27 grudnia 2014

Rozdział VIII

* lekko edytowane 18.12.2020r. *

Grudzień, 2004r.


Dopiero co zaczął się grudzień a za oknem już było biało. Śnieg padał i padał, ale żadnemu czarodziejowi to nie przeszkadzało, ponieważ i tak przemieszczali się głownie za pomocą teleportacji. Przechodząc po korytarzach w Ministerstwie można było usłyszeć nucone pod nosem kolędy oraz zobaczyć liczne świąteczne dekoracje. Największą atrakcją była kilkunastometrowa choinka stojąca w gmachu budynku, która przyozdobiona była milionem ozdób, w tym latającymi dookoła postaciami. Na samej górze znajdowała się duża, złota gwiazda, która świeciła jasno za pomocą magii.

Świąteczny klimat udzielił się nawet pewnemu blondynowi, który nigdy za bardzo nie przepadał za tym okresem. Zawsze kojarzył mu się on z nudnymi kolacjami z czarodziejską elitą oraz tysiącem drogich prezentów. Jednak te święta miały być inne. Miał on bowiem przy sobie kogoś, na kim naprawdę mu zależało. Nadal nie mógł uwierzyć, jak wielkie zmiany wniosła w jego życie Hermiona. Po tym wszystkim co wydarzyło się podczas misji naprawdę zbliżyli się do siebie i nawet nie zauważyli, kiedy wspólne spotkania stały się codziennością. Dobrze pamiętał ich pierwszą randkę, pierwszy pocałunek. Nie afiszowali się swoim związkiem, nie widzieli takiej potrzeby. Zdawali sobie sprawę, że prędzej czy później Rita Skeeter poświęci im całą stronę w Proroku Codziennym, ale nie przejmowali się tym. Ważne, że byli razem. I chyba oboje w głębi duszy wiedzieli, że nie jest to przelotny romans, ale coś o wiele bardziej poważnego.

Nagle Draco poczuł potrzebę jak najszybszego spotkania z szatynką. Chwycił kartkę leżącą na jego biurku i szybko napisał krótką wiadomość:

Przerwa obiadowa w kawiarni na rogu?

Twój tajemniczy wielbiciel


Używając szybkiego zaklęcia wysłał liścik i patrzył, gdy znika on pośród wielu innych. Już po kilku minutach przyleciała do niego odpowiedź:

Z wielką chęcią. Ten sam stolik co ostatnio. Mogę się trochę spóźnić.


Zakochana w Świętach

Draco od razu się uśmiechnął. Hermiona nie była w nich zakochana, ale miała wręcz obsesję na ich punkcie. Ostatnim razem przez pół godziny mówiła mu o tym jak planuje udekorować swój dom na święta i jak w mugolskim świecie wygląda poszukiwanie idealnej choinki. Na początku było to dla niego bardzo interesujące, ale po dłuższym czasie nie za bardzo go obchodziło, czy do czegoś tam pasują bardziej szkarłatne czy różane bombki. Jednak przejęcie, z jakim mówiła o tym wszystkich szatynka, było nie do przeoczenia. Samo to, że była teraz tak bardzo szczęśliwa sprawiało, że sam nawet zaczynał cieszyć się, że ten okres już się zbliża. 


~*~


Draco czekał już od kilku minut w kawiarni, kiedy nagle próg przekroczyła Hermiona. Od mrozu miała zaczerwienione policzki co tylko dodawało jej uroku. Rozejrzała się po pomieszczeniu i gdy wreszcie zobaczyła blondyna na jej twarzy zagościł uśmiech. Szybko podeszła do zajętego przez niego stolika i zaczęła się tłumaczyć ze swojego spóźnienia.

- Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz, ale nieste… - nie dokończyła, ponieważ Draco szybko wstał i uciszył szatynkę długim pocałunkiem.

- Ciebie też miło wiedzieć – odparł tak dobrze znanym jej głosem. Na to szatynka jeszcze bardziej się zarumieniła. Jej ”tajemniczy wielbiciel” zachował się jak dżentelmen i pomógł jej zdjąć ciepły, zimowy płaszcz następnie wieszając go na stojącym niedaleko wieszaku.

- Wiedziałem, że jak zawsze trochę się spóźnisz, więc zamówiłem ci już twoją ulubioną herbatę –powiedział, kiedy oboje usiedli przy stoliku. Przychodzili tu praktycznie codziennie, zawsze podczas przerwy obiadowej, więc oboje zdążyli się już nauczyć na pamięć swoich zamówień i nie potrzebowali kart menu.

- Dziękuję – odpowiedziała szatynka z uśmiechem na twarzy. Praktycznie przez cały świąteczny okres nie można było zobaczyć jej nieszczęśliwej. – Mama rano mi powiedziała, że na święta przyjedzie do nas ciocia Amy! Tak dawno jej nie widziałam i już nie mogę się doczekać, aż wreszcie pojawi się w Londynie. Mówiłam ci o niej, prawda? – i nie czekając nawet na odpowiedź kontynuowała swój monolog. Draco nie mógł się powstrzymać i już po chwili zaczął się śmiać. Szatynka najpierw spojrzała się na niego zdziwiona, ale szybko i ona zaczęła robić to samo. Kiedy już oboje się opamiętali, postanowiła, że tym razem da blondynowi również dojść do słowa.

- A ty jak będziesz spędzał święta? – zapytała go i sama się zdziwiła, że nie zna jeszcze odpowiedzi na tak ważne pytanie.

- Pewnie najpierw odwiedzę ojca a później wrócę do siebie i spędzę resztę wieczoru w domu – odpowiedział, jakby było to dla niego coś oczywistego. Nie wspomniał tylko o tym, że najpierw odwiedzi swoją mamę, ale nie lubił zwierzać się z tego, że często siedzi przy jej grobie i mówi jej o wszystkim co mu się przytrafia.

- Sam? Ale to przecież święta! – zareagowała zdziwiona szatynka. Nie spodziewała się, że w taki sposób spędza on te dni. Myślała, że może chodzi na jakieś arystokratyczne bankiety i od razu uświadomiła sobie, że przecież większość ich członków siedzi aktualnie w  Azkabanie. – Nie możesz ich spędzać samotnie! Wiem, przyjdź do mnie! Rodzice na pewno się ucieszą, że nareszcie cię poznają! – entuzjastycznie zareagowała na swój pomysł Hermiona. Draco był trochę zdziwiony jej propozycją, ale świadomość, że tak ważna dla niego osoba chce, aby razem z jej rodziną spędzał ten czas sprawiła, że nie mógł odmówić.


~*~


- Już nie mogę się doczekać aż poznam tego twojego przystojniaka – powiedziała matka Hermiony puszczając jej oko.

- Mamo! – odpowiedziała szatynka starając się mówić zawstydzonym głosem, ale po chwili obie zaczęły się śmiać. Może dla innych osób takie swobodne rozmowy między córką a mamą wydawały się dziwne, ale obie kobiety były jednocześnie swoimi najlepszymi przyjaciółkami.

- Czy mali czarodzieje wierzą w Świętego Mikołaja? – zapytała po chwili lekko zamyślona Gabriella.

- Wątpię – odpowiedziała po szybkim przemyśleniu Hermiona. – Z tego co pamiętam to Ron zawsze opowiadał co, kiedy i od kogo dostał. Muszę powiedzieć o tym Draco, aby nie wyjawił prawdy Tomowi.

- Obowiązkowo. Jak sądzisz, co przystojniak będzie chciał dostać pod choinkę?

- Dobre pytanie – odpowiedziała zamyślona. – Pochodzi z naprawdę bardzo bogatej rodziny, więc nie wiem czego jeszcze nie ma. Chyba że dałybyśmy mu na przykład książkę o naszych tradycjach, ponieważ w większości są mu one obce.

- Zaklepuję pomysł. Teraz użyj swojej mądrej główki i wymyśl coś od siebie.

-To niesprawiedliwe! – szatynka starała się powiedzieć to oburzonym głosem, ale po raz kolejny po całym pomieszczeniu rozległ się śmiech.

-Jesteś pewna, że możesz mu ufać?- zapytała nagle pani Granger. – Po tym wszystkim co ci zrobił, gdy chodziłaś do szkoły? Pamiętam, jak czasami płakałaś podczas przerw świątecznych z jego powodu.

- Mamo – zaczęła Hermiona. – Wtedy wszyscy byliśmy dziećmi a ludzie naprawdę się zmieniają. Jego rodzice go tak wychowali i byli jego największymi autorytetami. Jednak podczas naszej wspólnej misji uratował mi życie. Mógł uciec i być bezpieczny, ale on ryzykował własne życie, aby mnie ocalić. Więc tak, ufam mu. Całkowicie. A teraz wkładajmy już pierniki do piekarnika, bo właśnie się nagrzał – skończyła Hermiona jednocześnie zmieniając temat.


~*~


Już od kilku godzin krzątała się po domu i wszystko przygotowywała. Święta były jej ulubionym okresem w roku i po prostu wszystko musiało przebiegać idealnie. Dodatkowo tym razem miał przyjść Draco, więc szatynka chciała, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Co chwila zastanawiała się czy to wszystko nie dzieje się za szybko, ponieważ nawet nie poznał jeszcze jej rodziców a już przychodził do nich na kolację wigilijną, ale za każdym razem jeszcze bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że zrobiła dobrze. 

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi i szybko podbiegła do nich z nadzieją, że to Draco. Jednak byli to ciocia Amy oraz wujek Sam ze swoją żoną Rachel i pięcioletnim synem Tomem. Hermiona nigdy nie mogła się nadziwić, że takie małe dziecko może być aż tak urocze. Chłopczyk miał krótkie, brązowe, kręcące się włosy oraz śliczne, zielone oczy. Dodatkowo uroku dodawały mu dołeczki widoczne za każdym razem gdy malec się uśmiechał. To specjalnie dla niego Draco i Hermiona opracowali specjalny plan, aby spędził on najlepsze święta w swoim życiu.

Gdy goście zasiedli przy stole zestresowana szatynka po raz kolejny spojrzała na zegarek. Blondyn był już spóźniony o dziesięć minut. Zaczęła się zastanawiać dlaczego jeszcze nie przyszedł i przestraszyła się, że w ogóle się nie pojawi. Kiedy już zamierzała ponownie wyjrzeć przez okno, usłyszała odgłos charakterystyczny dla teleportacji i po chwili pukanie do drzwi. Praktycznie biegiem ruszyła w ich kierunku i już po chwili zobaczyła w nich spóźnionego gościa. Miał on na twarzy uśmiech pod tytułem ”Jestem niewinny” a liczne płatki śniegu znajdowały się w jego włosach. Blondyn zaś patrzył na Hermionę i nie mógł uwierzyć, że wygląda tak pięknie nie będąc nawet przesadnie wystrojona. Szatynka miała bowiem rozpuszczone włosy, lekki makijaż oraz skromną, koronkową, ciemnoczerwoną sukienkę kończącą się tuż przed kolanami. Nie miała nawet butów na obcasie, ale czarne, materiałowe balerinki.

Po tej chwili ciszy, kiedy oboje się w siebie wpatrywali, Hermiona spojrzała w górę i wskazała blondynowi na jemiołę wiszącą tuż nad nimi.

- Wiesz co to oznacza, prawda? – zapytała kuszącym głosem. A Draco nie trzeba było kilka razy powtarzać, ponieważ szybko objął ukochaną i złożył na jej ustach długi pocałunek. Mogliby tak stać bez końca, gdyby nie znaczący głos pani domu. Zawstydzeni, trzymając się za ręce, ruszyli w stronę stołu. Hermiona przedstawiła blondynowi resztę gości i wszyscy zaczęli jeść posiłek, jednocześnie rozmawiając ze sobą na najróżniejsze tematy.


~*~


-Ho! Ho! Ho! –rozległ się nagle po całym pomieszczeniu ten charakterystyczny śmiech. Tomowi oczy rozszerzyły się do granic możliwości a na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. Nie zauważył, że Draco i Hermiona wymienili ze sobą wtedy tajemnicze spojrzenie.

-To Święty Mikołaj! – zaczął krzyczeć na cały głos i latać od okna do okna, by zobaczyć tak bardzo wyczekiwaną przez niego postać. Hermiona szybko wstała i zaczęła razem z nim szukać najbardziej wyczekiwanego gościa. Gdy byli już niedaleko ostatniego okna, nieznacznie skinęła głową w kierunku Draco. Na ten znak użył on pod stołem swojej różdżki i ogień, który palił się w salonowym kominku nagle zgasł. Tom odwrócił się i nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z kominka zaczęły powoli wypadać prezenty. Chłopiec zaczął on krzyczeć ze szczęścia. Najpierw podbiegł do tych podarunków, które już wyleciały, a następnie szybko zjawił się przy rodzicach, którzy byli równie zdziwieni jak on, złapał ich za ręce i razem z nimi łapał kolejne prezenty. Draco za to stanął obok Hermiony, objął ją i z uśmiechem patrzyli na całą rodzinę szatynki cieszącą się z pojawiających się znikąd paczek. Myśląc, że wszyscy są zajęci ich rozpakowywaniem, schylił się i pocałował ukochaną. Jednak szybko oboje poczuli na sobie wzrok reszty zebranych. Ujrzeli całą rodzinę Hermiony patrzącą się na nich z uśmiechem. Szatynka natychmiast zarumieniła się zawstydzona.

- To takie słodkie gdy starzy ludzie są zakochani – powiedział Tom, po czym zaczął uciekać po całym domu za goniącą go z uśmiechem ciocią Hermioną. Gdy ta szybko go złapała, został skazany na największą karę, czyli na łaskotki. Gdy chłopiec był już wykończony torturami, wrócił ze swoim oprawcą do innych gości i razem z nimi zajął się otwieraniem prezentów.

Kiedy już każdy ułożył w jednym miejscu otrzymane podarunki, Draco cicho podszedł do Hermiony.

- Mam dla ciebie jeszcze jeden, malutki prezent – powiedział do zaskoczonej szatynki i wręczył jej do ręki malutki pojemniczek. Zdziwiona szybko go otworzyła i jej oczom ukazał się srebrny klucz.

- Do czego on jest? – zapytała zaciekawiona a jej mózg zaczął pracować na największych obrotach by szybko znaleźć odpowiedź na to pytanie.

- Chodź ze mną, to ci pokażę – odpowiedział tajemniczym głosem. Hermiona szybko podbiegła do swojej mamy, szepnęła jej na ucho kilka słów i razem z Draco skierowała się do sieni, w której oboje mieli kurtki. Gdy już wyjęła z szafy swój zimowy płaszcz, blondyn powstrzymał ją mówiąc, że nie będzie on jej potrzebny. To zaciekawiło Hermionę jeszcze bardziej. Gdy wyszli z domu szatynki, Draco wyciągnął do niej rękę i kiedy ją przyjęła, świat dookoła zawirował. 


~*~


Wylądowali na obrzeżach Londynu a duży dom, naprzeciwko którego stali, był na samym końcu ulicy. Budynek musiał być naprawdę drogi, mimo tego że nie został jeszcze wykończony. Był wykonany bardziej w klasyczny sposób, ale miał w sobie nowoczesne elementy. Zrobił ogromne wrażenie na Hermionie, która nadal trzymała blondyna za rękę. Otoczony był niedużym lasem, który stanowił naturalną barierę dla hałasu miasta.

- Chciałem aby był blisko domu twoich rodziców by zawsze mieli do ciebie blisko – zaczął Draco. – Oczywiście, jeśli ci się podoba, to moglibyśmy się do niego wprowadzić. Naturalnie, jeśli będziesz chciała. W środku nie jest jeszcze wykończony, ponieważ wiem, że sama chciałabyś go udekoro… - nie udało mu się dokończyć, ponieważ szatynka złożyła na jego ustach namiętny pocałunek.

- Jest idealny – udało jej się powiedzieć pomiędzy kolejnym pocałunkiem, tym razem zaczętym przez blondyna. 

- Musiał być naprawdę drogi – dodała, gdy wreszcie się od siebie oderwali.

- Mogę cie zapewnić, że nawet w minimalnym stopniu nie naruszył on majątku mojej rodziny. Chcesz zobaczyć go od środka? – zmienił szybko temat. Hermiona szybko pokiwała głową, ponieważ aż umierała z ciekawości, jakie skrywa on tajemnice. Dodatkowo było jej już bardzo zimno, ponieważ nie wzięli ze sobą żadnego okrycia. Gdy już mieli przekroczyć próg, Draco objął szatynkę i spojrzał jej głęboko w oczy.

- Kocham cię, Hermiono.

- A ja kocham ciebie, Draco. 



********************


Przepraszam, że prezent pojawia się dopiero teraz, a nie w Wigilię, ale przez ten cały czas Świąt nie było mnie w domu i nie miałam jak go dodać :( Ostatecznie też postanowiłam, że mimo tego, że nie wnosi za dużo do fabuły, będzie on kolejnym rozdziałem :) Mam nadzieję, że się Wam spodobał :) I planuję skorzystać z dłuższego wolnego czasu, aby szybko napisać kolejny rozdział :)
I teraz czas na spóźnione życzenia :)

Życzę Wam, aby zbliżający się rok przyniósł Wam same dobre rzeczy: zdrowie, szczęście, miłość oraz dużo weny :) Żebyście zawsze miały przy sobie osoby, na których będziecie mogły polegać i które nigdy Was nie zawiodą :) I oczywiście dużo Dramione :P

Pozdrawiam,
Maggie Z.

6 grudnia 2014

Rozdział VII

* lekko edytowane 18.12.2020r. *

Dla kochanej Vanilli ( mam nadzieję, że dobrze odmieniłam ;) )

- Na pierwszym miejscu musimy dowiedzieć się, co to za przeklęty eliksir – stwierdził stanowczym głosem Harry, który jako ostatni przeczytał wpis Hermiony. Z jednej strony brunet był szczęśliwy, ponieważ nareszcie mieli jakiś trop, ale to co stało się Hermionie, przeraziło go. Jego najlepsza przyjaciółka, praktycznie siostra, straciła swoje wspomnienia, całe swoje życie. Nie pamiętała go, ani nikogo z najbliższych jej osób. Ten przeklęty eliksir był miliard razy gorszy od Obliviate

- Brawo, Potter – odezwał się sarkastycznym głosem Draco. Mimo tego, że z powodu związku Hermiony z tym blondynem ich relacje się poprawiły, kiedy Malfoy był zdenerwowany i zestresowany, często stawał się złośliwy. Ale kto w takim momencie zwracałby na to uwagę? – Nikt nigdy by na to nie wpadł. 10 punktów dla Gryffindoru. A jak masz zamiar to zrobić? – zapytał na końcu blondyn pełnym strachu o swoją ukochaną głosem. 

- Slughorn. Zapytamy Slughorna – powiedziała zdecydowanym głosem Ginny. Kiedy dostała patronusa od blondyna, bez zastanowienia przerwała trening i teleportowała się do domu swojej najlepszej przyjaciółki. Była pełna zapału i determinacji a jej oczy były pełne nadziei na szybkie odzyskanie Hermiony.


~*~


Draco już od pięciu minut czekał na profesora Slughorna w Trzech Miotłach. Gdy tylko Ginny przypomniała im o ich byłym nauczycielu eliksirów, od razu wysłali do niego patronusa z prośbą o jak najszybsze spotkanie. Jednak później okazało się, że Harry i Ron mają ważne spotkanie w Biurze Aurorów, którego nie mogą opuścić. Ginny była już prawie gotowa do wyjścia, kiedy okazało się, że jej mama podczas sprzątania natknęła się na pozostałości po nieudanych eksperymentach Freda i Georga, co skończyło się wizytą w św. Mungu. Rudowłosa siedziała więc teraz razem z rodziną przy łóżku matki, która miała ogromną wysypkę na całym ciele i lekarze oraz George nie mogli się jej
w żaden sposób pozbyć.

Draco nie miał żadnych żyjących bliskich oprócz Hermiony, więc nic nie mogło go powstrzymać od spotkania się z profesorem. Zresztą miał wrażenie, że to właśnie on powinien prosić Slughorna o pomoc. Co prawda szatynka było bardzo ważna dla reszty, ale oni mieli też własne rodziny, a blondynowi nie pozostał już nikt oprócz niej. Może było to trochę egoistyczne z jego strony, ale przecież płynęła w nim ślizgońska krew. Jego rozmyślania przerwała wyczekiwana przez niego osoba, czyli profesor we własnej osobie.

- Witaj, chłopcze – powiedział mężczyzna i usiadł naprzeciwko swojego byłego ucznia. Gdy go zobaczył, nie mógł uwierzyć, jak bardzo się on zmienił. Schudł, jego włosy nie były ani trochę zadbane i miał on już kilkutygodniowy zarost. – Jest mi bardzo przykro słyszeć, co stało się z panną Granger. Czy mogę jako pomóc?

- Jest pan jedynym człowiekiem, który może pomóc, panie profesorze – odpowiedział Draco zdeterminowanym głosem. – Hermiona opisała w dzienniku, w dniu w którym zniknęła, objawy eliksiru, który podał jej mój ojciec – mówiąc to dał swojemu byłemu nauczycielowi własność ukochanej. -  Mam nadzieję, że jest pan w stanie zidentyfikować ten eliksir.

Profesor Slughorn przez kilka minut dokładnie czytał każdy wers wpisu. Czuł się trochę skrępowany, ponieważ kilka razy znajdowały się tam dość osobiste wspomnienia, ale świadomość tego, że przyczyni się do odnalezienia Hermiony Granger, jednej ze swoich ulubionych i zdolnych uczennic oraz bohaterki wojennej sprawiła, że jego mózg działał na jak najwyższych obrotach. Po chwili znał już odpowiedź.

- Objawy panny Granger pasują do kilku eliksirów, ale moim zdaniem został tu użyty czarnomagiczny eliksir, który jest bardzo trudny do uwarzenia i naprawdę ciężko go zdobyć. Nazywa się on Munda prius et vita memoriae, co oznacza „Oczyszczenie życia i wspomnień”. Był on wykorzystywany podczas Pierwszej Wojny Czarodziejów po to, aby ocalić bliskich przed śmiercią za bycie głównie mugolakami lub mugolami. Na początku usuwa on wszystkie prawdziwe wspomnienia, by potem zastąpić je fałszywymi.  W przypadku mugolaków sprawia on również, że magia jest lekko przyblokowana, przez co nie nabierają podejrzeń, że coś jest z nimi nie tak. Od dawna nie słyszałem o nim i o jego użyciu na kimkolwiek. 

- Istnieje na nie antidotum? – zapytał prawie że błagalnym głosem Draco.

- Istnieje a czas jego przyrządzania zależy od tego, jak dawno temu został on podany. Gdy znajdzie się kogoś, ko go wypił, najpierw trzeba mu dać szybki do przyrządzenia napój, który wstrzyma działanie eliksiru. Osoba to może mieć wtedy minimalne przebłyski dawnego życia, głównie podczas snu. Jednak nie zawsze się to zdarza. Następnie waży się antidotum. Jest ono naprawdę skomplikowane i każdy błąd może spowodować poważne … uszczerbki na zdrowiu. W zależności od tego, ile minęło od podania eliksiru do podania napoju zatrzymującego działanie, trwa przygotowywanie antidotum. Na przykład jeśli minął rok, przygotowuje się je pół roku, jeśli dwa lata to rok. Dlatego trzeba jak najszybciej znaleźć pannę Granger, ponieważ gdy mijają 3 lata, efekt eliksiru jest praktycznie nieodwracalny.


~*~


- Czyli teraz Hermiona w ogóle nas nie pamięta, myśli, że jest mugolem i może sobie normalnie żyć gdziekolwiek na świecie? – podsumował przerażonym głosem Ron. Tym razem wszyscy znajdowali się w domu Potterów i naradzali się, co mają robić.

- Tak – odpowiedział cicho Draco, ponieważ każdy znał już odpowiedź.

- Stworzę zespół aurorów szukających Hermionę – zaproponował Harry. – Każdej parze przydzielę jakiś rejon Wielkiej Brytanii i będą oni obserwować mugolskie gazety i wiadomości z przydzielonego im obszaru oraz co jakiś czas będą wyjeżdżać w teren.

- A co jeśli mieszka teraz zagranicą? – zapytała drżącym głosem Ginny.

- Jest to możliwe, ale moim zdaniem mało prawdopodobne. Wątpię, aby miała na to wystarczająco pieniędzy, w końcu jest mądra, ale nie skończyła żadnych mugolskich studiów. Chociaż Lucjusz, tworząc jej nową tożsamość, mógł dać jej sporo pieniędzy.

- Był on raczej skąpym człowiekiem, jeśli chodziło o takie sprawy – dodał Draco. Był tak bardzo zły na ojca, że gdyby Lucjusz nie zmarł ze względu na klątwę, to właśnie odbywałby się jego pogrzeb.

- Sami możemy dodatkowo jeździć po większych miastach, jeśli to coś może dać – zaproponował Ron. – Jestem też pewny, że Annabeth nam pomoże. Pracuje w końcu w Departamencie Transportu Magicznego.

- Przecież Hermiona nie będzie korzystać z magicznych środków transportu – stwierdził blondyn, który był lekko zły na Rona, że nie miał on lepszego pomysłu.

- No tak – odpowiedział lekko zawstydzony rudzielec.

- Ale przyda nam się każda osoba chętna do pomocy – powiedział Harry, aby pocieszyć swojego najlepszego przyjaciela. Mimo, że jak na razie, nie przyczynił się bardzo do znalezienia Hermiony, to brunet wiedział, że zrobiłby wszystko aby znowu była z nimi.

- Annabeth na pewno się zgodzi – odpowiedział pocieszony Ron i zaczął szukać kolejnych pomysłów.

- Skontaktuję się jeszcze z szefami Biur Aurorów z Ministerstw Magii z innych krajów, aby również zaczęli jej szukać w mugloskim świecie. Jest bohaterką wojenną, więc na pewno się zgodzą. Zresztą często pomagała w Departamentach Przestrzegania Prawa Czarodziejów za granicą. Nie mogą odmówić.

- Szczególnie, jeśli poprosi ich o to Harry Potter we własnej osobie – powiedział Draco, na co każdy się uśmiechnął. W takich chwilach jak ta, dobrze było na chwilę oddalić od siebie troski, aby kiedy wrócą dwa razy większe, nie dać się przez nie przytłoczyć.


~*~


Draco wszedł po kilku schodkach i stanął przed drzwiami państwa Granger. Ostatnio był tutaj stałym gościem. Przynosił rodzicom Hermiony bieżące informacje dotyczące poszukiwań, ale większość z nich była tymi złymi. Sam nie wiedział, jak może określić te, którymi planuje się dzisiaj podzielić. Z jednej strony były dobre, ponieważ wiadomo już, co się stało z szatynką. Ale nie można było się ucieszyć, kiedy słyszało się o tym, że ktoś tak bardzo tobie bliski nie wie o twoim istnieniu. Zapukał dwa razy do drzwi i po chwili jego oczom ukazała się mama Hermiony. Miała podkrążone oczy, od wielu tygodni nie spała za dobrze. Ale kto mógł dobrze spać, kiedy jego dziecko zaginęło? 

Jak tylko zobaczyła, że to narzeczony jej córki, to od razu go przytuliła. Mimo tego, że to bardziej Draco powinien pocieszać rodziców Hermiony, to z reguły oni pocieszali go. Gabriella już traktowała go jak własnego syna, zresztą jej mąż również. Kiedy blondyn przywitał się ze swoją przyszłą teściową, wszedł do środka, gdzie zastał pana Grangera. Ten również przytulił go, ale bardziej zdecydowanie, po męsku. Następnie wskazał Draco, aby usiadł razem z nimi w salonie. 

- Wiadomo coś nowego? – zapytała wręcz błagalnym głosem szatynka.

- Tak, ale nie są to same dobre informacje – odpowiedział blondyn szybko, aby nie robić im za dużej nadziei. Szczegółowo przedstawił wszystko, czego się dowiedział, aby nie pominąć niczego. „Może oni coś wymyślą”- powtarzał sobie ciągle w głowie.

- Czy… czyli nasza Hermionka w ogóle nas nie pamięta? – zapytała drżącym głosem pani Granger, chociaż znała odpowiedź na zadane pytanie. W jej oczach pojawiły się łzy i odruchowo wtuliła się w swojego męża. Ten objął mocniej małżonkę, a jego oczy zrobiły się szkliste. Draco spuścił wzrok. Źle się czuł, przynosząc takie informacje. I może nie chciał tego sobie uświadomić, ale mimo wszystkiego  co teraz oni przeżywali, zazdrościł im że mają siebie nawzajem. On nie miał już nikogo, odkąd stracił Hermionę. I z każdą sekundą zaczynał wątpić, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy swoją ukochaną.

- Draco, kochanie, chciałbyś zostać na obiedzie? – zapytała Gabriella ocierając swoją twarz z łez.
A blondyn z chęcią się zgodził, ponieważ tak już robili. Dawali sobie nawzajem wsparcie.


~*~


Draco wrócił do domu późnym wieczorem. Na dworze było już ciemno i zrobiło się chłodno. Od razu skierował się do salonu, a dokładnie do barku. „Hermionie nie spodobałoby się to, co teraz robię” – pomyślał i zatrzymał się w połowie drogi. „Ale jej przecież nie ma. I może już nigdy nie będzie” – dodał cichy głos w jego głowie. Blondyn nie wytrzymał. Był zły na Lucjusza, na siebie, nawet na Harry’ego za to, że jeszcze nic nie zdziałał. Obwiniał świat za to, że jest przeciwko niemu, za to, że zawsze był. „Proszę, musisz mi pomóc” – napisała do niego szatynka. Ona liczyła na niego, a on ją zawiódł. Jednym silnym ruchem zrzucił za stołu wszystko, co się na nim znajdowało. Stracił nad sobą kontrolę. Nie zwracał uwagi na lekko zakrwawioną rękę albo na bolącą w kostce nogę po tym, jak z całej siły kopnął jeden z dwóch foteli, na których tak często siadała Hermiona. „Proszę, musisz mi pomóc”. Był tak bardzo zły na siebie za to, że nie może zrobić tego o co go poprosiła. „Zawiodłem ją, zawiodłem” – ciągle powtarzał w myślach chodząc w kółko po lekko poturbowanym salonie. Nagle zauważył ich wspólne zdjęcie z corocznego bożonarodzeniowego balu w Ministerstwie, leżące na podłodze pod kilkoma innymi rzeczami. Powoli schylił się aby je podnieść. Szkło, które je chroniło, zbiło się. Przejechał po nim palcem. Miał przed oczami ich dwoje, uśmiechniętych, wpatrzonych w siebie, jakby kochali się od momentu, kiedy pierwszy raz się spotkali. Szczęśliwych, bo byli obok siebie. Blondyn nie mógł ustać na swoich nogach. Zsunął się na ziemie, plecy oparł o prawie nienaruszoną kanapę i zaczął płakać, ciągle trzymając w rękach zdjęcie. „Kocham Cię Draco. Zawsze będę”. Zawsze nadeszło dla nich szybciej, niż się tego spodziewali. 


~*~


Ginny szła do kolejnego sklepu, w którym miała nadzieję znaleźć prezent dla swojego taty na jego 57 urodziny. Oczywiście wszystkie sklepy, które odwiedziła, były mugolskie. Był to już drugi raz, kiedy sama szukała prezentu dla ojca. Wcześniej zawsze robiła to ze swoją najlepszą przyjaciółką. Jednak odkąd rok temu odkryli, co dokładnie się z nią stało, nadal stali w miejscu. Oczywiście były specjalne ekipy aurorów, którzy przeglądali gazety, oglądali wiadomości z mugolskiego świata, ale to było jak szukanie igły w stogu siana. Zresztą razem z Harrym, Ronem i Draco również robili wszystko co w ich mocy aby wpaść chociaż na minimalny ślad szatynki. Jednak bez żadnego efektu. Nie spodziewali się, że po tym, jak Voldemort został pokonany, znowu spotka ich ciągły strach o drugą osobę. 

Rudowłosa weszła do małego sklepiku z różnymi drobiazgami. Pomieszczenie było pełne małych, bezużytecznych przedmiotów, na których widok jej tata z pewnością oszalałby ze szczęścia. Starsza kobieta, do której należał sklep, uśmiechnęła się do niej przyjaźnie po czy wróciła do oglądania wiadomości na telewizorze, który był zamontowany wysoko na drzwiami. Ginny odwróciła się, aby zobaczyć co tak bardzo zainteresowało właścicielkę. Aż wypuściła z ręki jakiś drobiażdżek. Na ekranie zobaczyła Hermionę. Patrzyła się z otworzonymi ustami i oczami rozszerzonymi do granic możliwości. Jej przyjaciółka wyglądała inaczej, niż ostatnim razem. Jej średniej długości, brązowe, pofalowane włosy były o wiele ciemniejsze, dłuższe i wyprostowane. Wyglądała na lekko przestraszoną, zestresowaną i podenerwowaną. Jej ręce bardzo drżały. Miała narzucony na plecy duży, gruby koc. Obejmował ją przystojny, czarnowłosy mężczyzna, który na oko był w jej wieku, może o rok starszy. Za nimi pokazany był budynek gaszony przez strażaków, z którego unosił się czarny jak smoła dym.

- Właśnie uratowała pani życie małej dziewczynki. Jest pani bohaterką – powiedział reporter z mikrofonem.

- Wcale nie czuję się bohaterką – odpowiedziała lekko drżącym głosem, jakby jeszcze nie uświadomiła sobie tego, co przed chwilą zaszło. Rudowłosa tak dawno nie słyszała tego głosu. – Zrobiłam to, co każdy zrobiłby na moim miejscu. Kiedy usłyszałam krzyk tej młodej dziewczynki, po prostu nie myślałam o tym, że coś może mi się stać i od razu wbiegłam do płonącego budynku. 

„To takie w jej stylu. Najpierw inni, potem ona.” – pomyślała Ginny. Hermiona zawsze ratowała innych, na przykład skrzaty domowe. Nawet jeśli one tego nie chciały. Szybko zaczęła szukać jakiegokolwiek napisu, w jakim mieście to wszystko się działo. Po chwili na magicznie przesuwającym się pasku na dole ekranu zobaczyła upragnioną nazwę – Oakland. Miała dwie opcje. Mogła wysłać patronusa do reszty albo jak najprędzej teleportować się do tego miasta. Wybór był oczywisty. Po kilku sekundach można było usłyszeć cichy, charakterystyczny dźwięk teleportacji.


*********************

Rozdział siódmy opublikowany w terminie :) Specjalnie dzisiaj, ponieważ jest to taki prezent mikołajkowy dla WAS <3 Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. I nareszcie dowiedzieliście się, co dokładnie stało się z Hermioną ;) 
Jeśli chodzi o datę publikacji kolejnego rozdziału, to będzie to koniec grudnia albo początek stycznia,  ponieważ będę miała wtedy dużo wolnego czasu. I przygotujcie się na świąteczny prezent w okolicach 24 grudnia ;) mam nadzieję, że się Wam spodoba <3

Pozdrawiam,
Maggie Z.

20 listopada 2014

Rozdział VI

* lekko edytowane 18.12.2020r. *

   Jak najszybciej wyszedł z pracy i teleportował się pod swój dom. Był pogodny wieczór, słońce dopiero zaczynało zachodzić. Na niebie było tylko kilka chmurek, co było rzadko spotykane w Wielkiej Brytanii. Jednak Draco Malfoy był bardzo daleko od bycia pogodnym. Był zdenerwowany i wstrząśnięty. Nadal nie wiedział jak taka myśl mogła mu nawet przyjść do głowy. Przecież to była Hermiona! Ona nigdy by mu czegoś takiego nie zrobiła! Nie uciekłaby od swojej rodziny i przyjaciół. Jednak kiedy raz pojawi się taka myśl, nie można się już jej pozbyć. Torturuje ona człowieka aż ten nie znajdzie zaprzeczenia lub potwierdzenia. Najgorsze było to, że zapomniał on o dzienniku swojej ukochanej. Przecież tam może być odpowiedź na to, co się stało. „Jak ja mogłem to przeoczyć!?” – myślał przez cały czas i nie mógł sobie wybaczyć tego, że pominął tak ważny szczegół. Dlatego Draco musiał zrobić wszystko, aby znaleźć ten zielony dziennik. 

~*~


- Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie. Na pewno przyjdziemy punktualnie – zapewniła przybyłą sąsiadkę Hermiona i zamknęła drzwi. Aż wydała z siebie odgłos ulgi. Rozmowa z Katie, miłą ale po dłuższym czasie okropnie denerwującą kobietą mieszkającą razem z mężem naprzeciwko, bardzo ją zmęczyła.

- Mamy zaproszenie na przyjęcie urodzinowe Brada, które odbędzie się za tydzień – poinformowała blondyna szatynka wchodząc do salonu. Nie zdziwił jej widok młodego arystokraty, który jak prawie codziennie siedział w fotelu ze szklanką whisky, niestety nie Ognistej,  w ręku użalając się nad światem. Nie było dla niego nic bardziej upokarzającego jak pracowanie jako nauczyciel gry na pianinie. I uczył mugoli! Oczywiście jego prześladowczyni musiała się uprzeć, że aby nie wzbudzać podejrzeń będą pracować jak wszyscy. Wykorzystała to, że w arystokratycznych rodzinach jedną z podstawowych umiejętności, których obowiązkowo się uczyło, była gra na fortepianie. Teraz musiał on codziennie chodzić do Miejskiego Ośrodka Kultury i znosić okropne błędy swoim uczniów, zarabiając przy tym praktycznie nic! Za takie tortury powinni mu płacić kilka razy więcej!

- Nie… - stęknął Draco reagując tak, jakby właśnie miał być torturowany cruciatusem. – Powiedz mi, że odmówiłaś i dałaś jakąś idiotyczną wymówkę i że nie będziemy musieli do niej iść na dłużej niż minutę – powiedział blondyn błagającym głosem.

- Przygotuj się na kilkugodzinne tortury, Malfoy – nie mogła sobie darować Hermiona. – Dla tego jestem gotowa się poświęcić i pójść do Katie.

- Granger, mogę powiedzieć dokładnie to samo do ciebie, więc nie zaczynaj – mówiąc to Draco napełnił sobie kolejny raz szklankę. I gdy już miał wziąć dużego łyka, szatynka zabrała mu szklankę
i opróżniła za jednym razem. 

- Nie będę w stanie zrobić tego na trzeźwo – powiedziała widząc zdziwioną twarz blondyna. A ponieważ nadal nie zrozumiał on, co miała na myśli, zaczęła mu wszystko tłumaczyć. – Skoro idziemy tam na przyjecie urodzinowe, to oznacza że będą tam też inni ludzie, którzy będą chcieli nas poznać. A skoro będą chcieli nas poznać to będą zadawać pytania na przykład o to, jak się poznaliśmy. Dlatego musimy teraz wszystko wymyślić.

- W takim razie pójdę na wszelki wypadek po kolejną butelkę, a może nawet dwie.

Kiedy arystokrata wrócił z dwoma butelkami, zobaczył Hermionę siedzącą w fotelu i piszącą coś w niedużym, zielonym dzienniku. Chciał podejść ją od tyłu i przez ramię zobaczyć, co tam pisze, ale szatynka wyczuła jego obecność i szybko zamknęła swój pamiętnik.

- Nie jesteś aby na to trochę za stara, Granger? – zapytał Draco ze swoim złośliwym, tak dobrze jej znanym, uśmieszkiem. 

- Spadaj, Malfoy – odpowiedziała tonem sugerującym, że nie ma zamiaru wdawać się w jakąkolwiek dyskusję. Tym razem wyjątkowo jej odpuścił, ale przyrzekł sobie, że kiedy szatynka pójdzie pracować do biblioteki, bliżej przyjrzy się jej rzeczom.

- Opróżniłaś już całą butelkę? – zapytał zdziwiony blondyn gdy zobaczył, że cały jego trunek magicznie zniknął. Nie tego spodziewał się po tej kujonce. 

-Tylko pijana mogę wymyślać moją historię miłosną z tobą w roli głównej – odpowiedziała Hermiona a w jej głosie można było wyczuć nutkę sarkazmu.

- Uznam to za komplement – odpowiedział Draco ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem na twarzy.

- Dobra, trzeba wziąć się do roboty – nawet lekko pijana, szatynka zawsze pamiętała o obowiązkach. – Kiedy się poznaliśmy?


~*~


Błyskawicznie wbiegł po schodach i wszedł do ich wspólnej sypialni. Przez chwilę zatrzymał się w drzwiach kiedy poczuł ten charakterystyczny zapach jej perfum, którym pachniały wszystkie rzeczy. Jednak gdy jego wzrok zatrzymał się na szafce nocnej przy jej części łóżka, szybko do niej podbiegł i zaczął wyjmować całą jej zawartość. Jednak znalazł tylko kilka książek i jakieś drobiazgi. Przeszukał jeszcze całą szafę, ale nie znalazł tego czego szukał. Swoje następne kroki skierował do biblioteki. Był to w końcu jej ulubiony pokój w całym domu. Dopiero kiedy zobaczył te wszystkie książki, które miał przejrzeć, przypomniał sobie o zaklęciu Accio. Zielony dziennik nie przyleciał do niego, ale usłyszał stukanie, które dochodziło z jego gabinetu. Biegiem znalazł się w pomieszczeniu
i skierował w stronę biurka, w którym musiał być schowany przedmiot. Próbował ręcznie otworzyć szufladę, jednak gdy zamek nie chciał ustąpić użył kilku przydatnych zaklęć. „Cała Hermiona. Nigdy nie zostawiłaby czegoś tak ważnego niezabezpieczonego”- pomyślał. Wziął do rąk dziennik, który należał do szatynki i otworzył go.

- Czas dowiedzieć się, co się stało – powiedział i zaczął szukać wpisów sprzed roku


~*~


- Jak się poznaliście? – zaczęła rozmowę Katie. Wszyscy goście siedzący przy stole czekali na to pytanie. Nareszcie mogli dowiedzieć się czegoś o nieznajomej parze. Jak tylko młode małżeństwo przekroczyło próg domu, zrobiło niemałą sensację. Znajomi rodziny, którzy przywykli do stałej listy zaproszonych, zajęli się obserwowaniem państwa Clark. Młoda blondynka wzbudziła duże zainteresowanie płci męskiej. Jej długie, jasne włosy były związane w staranny kok, co dodawało jej kilku centymetrów wzrostu. Miała na sobie prostą, błękitną sukienkę za kolana, która podkreślała kolor jej oczu, czarną marynarkę, niedużą torebkę i baleriny w tym samym kolorze. Za to brunet zdecydowanie przyciągnął uwagę większości płci pięknej. Jego buty i spodnie były czarne a sweter w czarno-szare pasy. Wyglądał tajemniczo, co tylko działało na jego korzyść.

- Chodziliśmy do tej samej szkoły z internatem – odpowiedziała miłym głosem blondynka. – Początkowo się nienawidziliśmy, ale z czasem wszystko się zmieniło.

- A od ilu lat jesteście małżeństwem? – zapytała Angelina, siostra Katie. Mimo, że wyglądała jak przeciwieństwo swojej siostry, tak naprawdę z charakteru była taka sama a może jeszcze gorsza.

- Od roku – odezwał się po raz pierwszy przy stole szatyn. – Przeprowadziliśmy się tutaj kiedy oboje skończyliśmy studia na Oxfordzie.

- Co studiowaliście? – zapytał Brad.

- Ja studiowałam literaturę a Tom skończył kierunek muzyczny – odpowiedziała nowa sąsiadka. 

Po kolejnych kilku pytaniach zadanych przez organizatorów przyjęcia, inni goście ośmielili się i również zaczęli przeprowadzać wywiad z nowymi mieszkańcami. Nikt nie zauważył, że praktycznie wszystkie odpowiedzi recytowali oni z pamięci. Za to wszyscy byli zachwyceni, kiedy słyszeli zabawne droczenie się tej dwójki. „To takie romantyczne” – myśleli i wręcz delektowali się możliwością przyglądania się małżeństwu.


~*~


15 maja 2005r.


Nadal nie mogę uwierzyć, że Draco mi się oświadczył. Choć minął już miesiąc, mam wrażenie, jakby stało się to wczoraj. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim życiu.

Dzisiaj byłam z Ginny na Pokątnej. Chociaż data ślubu nie jest nawet ustalona, moja najlepsza przyjaciółka uparła się, żeby już zacząć rozglądać się za suknią ślubną. Oczywiście żadna mi się nie spodobała. Było kilka naprawdę ładnych, ale nie znalazłam TEJ sukni. Za to Ginny już upatrzyła sobie z tysiąc sukienek dla niej. Cała ona. Ale za to ją uwielbiam. 

Kiedy Ginny musiała pójść, ze względu na swój trening, udałam się do biblioteki, która znajduje się naprawdę blisko Pokątnej. Oczywiście czytałam już kilka książek dotyczących organizacji wesela, ale ich nigdy za mało. Mam już tyle ciekawych pomysłów, że aż trudno mi się na coś zdecydować. 

Zaraz wraca Draco, więc będę musiała porozmawiać z nim na temat daty naszego ślubu. „Naszego ślubu” – chyba nigdy nie znudzą mi się te dwa wyrazy. Czas na ustalanie!


Na samo wspomnienie o tamtej rozmowie, kilka łez spłynęło mu po policzkach. Chyba przez godzinę dyskutowali nad samym miesiącem, a do dokładnego dnia nawet nie doszli. Było to dzień przed tamtym dniem. Powoli, ze strachem, Draco przekręcił kartkę. Bał się tego, co może tam przeczytać, ale z drugiej strony chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co dokładnie się stało. Mimo, że ucieczkę Hermiony praktycznie odrzucił, przerażała go myśl że to częściowo przez niego jego ukochanej nie było teraz przy nim.


16 maja 2005r.

Boję się. Nie wiem co się dzieje. Przed chwilą z domu wyszedł Lucjusz. Dał mi on jakiś przeklęty eliksir. Nie pamiętam już jego nazwy. Zmusił mnie on do jego wypicia
i z uśmiechem na twarzy zostawił mnie tutaj. Wcześniej rzucił na dom jakieś nieznane mi zaklęcia i nie mogę nawet z niego wyjść. Najbardziej przeraża mnie to, że mam wrażenie, że coś się dzieje z moimi wspomnieniami.



Draco, piszę to dla ciebie. Jeśli to czytasz, to znak, że coś mi się stało. Proszę, musisz mi pomóc. Właśnie próbuję przypomnieć sobie moje dzieciństwo, ale nie mogę. Nie mam tych wspomnień! Tak jakby ono nie istniało! Nie wiem, co się ze mną dzieje. Muszę schować mój dziennik na wypadek, gdyby Lucjusz tu wrócił. Nie może on go znaleźć,
bo wtedy go zniszczy, aby nie było dowodów przeciwko niemu. 



Czuję się, jakbym straciła część mojego życia. To okropne uczucie! Teraz nie mogę już przypomnieć sobie momentu, kiedy dostałam mój list do Hogwartu. Żadne znane mi zaklęcia nie pomagają! Muszę skorzystać z okazji, że jeszcze pamiętam ostatnie wydarzenia, więc już kończę. Muszę za wszelką cenę schować ten dziennik. 



Jestem już w Twoim gabinecie. Ból głowy jest nie do zniesienia. Właśnie znalazłam trochę wolnego miejsca w jednej z szuflad w twoim biurku. 

Kocham Cię Draco. Zawszę będę.



*******************


Jak widzicie dodałam tytuł :) Jak i w ankiecie jak i w komentarzach przeważały za głosy za :) Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem :) Dały one mi naprawdę dużo motywacji do wcześniejszego skończenia rozdziału :) Jak może wiecie, początkowo miał on się pojawić dopiero w weekend :)
Rozdział nie jest specjalnie długi, ale następny prawdopodobnie będzie dłuższy :) Mam nadzieję, że ten wam się spodobał :) I bardzo proszę o komentarze, ponieważ dają one motywację i naprawdę to świetne uczucie, kiedy wiesz, że coś co piszesz podoba się innym :) Wszystkim komentującym ogromnie dziękuję :*


[edit] Mam problemy z wyglądem notki :/ Przepraszam za to tło :/

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Pozdrawiam,
Maggie Z.

3 listopada 2014

Rozdział V

* lekko edytowane 18.12.2020r. *          

    Rozdział dedykuję Clarze Malfoy, która codziennie motywowała mnie do pisania :)

*******************

Siedziała na łóżku mając przed sobą spakowaną walizkę. Nie chciała wyjeżdżać z domu na niewiadomo jak długo. Po tym, jak rok temu wreszcie odnalazła swoich rodziców, spędzała z nimi praktycznie każdą wolną chwilę. Teraz musiała ich okłamać. Rodzice szatynki byli przekonani, że jedzie ona na wyjazd służbowy do Waszyngtonu i nie jest jeszcze ustalone, ile będzie on trwał. Była zła na Harry’ego za to, że ją w to wszystko wciągnął. Hermiona była pewna, że z łatwością znalazłby kogoś innego w miarę dorównującego jej swoim magicznymi umiejętnościami. 

Czarownica rozejrzała się po swoim pokoju. Mieszkała w nim odkąd się urodziła. Kiedyś ściany były koloru niebieskiego, ale pół roku temu przemalowała je wraz z rodzicami na beżowo. Chciała, aby wyglądał dojrzalej. Niestety nie mogła się pozbyć mebli, które wybrała w wieku 10 lat. Była do nich zbyt bardzo przywiązana. Były one wykonane z jasnego drewna i dzięki specjalnym czarom zrobiły się większe. Przy oknie stało biurko, przy którym chodząc jeszcze do mugolskiej szkoły odrabiała lekcje. Jedną z czterech ścian zasłaniał regał wypełniony w całości książkami, które czytała po kilka razy. W pokoju znajdowała się również duża szafa oraz wygodny fotel, w którym Hermiona uwielbiała siadać z ciekawą lekturą w ręku.

-Hermiono, pożegnalny obiad gotowy! – zawołała jej mama jednocześnie przerywając swojej córce rozmyślania. Szatynka powoli wstała, aby jak najbardziej móc przeciągnąć tę chwilę. Chwyciła walizkę, którą za pomocą magii ważyła przynajmniej o połowę mniej niż normalnie. Kiedy stała już w drzwiach obróciła się i patrząc na swój pokój otarła pojedynczą łzę, która zaczęła spływać po jej policzku.


~*~


Już od godziny jechali pociągiem. Draco był okropnie znudzony. Krajobraz za oknem w ogóle się nie zmieniał a była Gryfonka, z którą musiał współpracować, praktycznie od początku ich podróży  czytała książkę. I to jeszcze mugolską! Tylko kilka razy zrobiła małą przerwę i zapisywała coś w jakimś zielonym dzienniku. Blondyn miał już dość tej całej misji, chociaż nawet się jeszcze nie zaczęła. O ile nawet mógł znieść udawanie mugoli, to bycie fałszywym małżeństwem z Granger było ponad jego siły. Na dodatek miała być ona jego ”przewodniczką” w niemagicznym świecie, co bardzo raniło jego męską, arystokratyczną dumę. Kiedy jego oczy już powoli zaczęły się zamykać, znużone monotonnym krajobrazem, głos szatynki zniszczył ich plany.

-Czas na wprowadzenie do XXI w., Malfoy – zaczęła Hermiona.- Od czego chcesz zacząć? Telefon czy telewizor?

- Nie będzie żadnej nauki, Granger – odpowiedział blondyn lekko śpiącym głosem i ponownie
zamknął oczy.

-Uwierz mi Malfoy, też jej nie chcę – odpowiedziała trochę już zdenerwowana szatynka. – Ale nie będę ryzykować całej misji ze względu na twoje arystokratyczne kaprysy.

- Arystokratyczne kaprysy? Serio Granger? Tylko na tyle cię stać?

- Chcę ci przypomnieć Malfoy, że jesteś ostatnią osobą, z którą chciałabym teraz siedzieć
w przedziale…

-Nawzajem Granger – przerwał czarownicy arystokrata.

-Ale chcę szybko móc wrócić do domu i mam wrażenie, że ty też, więc mógłbyś łaskawie się zamknąć!? – straciła cierpliwość Hermiona. Miała dość już tej tlenionej fretki. Najchętniej to by poszła do innego przedziału, ale wiedziała, jak ważne jest odpowiednie przygotowanie. – Telefon czy telewizor? – ponownie zapytała starając się uspokoić. 

- Telewizor – odpowiedział  od niechcenia blondyn. Doszedł on do wniosku, że ta upierdliwa szatynka szybciej da mu spokój, jeśli chociaż będzie udawał, że ją słucha. Pokiwa co jakiś czas głową, przytaknie na pytanie i jakoś to przeżyje.

- W takim razie zacznijmy od historii a potem przejdziemy do praktyki. Telefon został wynaleziony…


~*~


Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu. Przed chwilą weszli do ich tymczasowego domu. Wbrew jej wcześniejszym przypuszczeniom, był on urządzony bardzo przytulnie. Dominowały w nim pastelowe, przyjemne dla oka kolory. W przedpokoju stała szafa na buty i kurtki, ale nie zabierała ona za dużo miejsca. Kuchnia nie była ogromna i każde wolne w niej miejsce było wykorzystane w praktyczny sposób. Salon dzięki dużemu kominkowi był bardzo przytulny i  aż chciało się spędzać
w nim jak najwięcej czasu. Ale sypialnia…

- Jak to jest tylko jedno łóżko?! – od razu zareagowała szatynka na to co zobaczyła i usłyszała sekundę wcześniej od blondyna. W pokoju, w którym się znajdowali, królowało duże, małżeńskie łoże. Od razu zaczęła się rozglądać za drugim, chociaż wiedziała, że jego obecność graniczyła z cudem.

- Ja je zajmuję! – krzyknął Draco korzystając z tego, że Hermiona stała jak sparaliżowana. W mgnieniu oka rzucił się jak małe dziecko na łóżko.

- Ej, jestem kobietą, czyli to ja będę na nim spać! – szatynka szybko otrząsnęła się z chwilowego szoku. Przecież nie mogła dać się pokonać tej fretce! Gdy tylko dobiegła do spornego mebla, chwyciła za poduszkę i z całej siły walnęła nią Malfoya wydając przy tym wojenny okrzyk. Blondyn natychmiast wziął drugą i z żądzą zemsty w oczach oddał Hermionie. I tak rozpoczęła się walka. Nie miała ona jednak nic wspólnego z dziecinną zabawa. Była ona bitwą na śmierć i życie. Nagrodą było wygodne łóżko, a zwycięzca mógł być tylko jeden.


~*~


Sypialnia naprawdę przypominała pole walki. Dopiero kiedy poduszki się rozerwały i wyleciało z nich pierze, które pokryło całą podłogę, dwójka szkolnych wrogów się opamiętała. Draco i Hermiona spojrzeli na siebie a następnie na trzymane w swoich rękach dziurawe poszewki. Oboje byli trochę zawstydzeni swoim dziecinnym zachowaniem, ale żadne nie zamierzało tego okazać i przeprosić. Kiedy już mieli zacząć zrzucać na siebie nawzajem winę za to całe zajście, usłyszeli dzwonek to drzwi. 

- Sprawdź kto to – oznajmiła do blondyna Hermiona. – Ja szybko posprzątam pokój. 

Draco wyszedł z sypialni i dopiero w drodze to sieni uświadomił sobie, że bez żadnego protestu wykonał żądanie Granger. Pomyślał, że przy najbliższej okazji będzie musiał się zemścić. Otworzył drzwi i ujrzał przed sobą starsze małżeństwo. Musieli mieć oni ponad 60 lat. Kobieta miała już widoczne zmarszczki na twarzy i trzymała w ręku duży koszyk z zawartością zakrytą czerwonym materiałem. Za to włosy mężczyzny były już całe siwe i jedną ręką opierał się on na drewnianej lasce.

- Dzień dobry. Czym mogę służyć? – zapytał uprzejmie blondyn.

- Razem z mężem chcielibyśmy przywitać pana i pańską małżonkę, naszych nowych sąsiadów,
w Wighton – odpowiedziała miłym głosem kobieta. – Ja jestem Margaret Smith a mój mąż nazywa się Thomas – mówiąc to spojrzała karcącym wzrokiem na towarzyszącego jej mężczyznę. Pewnie była na niego zła, że się nie odzywa.

- Bardzo miło mi państwa poznać – zdobył się na uprzejmy głos arystokrata. – Nazywam się Tom Clark a moja żona Jean. Już ją wołam. Jestem pewny, że bardzo chciałaby przywitać się z państwem –
to mówiąc zawołał Hermionę, która właśnie skończyła sprzątać sypialnię używając przy tym pomocnej magii. Gdy usłyszała ona ”swojego męża” i jej tymczasowe imię, szybko zbiegła na dół.

- Dzień dobry – powiedziała z uśmiechem na twarzy. – Jestem Jean Clark – mówiąc to wyciągnęła rękę do przybyłego małżeństwa.

Po wymienieniu uprzejmości, krótkiej rozmowie i wręczeniu nowym mieszkańcom powitalnego koszyka, stare małżeństwo pożegnało się i zaczęło wracać do swojego domu. Gdy byli już przy swoich drzwiach, Margaret odwróciła się i zobaczyła sąsiadów wchodzących do środka. Przypomniała sobie, że kilka białych piórek znajdowało się we włosach tej młodej blondynki z jasnymi, dużymi oczami i na ubraniu wysokiego młodzieńca z kruczoczarnymi włosami i ciemnymi, prawie czarnymi, oczami. „Ach ta dzisiejsza młodzież” pomyślała i zniknęła we wnętrzu małego domku.


~*~


-Możesz mi wytłumaczyć co to była za szopka? – zapytał zdenerwowany arystokrata gdy tylko oboje znaleźli się w salonie.

-Malfoy, Malfoy, Malfoy – zaczęła Hermiona. – Niby dorosły a taki niedoświadczony. Nie może nawet zrozumieć, że człowiek może być miły i chce wręczyć komuś powitalny koszyk – próbowała mówić szatynka, ale nie mogła powstrzymać śmiechu, kiedy zobaczyła minę blondyna.

- Bawi cię to, Granger?

- Nawet nie wiesz jak bardzo, Malfoy – odpowiedziała jeszcze bardziej zdenerwowanemu czarodziejowi. Następnie, kompletnie nie zwracając na niego uwagi, poszła do łazienki. Gdy spojrzała w lustro i ujrzała pojedyncze piórka zaplątane z kosmyki jej włosów, na chwilę zamarła.

- Co oni mogli sobie pomyśleć?! Co oni teraz o mnie myślą?! – po chwili zaczęła panikować, jednocześnie usiłując jak najszybciej pozbyć się pozostałości po bitwie.

- Granger, Granger, Granger – zaczął przedrzeźniać szatynkę Malfoy. – Niby dorosła a taka niedoświadczona. Nawet nie pamięta o tym, że jest czarownicą i może użyć magii.

-Malfoy, zaraz cię zamorduję! – zaczęła wykrzykiwać czarownica i z żądzą mordu w oczach rozpoczęła pościg. Blondyn, gdy zobaczył że ma przechlapane, uciekał jak najszybciej się dało. Ostatecznie zamknął się w sypialni i dla własnego bezpieczeństwa zabezpieczył drzwi magicznym zaklęciem. Jak tylko schował różdżkę do kieszeni do pokoju dobiegła Hermiona. Na początku siłowała się z klamką, ale po chwili zaczęła rzucać na zamek wszystkie czary, jakie przyszły jej do głowy. Draco nie docenił jednak wiedzy szatynki. Już po chwili udało jej się wbiec do pokoju. Nadal nie jest wiadome, jak ten dom to wszystko przeżył. 


~*~


Znowu był maj. Rośliny powróciły już do życia, ptaki przybyły z powrotem do kraju i można było usłyszeć ich miły dla ucha śpiew. Jednak dla kilku osób nadejście maja wcale nie było dobrą informacją. Oznaczało to, że minął już rok. Dokładnie wtedy zniknęła Hermiona. I od tego momentu ani trochę nie przybliżyli się do jej odnalezienia. 

Draco wyjątkowo pojawił się w pracy. Nie miał jednak najmniejszej ochoty tam być. Chciał szukać swojej ukochanej, nawet jeśli nie miał żadnego pomysłu gdzie szukać. Jednak jego szef bardzo dokładnie przedstawił mu co się stanie, jeśli nie wróci do swoich obowiązków. Tak więc blondyn siedział za biurkiem i bez najmniejszego zaangażowania segregował dokumenty. Odkąd nie było przy nim Hermiony wszystko przestało go interesować. Kiedy skończyły się wszystkie pomysły, stało się jeszcze gorzej. Wszyscy, którzy znali Draco Malfoya, mogli to potwierdzić. To był wrak człowieka.

Kiedy blondyn zabrał się za ostatnią stertę papierów, jego uwagę przykuł stary numer Proroka Codziennego. Był on jeszcze sprzed jego narodzin. Zainteresowany i wyrwany z transu przyjrzał się bliżej gazecie i po chwili zaczął ją czytać. Pod koniec natknął się na artykuł o pewnej zaginionej kobiecie. Pochylił się by móc lepiej widzieć, co było tam napisane. Nabrał nadziei, że znajdzie sposób jak znaleźć Hermionę. Jednak przeczytał coś, czego się nie spodziewał. Tamta kobieta wcale nie została porwana. Ona sama uciekła. Draco wstrzymał oddech. „A co jeśli Hermiona też uciekła?” – pomyślał.


********************

Przepraszam za kolejną przerwę :( Nie jest to wprawdzie miesiąc, ale i tak długo nic nie opublikowałam. Nie będę już kolejny raz zwalać winy na szkołę, bo chyba każdy ma teraz podobnie :( Mogę jedynie obiecać, że zrobię co w mojej mocy, aby kolejny rozdział pojawić się jak najwcześniej. 
Mam do was jeszcze jedno pytanie. Czy chcielibyście, abym dawała rozdziałom tytuły? Bardzo proszę, abyście pisali w komentarzach co o tym sądzicie, oraz głosowali w ankiecie, które znajduje się na samej górze kolumny :)
Liczę na dużo komentarzy :) I jeśli zauważyliście jakieś błędy lub macie jakieś uwagi, to nie bójcie się tego pisać ;)

CZYTAM = KOMENTUJE

Pozdrawiam! :)