortowe, ale chyba i tak mniej niż przeprowadzanie, jak się okazało naprawdę niezręcznej samej w sobie rozmowy, przy świadkach. Zgodziła się. Kilkanaście metrów dalej znaleźni niepozorny zaułek i teleportowali się.

 

~*~

 

              Chociaż głównym celem tego spotkania była rozmowa o wszystkim, co wydarzyło się odkąd zgodzili się przyjąć misję, ani razu nawet nie zbliżyli się do tych tematów. Hermiona nie mogła uwierzyć w to, jak swobodnie rozmawiało jej się z Draco po kilku drinkach na jakieś błahe, życiowe tematy. Zorientowała się, że tak naprawdę pierwszy raz spędzają czas ze sobą sami z siebie. W Hogwarcie tylko się nawzajem obrażali, czarownica dalej nie do końca mu to wybaczyła, ale musiała przyznać, że wyniósł ze szkoły naprawdę sporo wiedzy. Zaczęła się zastanawiać, jakie oceny dostał na SUMACH, ale trochę głupio było jej go o to zapytać, ponieważ z pytania jasno by wynikało, że nigdy nie wrócił, aby napisać OWUTEMY. Wiadome było czemu, ale nie chciała ryzykować,że popsułaby mu tym pytaniem nastrój. Podczas misji często się unikali i siedzieli w osobnych pokojach, podczas nauk gry na pianinie rozmawiali wyłącznie na temat jej kiepskiej gry.

- Chcesz mi powiedzieć, że za tą ścianą, w bibliotece, znajduje się pierwsze, naprawdę pierwsze pierwsze, wydanie „Historii Hogwartu”? – nie mogła w to uwierzyć. – Miałam obsesję na punkcie tej książki! Przeczytałam ją jak tylko dostałam list, znam ją praktycznie na pamięć – ledwo mogła usiedzieć w fotelu w salonie z ekscytacji.

- Nie wierzysz mi? Przekonaj się na własne oczy – mówiąc to wstał i wiedząc, że od razu pójdzie za nim, skierował się do pokoju obok – biblioteki. – Wydaje mi się, że w sumie to posiadamy z trzy czy cztery takie egzemplarze, oczywiście również kilka późniejszych wydań – w tym momencie przestał mówić, ponieważ znaleźli się w środku najważniejszego pomieszczenia w domu. Hermionie ten widok zaparł dech w piersiach. Regały sięgały aż do sufitu i pełne były najróżniejszych ksiąg. Nie mogąc się powstrzymać podeszła do najbliższego i zaczęła czytać tytuły. Niektóre były po francusku, inne po łacinie lub w językach, których nie znała. Część była tak stara, że z trudem mogła odczytać kto był ich autorem. Gdyby mogła, spędziłaby w tym pomieszczeniu godziny, jak nie dni czy nawet tygodnie. Kątem oka zauważyła Draco znikającego za jednym z regałów, ale po chwili całą jej uwagę ponownie pochłonęły kilkusetletnie księgi. Nie wiedziała jak długo chodziła wzdłuż regałów i je podziwiała, kiedy usłyszała odchrząknięcie tuż za sobą. Obróciła się i zobaczyła stojącego przed nią czarodzieja trzymającego w rękach jej ukochaną książkę z późnego dzieciństwa.

- Mogę? – zapytała onieśmielona. Z jednej strony potrzebowała potrzymać księgę w swoich rękach,
 z drugiej panicznie bała się, że mogłaby ją przez przypadek zniszczyć, a przecież była unikatem.

- Nie przyniósłbym jej tylko po to, aby teraz w okrutny sposób wymachiwać ci nią przed oczami – podszedł bliżej i podał jej wolumin. Czarodziejka z największą ostrożnością otworzyła „Historię Hogwartu” i powoli zaczęła ją kartkować. Musiała przyznać, że jak na swój wiek była ona w naprawdę dobrym stanie. – Możesz ją zatrzymać jeśli chcesz.

- Nie mogłabym, przecież jest bezcenna!

- Tutaj tylko zbiera kurz. U ciebie na pewno będzie się czuć lepiej – powiedział z lekkim uśmiechem. Każdy kto choć trochę znał Hermionę Granger wiedział, że jej obsesja na punkcie książek była aż niepokojąca. – Zdaję sobie sprawę z tego, że musisz mnie nienawidzić po tym wszystkim, ale naprawdę chciałbym ci ją dać. Wiem, że to nie zatrze tych wszystkich lat, kiedy zachowywałem się wobec ciebie w okrutny sposób. Naprawdę chciałbym cofnąć czas i to zmienić. Ale może choć minimalnie w ten sposób ci to wynagrodzę.

- Nie nienawidzę cię, Draco – odpowiedziała patrząc mu prosto w oczy. – Znaczy nie myśl sobie,
że zapomniałam jaką okropną, tchórzliwą fretką kiedyś byłeś. Ale uratowałeś mi życie, wtedy w kopalni. Dziękuję, naprawdę. Nie wiem jak spłacę tak duży dług.

- Duży dług? Nie masz przecież wobec mnie żadnego długu. Podczas Bitwy uratowaliście mi tyłek kilka razy, na przykład wtedy w Pokoju Życzeń. Nie mówiąc o tym jak pokonaliście Czarne… Sama-wiesz-kogo.

- Gdyby nie to, że skłamałeś wtedy co do tożsamości Harry’ego, nigdy byśmy nie dotarli do Hogwartu.

- Możemy skończyć z tym wyliczaniem – czuł się niezręcznie. W jaki sposób doszła do wniosku, że jest mu coś winna? – Rzecz w tym, że to ja stanąłem po złej stronie. I nie ma dnia, kiedy nie żałuję większości decyzji, jakie podjąłem w życiu. Jednak ta decyzja, aby zamiast szukać ucieczki pójść szukać ciebie? Była to najszybsza i najłatwiejsza decyzja jaką podjąłem w moim życiu. Dlatego proszę, zatrzymaj książkę dla siebie – mówiąc to patrzył jej prosto w oczy, nie potrafiła spuścić wzroku.

- Draco… - zawahała się. – Zacznijmy od nowa, co ty na to?

- Co masz na myśli? – spojrzał na nią zaintrygowany. Zaczął żałować, że wcześniej coś wypił.

- Myślę, że wiele się zmieniło od czasów nauki w Hogwarcie. Ty i ja, za dużo razem przeszliśmy aby teraz wrócić do kłótni na korytarzach Ministerstwa. Ostatnich kilka godzin? Dawno tak komfortowo mi się z nikim nie rozmawiało. Przy Ginny i reszcie… Wiem, że mogę na nich liczyć i są dla mnie jak rodzina. Jednak mam wrażenie, że po tym wszystkim muszę udawać, przy nich, że trzymam się świetnie, aby ich nie martwić. A prawda jest taka, że jeszcze się nie pozbierałam. I… - zawahała się. Draco patrzył na nią w skupieniu nie mówiąc ani słowa. – Mam wrażenie, że ty też. Jeszcze sobie tego nie poukładałeś, to mam na myśli.

- Cóż, masz rację – wyszeptał. Nie do końca wierzył, że naprawdę przeprowadzali taką rozmowę. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego, ale gdy tylko dotarł do niego sens słów wypowiedzianych przez Hermionę musiał przyznać, że czuł dokładnie to samo. Nie mogli pójść wstecz, udawać, że nic się miedzy nimi nie zmieniło. To, co przed chwilą zaproponowała czarownica, naprawdę miało sens. – Ale to nie oznacza, że muszę polubić Pottera i Weasleya prawda? – nadszedł czas aby trochę rozluźnić atmosferę. Hermiona przewróciła na to oczami.

- Chyba… Chyba lepiej im na razie nie mówić o tym, że postanowiliśmy zakopać topór wojenny.

- Wstydzisz się mnie? – zapytał prowokująco Draco. Czarodziejka zaczęła tłumaczyć, że nie to miała na myśli, ale mężczyzna szybko jej przerwał. – Spokojnie, tylko sobie żartuję. Tak będzie o wiele wygodniej. Ale to co, jesteśmy kim w takim razie? Znajomymi? Chyba za słabe określenie biorąc pod uwagę naszą historię.

- Dwójka osób po przejściach dzieląca wspólną traumę? – zapytała wyciągając rękę, aby symbolicznie zawrzeć rozejm. 

- Może być, ale jest znacznie za długie – powiedział ściskając jej dłoń. Szybko od siebie odskoczyli, ponieważ poczuli jak przeszedł ich prąd. – Pierwsze, co musimy omówić, to jak skrócić to określenie.

 

~*~

 

              Od tamtego momentu co kilka dni spotykali się po pracy. Już bez nagłych wejść do swoich gabinetów. Z Ministerstwa wychodzili oddzielnie i dopiero kilka ulic dalej pojawiali się w swoim towarzystwie. Kilka razy szli na kawę lub do jakiejś restauracji, ale najczęściej spotykali się w domu Draco. Plotkowali o czarodziejach z pracy, narzekali na swoich przełożonych. Jednak były też dni, w których poruszali cięższe tematy. Nigdy nie mówili co dokładnie widzieli podczas tortur, ale gdy dzielili się odczuwanymi przez nich wtedy emocjami, wiedząc, że nie byli w tym sami, powoli wszystko sobie porządkowali i rozpracowywali. Nie potrzebowali już pomocy w postaci alkoholu, ale Malfoyowie mieli naprawdę dobrze zaopatrzony barek, więc oboje zgodnie uznali, że nie może się on zmarnować.

- Chciałabym wrócić do nauki gdy na pianinie – stwierdziła pewnego dnia Hermiona. Na zewnątrz padało a czarodzieje opróżnili już jedną butelkę wina. Draco spojrzał na nią zdziwiony.

- Naprawdę? Myślałem, że po tak fatalnym rezultacie po kilku próbach już się zorientowałaś, że w tej umiejętności nie będziesz najlepsza. A w takim wypadku po co miałabyś próbować?

- Bardzo zabawne, Draco. Może po prostu miałam beznadziejnego nauczyciela? Myślisz, że powinnam znaleźć sobie jakiegoś dobrego? – czarodziej nie mógł przejść obojętnie obok tak poważnych oskarżeń. Odłożył kieliszek na stolik, wstał z kanapy i przeszedł na drugi koniec pokoju, gdzie znajdował się dawno nieużywany fortepian. Usiadł i poklepał ręką puste miejsce obok siebie. Kiedy czarownica usadowiła się obok niego, nie mogła się powstrzymać i wyznała: - Wiedziałam, że uderzenie w twoje olbrzymie ego przyniesie pożądany rezultat.

- Niestety twój jakże cięty język nie ukryje tego, że twoja gra na tym fortepianie będzie równała się jego profanacji. I tym razem zaczniemy od prawdziwych podstaw, nie Chopina, więc nawet nie próbuj protestować.

              Tak naprawdę Draco był naprawdę cierpliwym nauczycielem. Ani razu nie podniósł głosu, mimo, że momentami miał ochotę odciąć sobie uszy i zakończyć tę mękę. Gdy kolejny raz zauważył, że Hermiona w zły sposób układa palce na klawiszach, wyciągnął swoją dłoń i delikatnie ułożył je w poprawnej pozycji. Czarownicę przeszedł dreszcz. Nie mogła zrozumieć, co się z nią działo. Prawda była taka, że ostatnimi czasy coraz częściej w obecności Draco nie panowała nad swoimi reakcjami. Gdy rozmawiali orientowała się, że zamiast całkowicie wsłuchiwać się w to, co mówił, przyglądała się jego oczom, temu jak zmieniał się ich kolor w zależności od oświetlenia. Raz, kiedy kończył się jeden temat a drugi jeszcze nie został rozpoczęty, mężczyzna spojrzał jej prosto w oczy, aby sprawdzić czy Hermiona ma coś jeszcze do dodania. Ich spojrzenia spotkały się tylko na sekundę, ponieważ czarownica od razu uciekła wzorkiem. Jednak przez tę chwilę poczuła, jakby temperatura w pomieszczeniu gwałtownie wzrosła. Wmawiała sobie jednak, że to przez tych kilka wypitych wcześniej drinków. Kiedy tydzień temu na wejściu brał od niej płaszcz i ich palce się przypadkowo musnęły, też poczuła taki dreszcz. Za każdym razem szukała wymówki, gdy nie mogła znaleźć jakiejś przekonywującej próbowała najszybciej o tym zapomnieć. Nie zdawała sobie sprawy, że czarodziej był w dokładnie tej samej sytuacji.

              Minęło kilka sekund i Draco wciąż dotykał jej dłoni. Hermiona zorientowała się, że wcale nie chce, aby przestał. Jej serce zabiło szybciej i powoli uniosła wzrok. Ujrzała parę stalowoszarych oczu intensywnie wpatrzonych prosto w nią. Powoli skierowała wzrok niżej, na jego lekko rozchylone usta. I chociaż często zachowywała się jak na odważną gryfonkę przystało, w tym momencie stchórzyła. Uciekła wzorkiem, szybko wstała i spoglądając na zegarek powiedziała niby zaskoczona godziną, że jest późno i musi się już zbierać. Nie czekając na czarodzieja, który jak na gospodarza przystało zaczął wstawać aby odprowadzić ją od wyjścia, prawie biegnąc skierowała się do sieni, wyjęła samej płaszcz z dużej szafy i nie zakładając go wyszła na deszcz. Draco stał sam w salonie, patrząc w kierunku w którym zniknęła, zastanawiając się, co to wszystko oznaczało.

 

~*~

              Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju w rodzinnym domu, z którego planowała się wkrótce wyprowadzić, ale co chwila coś ważnego stawało jej na drodze, osunęła się na dywan opierając się plecami o łóżko. Za każdym razem, gdy miała cos do przemyślenia, właśnie w tej pozycji szukała rozwiązania. Nie mogąc uporządkować myśli odgarnęła włosy do tyłu i związała je na szybko w kucyk. Nie mogła uwierzyć, że prawie pocałowała Draco Malfoya. Czym innym było zakolegowanie się z nim i spędzanie wspólnie czasu. Ale pocałunek? Przecież to nie mogło być prawdą, nie mógł podobać jej się właśnie Draco Malfoy! Jednak mimo prób zaprzeczania, w głębi serca wiedziała, jaka była prawda. I dość spora jej część żałowała, że stchórzyła i uciekła. Ta sama część nie mogła przestać się zastanawiać, jak to by było całować Draco i jak miękkie muszą być jego zawsze idealnie ułożone włosy. Wniosek był jeden. Musiała o wszystkim powiedzieć Ginny.

 

~*~

 

              Kiedy następnego dnia poszła do pracy, była wdzięczna budowniczym Ministerstwa za to, że Departament Przestrzegania Praw Czarodziejów i Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów były oddalone od siebie kilkoma piętrami. Jej plan na tamten dzień zawierał dwa punkty:

1)      1) Unikać Draco Malfoya za wszelką cenę

2)      2) Po pracy udać się prosto do domu Potterów i powiedzieć Ginny o wszystkim

Tak naprawdę najbardziej obawiała się realizacji drugiego punktu. Przez ten cały czas nie wyjawiła przyjaciółce, że zaczęła spędzać czas z czarodziejem. I chociaż Ginny kilka razy wyznała jej, że Hermiona wydaje się ostatnio szczęśliwsza i pytała, w jaki sposób udaje jej się radzić sobie po jej ostatnich przeżyciach, czarodziejka nie wyjawiła jej prawdy i zmieniała wtedy temat. Nie mogła przypomnieć sobie, czemu tak długo trzymała to wszystko w tajemnicy. Zaczęła tego żałować, ponieważ wiedziała, że nawet jeśli przyjaciółka jej tego nie wyzna, poczuje się zraniona. Ale nie mogła już dłużej nic nie mówić, potrzebowała się wygadać Ginny i liczyła na otrzymanie kilku cennych rad.

              Była w gabinecie może trzy godziny, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Zawołała „Proszę” i zdziwiona po chwili ujrzała Draco w drzwiach. Zanim zostały zamknięte, jej asystentka Chloe rzuciła jej spojrzenie w stylu „czy ja o czymś nie wiem?”. W pokoju zapadła niezręczna cisza, Hermiona za wszelką cenę unikała kontaktu wzrokowego z gościem. Ten po kilkunastu sekundach, które dłużyły jej się niemiłosiernie, przemówił pierwszy:

- Czy pójdziesz ze mną na „Upiora w operze” dziś wieczorem? – zapytał zestresowany, przez co słowa zlały się dla niej w niezrozumiały ciąg głosek.

- Słucham? Możesz powtórzyć?

- Czy chciałabyś pójść ze mną na „Upiora w operze” dziś wieczorem? Stałem dzisiaj kilka godzin w kolejce od siódmej rano i udało mi się załatwić bardzo dobre miejsca w jednym z pierwszych rzędów. Wspomniałaś kiedyś, że to hańba, że nic mi ten tytuł nie mówi – Hermiona, nie wierząc w to, co właśnie się działo, wymamrotała pod nosem coś co brzmiało na zgodę. Draco uśmiechnął się szeroko, czarodziejka pierwszy raz widziała go tak szczerze szczęśliwego. Powiedział, że przyjdzie po nią o 19 i jakby obawiając się, że kobieta zaraz zmieni zdanie, szybko wyszedł z jej gabinetu. Hermiona stała nieruchomo w miejscu, niczego nie rozumiejąc. Gdy po kilku minutach do środka zajrzała Chloe, czarodziejka szybko rzuciła coś o jakimś projekcie i głupich pytaniach. Gdy jej asystentka zniknęła za drzwiami, usiadła w fotelu i dopiero wtedy naprawdę do niej dotarło, że szła wieczorem randkę z Draco Malfoyem.


~*~


Publikowanie tutaj rozdziału po prawie 5(!) latach sprawia, że czuję taką samą ekscytację jak wtedy, gdy byłam w gimnazjum czy na początku liceum i pomiędzy robieniem pracy domowej czy uczeniem się na sprawdzian, robiłam to samo co teraz. Mimo, że kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie obiecałam sobie je skończyć, po drodzę straciłam trochę wenę, skupiłam się na innych rzeczach. Raz jeden kolega z klasy, gdy wysłałam mu maila, znalazł tego bloga. Nic się nie stało, był nawet pod wrażeniem liczby wyświetleń. Ale wtedy uznałam, że skoro i tak nic już na nim nie publikuję, to aby nie ryzykować na przyszłość, zablokuję do niego dostęp. 

Wszystko zmieniło się, gdy przez pandemię trzeba było zostać w domu i przerzucić się na zdalne studiowanie. Na jakimś nudnym wykładzie wspomniałam mojej koleżance o tym opowiadaniu i uznałam, że w sumie mogę je jej przesłać to się razem pośmiejemy z tego, jak kiedyś pisałam. Okazało się, że opowiadanie przypadło jej do gustu, pokazała je nawet swojej starszej siostrze. No i potem zaczęła mnie motytować do napisania kolejnych rozdziałów. I tak oto powstały, po długiej przerwie, rozdziały 13, 14 i 15. Nie wiem, kiedy powstanie rozdział 16, wolę niczego nie obiecywać. Mogę jedynie powiedzieć, że będę się starać skończyć to opowiadanie, nawet jak zajmie mi to jeszcze kilka lat.

Ze względu na to, że zależy mi na dotarciu do końca tego opowiadania uznałam, że trochę zmienię jego formę. Nie będą już się przeplatać wydarzenia z przeszłości z tymi z "teraźniejszości". Więc jeszcze pewnie z jeden czy dwa rozdziały opowiedzą dokładniej o początkach związku Hermiony i Draco. Następnie planuję trochę przyśpieszyć wcześniej planowaną przeze mnie akcję i zmierzać już do zakończenia. 

Pozdrawiam wszystkich, którzy jakoś po latach tu trafili. Mam nadzieję, że te nowe rozdziały przypadną Wam do gustu i tak jak mi pomogą choć na chwilę wrócić do czasów, gdy czytało się ff na blogspocie i nie było pandemii. 

Maggie Z

Rozdział XIV

               Był środek nocy, kiedy Draco obudził się z krzykiem na czwartym piętrze Szpitala Świętego Munga. Spocony rozejrzał się dookoła. Był sam. Nie do końca wiedział kogo spodziewał się ujrzeć. Przez ułamek sekundy liczył, że na krześle w rogu zastanie śpiącego ojca, który zestresowany godzinami czuwałby przy jego łóżku. Mężczyzna nie był pewien, czy tak naprawdę chciałby ujrzeć Lucjusza Malfoya pierwszy raz od kilku tygodni w takich okolicznościach. Jednak kiedy wczoraj, pierwszy raz odkąd wylądował w Świętym Mungu, udało mu się o własnych siłach przejść całe czwarte piętro, nie mógł pozbyć się tego malutkiego uczucia zawodu, że jego własny ojciec nie przyszedł sprawdzić jak czuje się jego jedyny syn. Nie miał wątpliwości, że na jego emocje miał wpływ widok wielu czarodziejów czuwających przy swoich chorych bliskich, których minął podczas swojej krótkiej przechadzki. Zawsze zdawał sobie sprawę jak ważna dla ojca była pozycja rodziny w społeczeństwie. Od tego ciągłego przebywania w towarzystwie Hermiony musiał stać się zbyt naiwny, skoro sądził, że Lucjusz byłby w stanie przeboleć reakcje mijanych po drodze czarodziejów aby chociaż raz odwiedzić Dracona.

              Mężczyzna stracił nadzieję, że uda mu się znowu zasnąć, gdy zauważył pusty flakonik po Eliksirze Słodkiego Snu na szafce obok. Potrzebował spaceru. Nadal obolały, powoli wstał z łóżka i narzucił na siebie swój własny szlafrok, który razem z innymi rzeczami z jego domu został kilka dni temu przyniesiony przez skrzata domowego. Korytarz okazał się pusty. Początkowo Draco myślał, że włóczy się bez celu, jednak po kilku minutach zorientował się, że znajdował się przy drzwiach do pokoju, w którym do zdrowia dochodziła Hermiona. Malfoy starał się jak najrzadziej myśleć o czarodziejce, dzięki której znalazł siłę, aby przetrwać ciągłe tortury. Jednak było już dawno po drugiej w nocy, był śpiący i nie otrząsnął się jeszcze z koszmaru, który go przebudził. Uznał więc, że tym razem nie będzie ze sobą walczyć. Powoli, starając się nie wydać chociażby najmniejszego dźwięku, uchylił drzwi. Zdziwił się, gdy nie zauważył Potterów albo Weasleya czuwających przy przyjaciółce. Odnosił wrażenie, że nie zostawiali jej samej nawet na sekundę. Po chwili wahania zamknął za sobą drzwi.

              Porównując ilość eliksirów znajdujących się na nocnej szafce Hermiony, Draco doszedł do wniosku, że jest ona nadal w gorszym stanie niż on sam. Z tego co udało mu się wyciągnąć od Pottera dowiedział się, że w przeciwieństwie do niego kobieta nie potrafi samej przejść więcej niż kilku kroków. Gdy Draco przyglądał się jej w tym momencie czuł potrzebę, aby tak jak wtedy, kiedy byli pojmani, wziąć ją za rękę, przytulić i dodać otuchy. Zdziwił się na tę myśl, obwinił o jej obecność w jego głowie podawane mu eliksiry oraz to, że uciekając z kopalni na pewno mocno uderzył się w głowę i coś się stało z jego mózgiem. Kiedy po kilkunastu minutach poczuł się senny powoli wstał i cicho zamknął za sobą drzwi.

 

~*~

 

- Wiesz coś więcej o stanie Draco? – zapytała Hermiona, kiedy rankiem piątego dnia jej pobytu w Świętym Mungu Harry wszedł do jej pokoju. Auror nadal czuł się dziwnie słysząc przyjaciółkę mówiącą o jej szkolnym wrogu po imieniu. Kiedy dobrał ich w parę na potrzeby misji liczył, że ich relacja choć trochę mniej będzie przypominać kłótnie rodem z placu zabaw, ale na pewno nie spodziewał się tak dużej zmiany.

- Dzisiaj rano, wbrew zaleceniom Magomedyków, którzy chcieli, aby został na jeszcze jedną noc, wypisał się i wrócił do siebie – odpowiedział Potter wymieniając zwiędłe kwiaty w wazonie na nowe. – Jak ty się czujesz? Mogę coś tobie przynieść albo coś dla ciebie zrobić?

- Z każdym dniem coraz lepiej – ochrypłym głosem powiedziała Hermiona. Stwierdziła, że najlepiej będzie szybko zmienić temat. Harry przestanie stresować się jej zdrowiem a ona sama przestanie myśleć z żalem o tym, że ani razu nie odwiedził jej pewien wkurzający blondyn.  – Od tej całej bezczynności wkrótce oszaleję. Na pewno spytałeś Chloe czy nie ma dla mnie jakiś dokumentów do przejrzenia abym nie miała jeszcze większych zaległości gdy wrócę do pracy?

- Wszyscy z twojego Departamentu zgodnie uznali, że póki jesteś na zwolnieniu lekarskim masz zapomnieć o pracy. Oczywiście życzą szybkiego powrotu do zdrowia i nie mogą się doczekać, kiedy za dwa tygodnie wrócisz do Ministerstwa. Od siebie dodam, że gdyby to zależało tylko ode mnie, przedłużyłbym ci wolne jeszcze o tydzień. Zasłużyłaś na porządny odpoczynek.

- Harry, przez sześć lat nauki w Hogwarcie spędziłeś tyle czasu na Skrzydle Szpitalnym, że dobrze rozumiesz to, że mam już dość tego ciągłego leżenia. Naprawdę szybciej wyzdrowieję, gdy dasz mi coś do roboty. Może wreszcie się zgodzisz na to, abym mogła zacząć wypełniać raporty z misji?

- Nie ma mowy, na razie o tym nie myśl. Może za tydzień, gdy będziesz w lepszym stanie, rozważę danie ci tych kartek i czegoś do pisania. Nie zapomnij, że gdy ty i Malfoy osobno wypełnicie wszystkie dokumenty, konieczne będzie abyście dodatkowo wspólnie jeszcze raz odtworzyli wszystko co widzieliście i słyszeliście będąc w kopalniach – gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Mimo z ciągłych zapewnień płynących ze strony Hermiony, dalej nie potrafiła poradzić sobie ze wspomnieniami ostatnich wydarzeń. – To co miałem na myśli to nie śpiesz się. Twoje dobre samopoczucie jest dla mnie najważniejsze.

 

~*~

 

              Rozejrzał się po przedsionku i otrzepał płaszcz z popiołu, który znalazł się na nim podczas podróży. Niezadowoleni z jego wypisania się Magomedycy uznali, że teleportacja może być zbyt obciążająca dla jego organizmu, więc jak miał już się z nimi żegnać to powinien chociaż skorzystać z proszku Fiuu. Na pierwszy rzut oka posiadłość wyglądała dokładnie tak samo jak w dniu, w którym spakowany aportował się z niej na dworzec King’s Cross, gdzie razem z Hermioną rozpoczęli swoją misję. Na meblach nie było widać śladu kurzu, podłogi były tak czyste, że aż widział w nich swoje odbicie. Skrzaty domowe nie obijały się podczas jego nieobecności. Musiał jednak przyznać, że odkąd za sprawą pewnej dobrze znanej mu czarownicy weszło prawo, które nakazywało płacenie skrzatom za ich usługi, jeszcze bardziej przykładały się one do swojej pracy.

              Szkocka posiadłość była jedną z najstarszych należących do jego rodziny, przy czym Draco lubił ją najbardziej i była ona najbliżej tego, aby mógł nazywać ją domem. Przeprowadził się do niej tuż po uniewinnieniu. Mimo upływu kilku lat nadal nie był w stanie przekroczyć progu Malfoy Manor. Przez kilka pierwszych miesięcy rozważał podpalenie głównej rezydencji, wciąż miał koszmary o tym co działo się w niej po tym, gdy otrzymał Mroczny Znak. Już był bliski użycia Szatańskiej Pożogi, kiedy jakimś cudem Lucjusz Malfoy został uniewinniony. W zrozumiały tylko dla niego sposób ojciec uznał, że zachowa resztki godności wprowadzając się do niej z powrotem, jak gdyby nigdy nic. Nikt oprócz Draco i Narcyzy nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo miesiące spędzone w Azkabanie wpłynęły na Lucjusza. Dla obcych mu ludzi pozostał tym samym podlizującym się wszystkim tchórzem, ale najbliżsi musieli stwierdzić, że Lucjusz oszalał pozostając przy tym dobrym aktorem. Oszukał sędziów tak jak za pierwszym razem, kiedy uniknął Azkabanu wmawiając im, że był pod wpływem klątwy Imperius. A jedynym o czym potrafił myśleć to jego własna reputacja.

              Draco skierował pierwsze kroki w kierunku barku. Nie powinien spożywać alkoholu, ponieważ nadal przyjmował eliksiry, ale wróciwszy do pustego domu po samotnym pobycie w szpitalu uznał, że mało go obchodzą zalecenia Magomedyków. Nalał sobie szkockiej i ze szklanką w ręku ruszył w kierunku gabinetu. Na biurku leżała sterta nieotwartych listów i kilka większych paczek. Szybko pozbył się kilku, które nadawały się tylko do kosza. Wśród pozostałych wypatrzył wiadomość od Pansy Parkinson. Chociaż nie przyjaźnili się już tak bardzo jak w szkolnych czasach, wymieniali od czasu do czasu listy. Draco lubił co jakiś czas usłyszeć od kogoś, dla kogo znak znajdujący się na jego przedramieniu nie równał się końcu rozmowy. Czarownica po wojnie przeprowadziła się do Paryża i wydawała się szczęśliwa. Z rok temu związała się z bogatym, francuskim czarodziejem czystej krwi i najwidoczniej wkrótce planowali się pobrać. Od razu odpisał, że z przyjemnością zjawi się na weselu a na pytanie czy przyjdzie z osobą towarzyszącą jak zawsze odpowiedział, że nie.

 

~*~

 

              Od wypisania ze Św. Munga minęły dwa tygodnie. Draco spędził je głównie na wypełnianiu żmudnych raportów nadsyłanych co chwila z Biura Aurorów. Na szczęście leżące przed nim papiery miały być już tymi ostatnimi przeznaczonymi tylko dla niego. Kilka dni wcześniej Potter uprzedził go, że gdy Hermiona wypełni swoją część, następną papierkową robotę będą musieli wykonać wspólnie. Takie rozwiązanie nie było korzystne dla siedzącego przy biurku mężczyzny. Do swojego planu na życie ostatnio dopisał nowy punkt – unikanie Hermiony Granger za wszelką cenę. Stało za tym kilka powodów:

1)      Prześladował ją w Hogwarcie (według jego psychoterapeutki Ellen miał wyrzuty sumienia z tego powodu i powinien ją przeprosić, ale to nie było w jego stylu)

2)      Jego ciotka torturowała ją w jego domu (tej kwestii Ellen nie wiedziała jak rozwiązać)

3)      W jakiś niezrozumiały sposób dodawali sobie otuchy kiedy razem byli poddawali torturom (Ellen po usłyszeniu na czym one polegały stwierdziła, że dobrze by mu zrobiło porozmawianie o nich z kimś, kto przeszedł to samo, ale Draco planował z nikim innym nigdy więcej nie poruszać tego tematu )

4)      Wszedł w nocy do jej pokoju w Św. Mungu i patrzył jak śpi (mężczyzna dalej nie potrafił tego wytłumaczyć i była to jedyna kwestia, w której zgadzał się z Ellen – nie wspominać
o tym Hermionie)

W sumie to rzadko kiedy zgadzał się z Ellen, ale podobno była najlepsza i jej stawka była na tyle wysoka, że był w stanie w to uwierzyć. Już miał zakończyć pracę na ten dzień i skierować się w stronę barku, kiedy usłyszał stukanie w szybę. Nie rozpoznał sowy, która przyniosła list.

Draco,

Piszę, aby poinformować Cię, że skończyłam wypełniać moją część dokumentów. Uważam, że na wspólną część najlepiej byłoby umówić się na neutralnym gruncie. Moim zdaniem idealnie nada się jakaś kawiarnia w Londynie. Jakie dni ci pasują?

Hermiona

 

Czarodziej zdziwił się na widok swojego imienia, a nie nazwiska. Co prawda kilka razy zdarzyło zwrócić im się do siebie po imieniu w celi, nie spodziewał się jednak kontynuowania tego na co dzień. Dodatkowo za nic nie wiedział w jaki sposób ma się teraz wymigać od spotkania.

 

~*~

 

- Harry pisze, że praktycznie wybłagał u niego, abyśmy w jakiś sposób wypełnili wspólną cześć raportów oddzielnie. Rozumiesz to Ginny? Co jest z nim nie tak?! Uważasz, że zrobił to tylko po to, aby mnie zdenerwować? Bo jeśli tak to mu się kurde udało – wykrzyczała Hermiona i opadła bezsilnie na kanapę w salonie jej rodzinnego domu. – Powiedz mi, czy zrobiłam coś nie tak? Nie wiem, pisząc do niego pierwsza uraziłam jego dumę? Może nie wiem, nie powinnam od razu proponować spotkania a najpierw zapytać się jak się czuje i co u niego słychać?

- Hermiona, natychmiast przestań! Zaczynasz się nakręcać a Malfoy nie jest tego warty – próbowała uspokoić przyjaciółkę Ginny. – Malfoy był dupkiem, jest dupkiem i zawsze będzie dupkiem. Byłam pewna, że już dawno temu się z tym pogodziłaś. Zresztą czemu nie cieszysz się z takiego obrotu sprawy? Nie musisz się z nim widzieć, patrzeć na niego. Zamiast leżeć teraz na kanapie powinnaś skakać ze szczęścia! O co w takim razie chodzi?

- Po prostu… - zawahała się. – Samej nie wiem. Chyba liczyłam, że jak się z nim spotkam, porozmawiam, to jakoś pomoże mi to uporać się ze wspomnieniami z tamtego miejsca – ostatnie słowa wypowiedziała praktycznie szeptem.

- Och, chodź tutaj – Ginny szybko usiadła obok Hermiony i przytuliła ją. – Mam nadzieję, że wiesz,
że zawsze jestem obok jakbyś potrzebowała kogoś do rozmowy – jak na razie nie otworzyła się ona przed nikim. Tylko Harry, jako szef Aurorów, znał z jej raportów szczegóły tego, co działo się w kopalniach, ale nie mógł wyjawić innym szczegółów. Ginny starała się więc jak najbardziej uszanować decyzję przyjaciółki i nie naciskać wierząc, że nadejdzie czas, gdy się przed nią otworzy.

- Oczywiście, że wiem Ginny. Nie wiem jak bym sobie poradziła po tym wszystkim gdyby nie ty. Po prostu… - wzięła głęboki oddech.- Po prostu nie jestem gotowa. Wydaję mi się, że najpierw muszę sobie wszystko to uporządkować w głowie, zanim będę w stanie tobie o tym opowiedzieć.

- Jak to w ogóle było udawać żonę Malfoya? Podziwiam cię, że udało ci się z nim wytrzymać dłużej niż jeden dzień – wypowiedziała szybko przyjaciółka licząc, że tym pytaniem dowie się więcej o misji
i jednocześnie poprawi Hermionie humor dając jej okazję do ponarzekania na czarodzieja.

- Oj to było prawdziwe wyzwanie – wyznała lżejszym tonem. -Pierwszego dnia dosłownie stoczyliśmy walkę na poduszki o to, kto zajmie łóżko w sypialni… - przerwała, zamknęła na chwilę oczy i po głębszym oddechu dodała: - Draco… Malfoy… On uratował mi życie. Z każdego kierunku dobiegały jakieś huki, grzmoty… Ktoś celował we mnie różdżką, byłam pewna że już po mnie, już otwierał usta aby wypowiedzieć… I wtedy nagle padł na ziemię…. Draco tam stał – zaczęła dygotać i nie była w stanie powiedzieć więcej. Po jej bladej twarzy zaczęły ściekać łzy.

- Hej, wszystko w porządku. Jestem tuż obok – Ginny ponownie mocno przytuliła przyjaciółkę.

- Prze.. Przepraszam – próbowała dłońmi wytrzeć mokrą od łez twarz, ale bez rezultatu.- Nie wiem… nie wiem czemu płaczę…

- Nie masz za co przepraszać, nawet nie próbuj. Płacz tyle ile potrzebujesz.

 

~*~

 

              Odetchnął z ulgą, kiedy zaczął się pakować do wyjścia z Ministerstwa. Co prawda jeszcze wczoraj nie mógł się doczekać pójścia do pracy, jednak nie spodziewał się, że będzie mieć aż tyle zaległości. Rano na jego biurku piętrzył się stos papierów do przejrzenia, ponieważ najwidoczniej jego dwaj współpracownicy, którzy dzielili z nim pokój, nie garnęli się do pomocy podczas jego długiej nieobecności. Powinien się tego spodziewać, nigdy nie byli zadowoleni z faktu, iż pracują w tym samym pokoju co były śmierciożerca. Odniósł jednak wrażenie, że ostatnimi czasy ich stosunki zaczęły się ocieplać. Musiał za to przyznać, że rzucenie się w wir pracy pomogło mu oddalić myśli od spraw, których nie był jeszcze gotowy przeanalizować. Był jednak padnięty, oczy już mu się zamykały i uśmiechał się pod nosem na myśl o pysznej kolacji, która czekała na niego w domu, jak i wygodnym łóżku i długim, głębokim śnie.

              Nagle usłyszał, że na korytarzu prowadzącym do jego gabinetu powstało jakieś zamieszanie. Szybko jednak ustało, był już pewien, że coś mu się przesłyszało, kiedy rozległo się pukanie do drzwi i bez czekania na odpowiedź ktoś nacisnął klamkę i je otworzył. Tym kimś była Hermiona Granger. Rozejrzał się po pokoju i zauważył, że nie tylko go zamurowało. Ivan i Conrad patrzyli na czarodziejkę z niedowierzaniem.

- Malfoy – odchrząknęła.

- Granger – odpowiedział niepewnie, wciąż nie rozumiejąc co się właśnie działo.

- Bądź gotowy za 10 min pod pomnikiem przy wyjściu. Musimy porozmawiać – nie czekając na jego odpowiedź wyszła zamykając za sobą drzwi.

- Czy tutaj, przed chwilą, to była Hermiona Granger? - wydukał Ivan, wciąż będąc z szoku. Draco nic mu nie odpowiedział wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała osoba, którą z całych sił chciał unikać i o której zdecydowanie nie chciał znowu myśleć.


~*~


Scena, gdy Draco patrzy na śpiącą Hermionę, jest dedykowana mojej przyjaciółce H, która dzieli ze mną niezdrową obsesję Zmierzchem. 

Rozdział XIII

 Dianie, Agnieszce i Juli


              Nie wiedzieli, ile minęło dni odkąd zostali schwytani przed ekipę Johanny. Rytm ich dnia był wyznaczany przez tortury i przerwy między nimi. Jedyne co im pozostało to nadzieja, że Harry zorientuje się w zaistniałej sytuacji i przybędzie im na ratunek. Hermiona wierzyła całkowicie w swojego przyjaciela, ale Draco nie podzielał jej optymizmu. Mało rozmawiali o szansy na ucieczkę, ponieważ nie chcieli zwiększać czujności śmierciożerców i utrudniać Aurorom misji, o ile taka w ogóle się odbywała. Raporty wysyłali im w każdy piątek a do kopalni wybrali się w sobotę po festynie. Oznaczało to, że najpóźniej po tygodniu Ministerstwo powinno się zorientować, że wpadli w tarapaty. Mieli wrażenie jakby minęło o wiele więcej czasu.

              Siedzieli w ciszy. Johanna dawno się już nie pojawiała, więc tym bardziej zachowywali czujność czekając na najgorsze. Podczas jej ostatnich wizyt poświęcała ona większość swojego czasu Hermionie, którą kilka razy kazała Theonowi zabrać z celi nie przejmując się tym, że ta ledwo mogła ustać na własnych nogach. Kiedy po kilku godzinach, które wydawały się Draco wiecznością, byli oni z powrotem, jego partnerka była nieprzytomna. I chociaż odzyskiwała później przytomność i nie miała większych obrażeń, nie miał odwagi pytać o to, co jej robili. Ona sama nie odezwała się ani razu odkąd pierwszy raz obudziła się po byciu zabraną, więc tym bardziej nie chciał naciskać. Zauważył jednak, że przez większość czasu Hermiona trzymała się za swoje przedramię, gdzie, o ile dobrze pamiętał, jego szalona ciotka zostawiła podczas swoich tortur słowo SZLAMA na pamiątkę. Dobrze pamiętał jak bardzo bezradnie się wtedy czuł. Nie był w stanie zrobić czegokolwiek nie narażając przy tym swoich rodziców i nawet nie chciał myśleć o tym jak Czarny Pan by zareagował na wieść, że kłamał mówiąc, iż nie rozpoznał w przyprowadzonym im czarodzieju Harry’ego Pottera.

              Nie wiedział czy skłoniły go do tego wyrzuty sumienia czy może przez tortury i izolację tracił rozum, ale ignorując ból w całym ciele doczołgał się do Hermiony i powoli, licząc że nie przywoła tym kolejnych złych wspomnień, objął ją. I chociaż chciał w ten sposób dodać jej choć trochę otuchy, Draco był zaskoczony, że sam poczuł się dzięki temu lepiej. Po chwili zauważył, że czarodziejka wtuliła się w niego mocniej. Nie wiedział jak długo siedzieli w tej pozycji, kiedy usłyszał kroki zbliżających się śmierciożerców.

- Travis! Bądź tak miły i pomóż naszej uroczej szlamie wstać. Urządzimy sobie babskie pogaduchy – powiedziała Johanna z ekscytacją, której nie powstydziłaby się sama Bellatrix Lestrange. Otwierając drzwi do ich celi zatrzymała się na krótką chwilę na widok przytulonych do siebie czarodziejów. – Jak sądzisz, czy jakbym zrobiła wam teraz zdjęcie i wysłała Lucjuszowi to próbowałby ciebie stąd wyciągać Draconie czy może uznałby, że tylko przynosisz hańbę rodzinie i wróciłby do podlizywania się ludziom z Ministerstwa?

- Weź mnie tym razem zamiast niej – odpowiedział ignorując wcześniejszą prowokację. Oczy Johanny rozszerzyły się na chwilę, ewidentnie nie tego się spodziewała. Nie zmieniła jednak swojego wcześniejszego rozkazu i Travis bez zbędnej ostrożności podniósł Hermionę z ziemi. Chociaż nie wydała żadnego dźwięku świadczącego o jej bólu, grymas który pojawił się na jej twarzy sprawił, że Draco odezwał się ponownie. – Pamiętasz tę naradę, kiedy twoja grupa tak bardzo zawaliła misję, że twój ukochany Czarny Pan kazał mi ciebie ukarać? Był tak bardzo zawiedzony twoim zachowaniem, że nie chciał się zniżać do twojego poziomu, nie mógł nawet na ciebie patrzeć. I mimo tego, że byłem chyba najmłodszym z zebranych tam śmierciożerców, to mnie wybrał, abym…

- Travis, zmiana planów. Skoro mamy dobrowolnie zgłaszającego się kandydata, to nie możemy go zawieść, prawda?

 

~*~

 

              Nie był w stanie otworzyć oczu, ruszyć chociażby palcem. Miał wrażenie, że każdy mięsień w jego ciele płonie. Początkowo Johanna odwzorowała dokładnie te same tortury, którym sam musiał ją poddać, aby on i jego rodzice nie znaleźli się na jej miejscu. Takie rozwiązanie dość szybko jej się znudziło i dała się ponieść wyobraźni. Jeśli Hermiona doświadczyła choć w część tego co on, podziwiał to, że ani razu nie dała śmierciożercom satysfakcji błagając ich, aby jej nie zabierali. Poczuł, że ktoś łapie go za ręce i podnosi do góry zmuszając Draco do klęczenia. Resztkami sił otworzył oczy. Johanna siedziała kilka metrów przed nim na krześle bawiąc się ostrym nożem. Jak zdążył się dowiedzieć, zaklęcia nie były dla niej wystarczające. Już miała się odezwać, kiedy do pomieszczenia wbiegł Theoni zaczął szeptać do ucha kobiety. Ta natychmiast wstała, krzyknęła do Travisa, aby odprowadził więźnia do celi i pośpiesznym krokiem udała się w kierunku z którego przybiegł jej pomocnik.

              Draco ledwo był w stanie ustać na nogach, więc śmierciożerca praktycznie co chwila musiał popychać go do przodu. Kilka razy zrobił to zbyt mocno, dzięki czemu kilka nowych rozcięć zdobiło twarz byłego ślizgona. Czarodziej nie wiedział jak daleko znajdowali się od celi, kiedy usłyszał krzyki i dużo dziwnych odgłosów. Travis mocniej zacisnął ręce na jego ramionach i przyspieszył. Wniosek mógł być tylko jeden –Aurorzy wreszcie przybyli na ratunek. Draco rozejrzał się dookoła, nie dostrzegł nikogo w pobliżu. Resztkami sił obrócił się dookoła wyrywając się z rąk strażnika i popchnął go do tyłu. Niestety w ostatniej chwili śmierciożerca pociągnął go ze sobą na ziemię. Strażnik już wyciągał różdżkę, kiedy jego więzień przy pomocy leżącego niedaleko kamienia uderzył go w głowę. Kiedy Travis stracił przytomność, Draco przeturlał się na plecy. Miał ochotę wyć z bólu, ale to raczej nie pomogłoby mu w obecnej sytuacji. Wziął kilka głębokich wdechów. Musiał wziąć się w garść, ponieważ leżąc w pustym korytarzu nie miał jak pomóc Aurorom i Hermionie. Ostatecznie to myśl o Hermionie pomogła mu zebrać wystarczająco siły, aby się podnieść.

              Korzystając ze ściany jako podpórki, szedł przed siebie jak najszybciej mógł. Kiedy był już prawie pewny, że musiał się zgubić, usłyszał krzyk więzionej razem z nim czarodziejki. Chciał przyśpieszyć i pobiec jej na ratunek, ale najdrobniejszy odgłos i mogłoby być po nim. Wbrew sobie zwolnił i przylgnął zranionymi plecami do ściany. Zerknął na różdżkę ukradzioną Travisowi. Miał nadzieję, że chociaż nie została ona odebrana mężczyźnie przy pomocy zaklęcia Expelliarmus, będzie mu wystarczająco posłuszna.

              Kiedy wreszcie dojrzał Hermionę, na chwilę wstrzymał oddech. Drzwi do celi były otwarte a przetrzymywana w niej czarodziejka klęczała przed stojącym do niego plecami śmierciożercą. Liczył, że będzie mieć choć trochę czasu na przemyślenie swojego następnego ruchu, ale słowa wypowiedziane przez obcego mężczyznę skłoniły go do natychmiastowego działania.

- Rozkazy Johanny były jasne. Zabić szlamę jak tylko Aurorzy będą w pobliżu. Chciałem się jeszcze trochę z tobą zabawić, ale chyba nie… – Draco nie dał mu dokończyć. Śmierciożerca zatoczył się do tyłu po czym padł na ziemię. Oczy Hermiony rozszerzyły się na widok jej partnera. Jak tylko razem z Johanną i Travisem opuścił celę, nie mogła sobie wybaczyć, że nie odezwała się ani słowem i pozwoliła mu się bez jakiegokolwiek sprzeciwu z nią zamienić. Była już jednak tak zmęczona. Jednak na widok jego twarzy całej we krwi oraz ciągle powiększających się czerwonych plam na ubraniu wyrzuty sumienia wróciły.

- Wszystko porządku? Coś ci zrobił? – Draco pochylił się nad nią i pomógł jej wstać. Poczuł wyraźną ulgę, kiedy zaprzeczyła ruchem głowy. Wręczył jej też różdżkę, która musiała należeć do grożącego jej mężczyzny. – Czas się stąd wydostać.

              Szli korytarzem ramię w ramię. Na każdy najmniejszy odgłos reagowali z przerażeniem. Dobrze zdawali sobie sprawę z tego, że mimo ich umiejętności nie mają szans, gdy trafią na większą grupę śmierciożerców. Nie mieli jednak innej opcji, musieli jak najszybciej znaleźć Aurorów i wydostać się z tej przeklętej kopalni. Gdy byli już przekonani, że na jednym z rozwidleń wybrali zły korytarz i chcieli zawracać, usłyszeli przybierające na głośności krzyki. Musieli zaryzykować. Porozumiewawczo skinęli do siebie głowami i ruszyli dalej przed siebie. Po kilkudziesięciu dłużącym się im sekundach wylądowali w samym środku walki. W powietrzu unosiły się chmary czarnego dymu, przez które przebijały się blaski rzucanych zaklęć. Nie byli w stanie dostrzec twarzy walczących, tylko zarysy ich sylwetek.

              Nagle ktoś wbiegł między nich i objąwszy ich ramionami zdecydował za nich po której stronie pola walki będą przebywać. Kiedy zaczęli się wyrywać, usłyszeli znajomy im głos.

- Spokojnie, to ja, Ron! – krzyczał im prosto do uszu czarodziej. Hermionie na dźwięk głosu przyjaciela łzy same napłynęły do oczu. Draco nigdy nie przypuszczał, że tak bardzo ucieszy się na widok Weasleya. – Szybko, musicie się bardziej pochylić. Nie chcemy przecież, żeby odzyskali was gdy jesteśmy już tak blisko wygranej

Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nagle dookoła nich pojawiło się kilku Aurorów, którzy mieli sprawnie zadbać o to, aby ratowani przez nich czarodzieje jak najszybciej znaleźli się na powierzchni ziemi. Reszta została, aby dopilnować, że żaden śmierciożerca przebywający w kopalni nie wydostanie się z niej w inny sposób niż w kajdankach. Walka nie trwała zbyt długo. Jak tylko Harry’emu udało się złapać Johannę, reszta jej wspólników poddała się dość szybko. Szef Aurorów wyznaczył kilku czarodziejów, którzy mieli upewnić się, że nikt nie ukrył się w jakimś opuszczonym korytarzu a sam jak najszybciej mógł pobiegł sprawdzić, w jakim stanie jest jego najlepsza przyjaciółka.

 

~*~

 

Oślepił ją blask świateł w pomieszczeniu. Dopiero po kilku mrugnięciach jej oczy przyzwyczaiły się do otaczającej jej jasności. Rozejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka nic nie wydawało jej się znajome. Dopiero po chwili dojrzała jej najlepszą przyjaciółkę zwiniętą pod kocem na krześle stojącym w rogu.

- Ginny – próbowała zwrócić się do czarodziejki, ale z jej ust wydobył się tylko cichy, ochrypły dźwięk który ciężko były zrozumieć. – Ginny – spróbowała ponownie, niestety z podobnym skutkiem. Próbowała wstać, niestety ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Musiała więc liczyć, że po którejś próbie uda jej się wymówić imię przyjaciółki na tyle głośno, że ta się obudzi. Po kilku kolejnych podejściach poczuła, że powieki jej się zamykają i chwilę później znowu była nieprzytomna.

 

~*~

 

- Hermiona? Hermiona, słyszysz mnie? Widzisz mnie? –pochylająca się nad nią Ginny zalała ją falą pytań. Czuła się słabo, mimo leżenia w łóżku kręciło jej się w głowie. Ale na sam widok trójki najlepszych przyjaciół poprawił jej się humor.

- Tak, wszystko w porządku – odpowiedziała z trudem. – Co się stało? Jak długo byłam nieprzytomna?

- Trzy dni. Nie będę kłamał, kiedy wyciągnęliśmy was z tej przeklętej kopalni nie byliście w zbyt dobrej formie. Ani mnie ani Rona przy tym nie było, ale podobno jak tylko zostaliście wyciągnięci na powierzchnię ziemi oboje zemdleliście z wycieńczenia - Harry od razu przeszedł do konkretów. – Malfoy przebudził się kilka godzin temu. Mam nadzieję, że pocieszy cię wiadomość, iż żadnemu śmierciożercy nie udało się uciec.

- Draco – przerwała czarodziejowi Hermiona. – Wszystko z nim w porządku?

- Stan Malfoya jest stabilny. Powoli odzyskuje siły, podobnie jak ty – odpowiedział spokojnie wybraniec, kiedy w międzyczasie Ginny i Ron wymienili zdziwione spojrzenia. Dawno nie słyszeli, aby przyjaciółka mówiła o arystokracie po imieniu.

- Hermiono, mam nadzieję, że mi wybaczysz. To ja zaplanowałem tę misję i powinienem lepiej nas przygotować na taką ewentualność. Mam tak ogromne wyrzuty sumienia, że spędziliście tam tyle dni podczas gdy my byliśmy pewni, że jesteście bezpieczni. Ponoszę całkowitą odpowiedzialność za to, co się wam przytrafiło.

- Harry, masz przestać natychmiast. Nie możesz się obwiniać. Jedynymi winnymi tej sytuacji sąśmierciożercy – czarodziejka dalej chciała przekonywać przyjaciela, ale do jej gabinetu wszedł Magomedyk, który wyprosił jej gości w celu przeprowadzenia kilku badań. Ron, wychodząc, ścisnął jej dłoń i po chwili wszyscy zniknęli za drzwiami. Nie wiedziała, czy stało się to przez jakiś czar rzucony na nią przez badającego ją czarodzieja, ale nie minęło kilka sekund gdy stała się śpiąca i ponownie zasnęła.

 

~*~

 

              Pobudce Draco towarzyszył ogromny ból głowy. Nie był w stanie policzyć, który już raz odzyskuje przytomność w Szpitalu Świętego Munga. Zaczynało to wszystko być już dla niego rutyną. Budził się, był badany, dostawał podejrzane eliksiry do wypicia i wracał do snu. Zdążyło już go odwiedzić kilka osób. Harry wpadał na chwilę sprawdzać jak się czuję, ale było to raczej powodowane wyrzutami sumienia niż realną troską o jego zdrowie. Miał wrażenie, że do jego pokoju na chwilę zajrzała Ginny, ale było to za na tyle mało prawdopodobne, że zwalił winę za tę wizję na podawane mu napoje.

- Uprzedzając twoje pytanie – tak, Hermiona czuje się dobrze i jej stan się poprawia – zaczął Harry bez zbędnego przywitania się. Auror musiał przyznać, że był zaskoczony kiedy pierwszym wypowiedzianym przez Malfoya zdaniem było pytanie o Hermionę. Chociaż liczył, że dzięki misji przestaną zachowywać się jak dzieci w swoich sprzeczkach, zdziwił się, że oboje o siebie pytali. Przez to jeszcze bardziej zastanawiał się co dokładnie Johanna i jej spółka zrobili im w kopalni. Zdawał sobie sprawę, że jak tylko oboje wydobrzeją to zdadzą mu pełen raport, ale wcale nie wyczekiwał tych informacji. – Nadal nie chcesz abyśmy powiadomili twojego ojca o twoim pobycie w szpitalu? – misja wprawdzie była tajna, ale już się skończyła a stan, w jakim Malfoy trafił do Świętego Munga, był bardzo poważny.

- Bez sensu, może wspomnę mu coś przy innej okazji – czarodziej kolejny raz zbył to powtarzające się pytanie Pottera. – Lepiej użyj tego swojego uroku wybrańca i przekonaj Magomedyków, aby szybciej mnie stąd wypuścili. Mógłbyś się wreszcie na coś przydać.


~*~


Dłuższą wiadomość zostawię pod Rozdziałem XV.