31 maja 2015
Żongler #3
Niestety na razie bardzo trudno jest mi to zmienić, ponieważ zbliża się koniec roku, czyli różne prezentacje, zaległe sprawdziany itp.
Rozdział nie jest nawet zaczęty, chociaż mam już go w głowie od dawna rozplanowanego. Mam nadzieje, że jak tylko wystawią te oceny końcowe to szybko go napiszę. Chciałabym Wam to obiecać, ale z reguły jak coś obiecuję, to się to nie spełnia.
Jedyną dobrą wiadomością, jaką mogę Wam przekazać, jest fakt, że ostatnio w głowie pojawił mi się pomysł na krótką miniaturkę ( mam kilka pomysłów na długie ale to jak rozdziały będą częściej ). Jest szansa, że pojawi się ona do 17 czerwca ( wystawienie ocen w mojej szkole ).
Pozdrawiam,
Maggie Z.
PS. W środę zdaje ustny egzamin do liceum z jęz. angielskiego, więc trzymajcie kciuki! :)
1 maja 2015
Rozdział XI
Nagle rozległ się dźwięk informujący o przybyciu klienta. Szybko poprawiła swój wygląd, ponieważ aktualnie była na zapleczu w poszukiwaniu zgubionego przez nią ostatnio telefonu. Każdy z ich grupki dostał jeden, aby sprawiać pozory normalnych mugoli. Na szczęście miała przy sobie Harry’ego, więc dość sprawnie poszło jej opanowywanie nowych umiejętności. Już miała wychodzić, kiedy zauważyła, że nie ma w kieszeni różdżki. „Hermiona zajmie się tym kimś” – pomyślała i zaczęła ponownie przetrząsać wszystkie znajdujące się dookoła rzeczy.
~*~
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – usłyszał tak dobrze znany mu głos, gdy tylko przekroczył próg księgarni. Jego pierwszą myślą było, aby podbiec do niej, przytulić ją i pocałować. Jednak powstrzymał się. „Ona mnie nie zna, nie pamięta” – powtórzył sobie kolejny raz. Wyglądała pięknie. Kilka kosmyków wysunęło jej się ze starannie zrobionego koka a jej oczy były pełne malutkich iskierek. Ubrana była w kwiecistą spódnicę do kolan, prostą, białą bluzkę na krótki rękaw oraz cienką, czarną marynarkę. Oczywiście jej buty były na płaskiej podeszwie, ponieważ szatynka uważała szpilki za zło wcielone i unikała ich jak ognia. Zauważył na jej prawej ręce skromny, srebrny pierścionek z niebieskim kryształem. „Na pewno jest od jej narzeczonego” – pomyślał i przypomniał sobie jak na tym samym palcu znajdował się jego rodzinny sygnet symbolizujący ich zaręczyny. Jego uwagę przykuł naszyjnik kobiety. Szybko rozpoznał w nim właśnie tę rodzinną pamiątkę. Postanowił, że jak tylko nadarzy się okazja, to zapyta się o nią ukochanej.
- Zastałem może Ginny? Zostawiła telefon w domu i przyjechałem podrzucić go jej w drodze do pracy – powiedział tak jak wcześniej to sobie zaplanował. Specjalnie zadzwonił wczoraj do całej grupy i zaproponował, aby zadbali o pozbycie się wszystkich magicznych rzeczy z jego rezydencji. Wcześniej ustalili, że wszyscy ”będą w niej mieszkać”, ponieważ byłoby bardzo podejrzane gdyby Ginny jeździła codziennie na drugi koniec kraju z Doliny Godryka. Jako argument posłuży im domniemany pożar wcześniejszego domu małżeństwa. I kiedy wszyscy byli zajęci przenoszeniem obiektów do piwnicy, Draco szybko sięgnął do torebki rudowłosej i wyciągnął z niej ten nadal zadziwiający go wynalazek. Nie mógł przecież czekać do soboty, kiedy to Hermiona miała przyjść do niego a raczej do Potterów, na kolację. Musiał ją zobaczyć, usłyszeć jej głos. Choćby nawet przez chwilę.
- Jest na zapleczu, już ją wołam – odpowiedziała z uśmiechem i krzyknęła do współpracownicy. – Ty musisz być Harry, tak? – zapytała z ciekawością.
- Pudło – odpowiedział ciesząc się, że nareszcie stała tak blisko niego. – Jestem Draco Malfoy, przyjaciel rodziny – te dwa ostatnie wyrazy nadal brzmiały dla niego jak jakiś kiepski żart. Może i jego stosunki z resztą trochę się ociepliły, ale do przyjaźni było im bardzo daleko.
- Przepraszam, głupio wyszło – powiedziała zawstydzona i na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Zawsze go to dziwiło. W jednej chwili zdawała się być najodważniejszą osobą w pomieszczeniu a w innej wręcz przedziwnie. Ale to była jedna z tych wielu rzeczy, które w niej kochał.
- Nic nie szkodzi – odpowiedział i już chciał coś dodać, ale pojawienie się Ginny skutecznie mu to uniemożliwiło.
- Draco? Cześć. Co tutaj robisz? – zapytała zdziwiona.
- Znalazłem twój telefon – odpowiedział tak, jakby nie miał nic wspólnego z jego zaginięciem. – Leżał na stole w kuchni. Jechałem właśnie do pracy, więc postanowiłem że podrzucę ci go po drodze.
- No tak, dzięki – powiedziała rudowłosa, która nadal nie rozumiała co się dokładnie działo.
- Gdzie pracujesz? – zapytała nagle szatynka blondyna, przerywając niezręczną ciszę.
- W Londynie, Ministerstwo Spraw Zagranicznych – odpowiedział szybko ułożoną wcześniej przez niego formułką. Miał tylko nadzieję, że Hermiona nie zacznie go wypytywać o szczegóły, bo wybrał to ministerstwo tylko ze względu na to, że pracuje w podobnym dziale w Ministerstwie Magii. Szatynka już otworzyła usta i chciała coś powiedzieć, kiedy po raz kolejny tego dnia rozległ się dzwonek przy drzwiach i do księgarni wszedł wysoki brunet. Jak tylko jego ukochana go zobaczyła, szybko podeszła do niego i pocałowała na powitanie. „A więc to jest ten cały Matt” – pomyślał blondyn. Coś z całej siły ścisnęło go w środku gdy zobaczył ich razem. No bo jakim prawem ten cały mugol mógł być teraz z miłością jego życia a on nie? Już nawet zaczął przypominać sobie nazwy wszystkich zaklęć, w większości czarno magicznych, jakie mógłby zastosować na tym facecie. Jednak wiedział, że nie mógłby ich użyć. Zraniłby wtedy Hermionę a tego by nie zniósł.
- Ja będę się już zbierał – powiedział z trudem. Zdawał sobie sprawę, że na nic tu po nim. Kiedy pomyślał, że w sobotę przyjdzie do niego szatynka, bez narzeczonego, to od razu poczuł się lepiej. Przez chwilę zastanawiał się nawet nad wysłaniem kwiatów osobie, która zatrzyma go wtedy w pracy. Pożegnał się z Ginny i Hermioną, Matta minął bez słowa i powoli wyszedł z księgarni. Usłyszał jeszcze fragment rozmowy zakochanej pary. Szatynka mówiła coś o tym, że brunet nie może się równać z tym całym Leonardo diCośtam. Przypomniał sobie, jak to samo powiedziała kiedyś do niego, jeszcze podczas misji. Zazdrościł temu facetowi wtedy najbardziej na świecie. Tak, Draco Malfoy właśnie zazdrościł mugolowi. I nawet się tego nie wstydził.
~*~
Po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut poprawił kołnierzyk czarnej koszuli. Niedługo miała przyjść do ”nich” Hermiona na obiadokolację i robił wszystko co w jego mocy, aby zaprezentować się jak najlepiej. Ułożył już włosy w artystyczny nieład, mankiety spiął najdroższymi i najlepiej prezentującymi się spinkami oraz założył elegancki zegarek, który dostał od niej na urodziny. Oczywiście użył też perfum, które szatynka bardzo lubiła. Już zamierzał kolejny raz usunąć niedoskonałości we fryzurze, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Po raz ostatni przejrzał się w lustrze i już po chwili znajdował się na parterze i otwierał drzwi swojej ukochanej. Obok niego pojawiła się też reszta grupy, czyli Potterowie oraz Ron. Ten drugi przez cały dzień denerwował go swoimi wypowiedziami, że nie miał pojęcia jak wcześniej mógł zamienić z nim kilka zdań.
Gdy Hermiona przekroczyła próg jego rezydencji, jak przystało na gospodarza wziął od niej czarną marynarkę i schował do dużej szafy. Wyglądała cudownie. Jej włosy układały się w łagodne fale, lekki makijaż podkreślał jej urodę a biała, zwiewna sukienka do kolan delikatnie uwydatniała jej szczupłą sylwetkę. Dodatki miała skromne, ale oprócz pierścionka zaręczynowego po raz kolejny zauważył rodowy sygnet Malfoyów zawieszony na łańcuszku. Nie była przesadnie wystrojona, ale dla niego wyglądała jak ósmy cud świata. Ginny przedstawiła jej wszystkich i już chciała zaprowadzić do jadalni, kiedy przerwał jej i zaproponował, że oprowadzi szatynkę po rezydencji. Rudowłosa nie mogła nic na to poradzić, ponieważ oczy przyjaciółki, jak tylko usłyszała o jego pomyśle, rozszerzyły się do wielkości galeonów. Zawsze tak miała, kiedy znajdowała się w starym budynku i mogła się dowiedzieć o nim czegoś nowego. Na początku Harry i Ron też chcieli im towarzyszyć, ale pani Potter niezauważalnie dała im znak, aby odpuścili i pod pretekstem dalszego przygotowywania potraw wszyscy zostawili ich samych.
- Wiesz, że zawsze jak przebiegałam albo przejeżdżałam obok twojego domu, to chciałam wejść do środka i zwiedzić go w całości? Jest on z XVII w. prawda? - szatynka zalała go toną pytań. Robiła to tak często, że bardzo rzadko miał w ogóle szanse odpowiedzieć na jakieś z nich. A gdy akurat o nic go nie pytała, to była tak czymś zaciekawiona, że jego odpowiedzi nawet do niej nie docierały. Pamiętał, jak podczas ich wycieczki po zamkach w Wielkiej Brytanii, był to prezent dla Hermiony z okazji jej urodzin, zachowywała się tak samo. Wcześniej przeczytała chyba wszystkie istniejące podręczniki, więc potem to ona była ich przewodnikiem. Jednak kiedy widział, jaka była wtedy szczęśliwa, jego ”cierpienia” odchodziły na drugi plan.
Nie wiedział, ile już chodzili po rezydencji, ale jego ukochana chciała zobaczyć prawie każdy pokój, nawet pomieszczenia dla służby. Kiedy jednak przebrnęli przez wszystkie piętra, nadszedł jego ulubiony element wycieczki, czyli ogród. Specjalnie przed jej przybyciem zatrudnił kilku dodatkowych ogrodników, aby ukochane miejsce jego matki z powrotem nabrało poprzedniego uroku. Oczywiście, gdy tylko szatynka usłyszała o znajdujących się w nich rzeźbach, nie mogła odmówić. Kompletnie zapomniała o czekającej kolacji, co było Draco na rękę. Całą swoją uwagę skupił na stojącej obok niego kobiecie, przez co zapomniał o odbiciu się w prawo przy alei z różami. Właśnie chciał opowiedzieć Hermionie o ciekawej historyjce dotyczącej budowy budynku, kiedy ta zatrzymała się nagle. Spojrzał przed siebie, aby znaleźć przyczynę jej reakcji i ujrzał groby swoich rodziców. Grób matki jak zawsze otoczony był narcyzami. Za to przy tym należącym do ojca nie rosły żadne kwiaty. Nadal nie mógł mu wybaczyć tego, co zrobił Hermionie i jemu.
- To groby twoich rodziców? – zapytała cicho szatynka. Spojrzała na niego, a w jej oczach dostrzec można współczucie.
- Tak – odpowiedział spokojnie. Nauczył się już ukrywać emocje związane ze śmiercią matki a teraz nie chciał, aby ukochana widziała go załamanego i zaczęła mu współczuć. – Mama umarła na nieuleczalną chorobę sześć lat temu. Ojciec dwa lata po niej.
- Bardzo mi przykro z tego powodu – powiedziała i usiadła na ławeczce znajdującej się niedaleko miejsca pochówku państwa Malfoyów. Draco bez słowa przysiadł obok niej. Ciszę, jednak taką niekrępującą, przerwała szatynka. – Opowiedz mi coś o twojej mamie – zaproponowała nagle. Po sposobie, w jaki odpowiedział na jej pytanie, słusznie wywnioskowała że darzył Narcyzę ogromną miłością.
- Kiedy byłem mały, ojciec ciągle przebywał w pracy i prawie w ogóle go nie widywałem. A gdy był w domu to praktycznie się mną nie interesował. Za to mama cały swój wolny czas spędzała ze mną. Zanim zacząłem chodzić do szkoły, to ona mnie wszystkiego uczyła. Kiedy już do niej poszedłem, pisała do mnie właśnie ona, nie ojciec. I to za nią zawszę tęskniłem w trakcie roku szkolnego. Najważniejsza była dla niej rodzina, nie opinia innych. Nie to co u ojca – ostatni wyraz wypowiedział z pogardą. – A jacy są twoi rodzice?
- Nigdy ich nie poznałam – odpowiedziała smutnym głosem. – Od razu po moich narodzinach oddali mnie w do adopcji zamkniętej, więc nie znam nawet ich imion. Napisali tylko, abym nazywała się Emma Watson. No i przekazali mi ten sygnet. Nie mam nawet pojęcia co on oznacza, bo na pewno nie ma on nic wspólnego z Watsonami. Sprawdzałam – zrobiła krótką przerwę. - Jak byłam mała, to codziennie śniłam o tym, że przychodzą po mnie i wszyscy znowu jesteśmy razem. Później uświadomiłam sobie, że tego nie zrobią. Zaczęłam więc liczyć, że może ktoś mnie zaadoptuje. Jednak im starsza byłam, tym bardziej w to wątpiłam.
- Nie chciałaś nigdy ich odnaleźć i poznać?
- Zbyt długo zajęło mi przyzwyczajanie się do tego, że nie mam rodziców. A jeśli okażą się idiotami, którzy mają mnie gdzieś i nawet nie chcą mnie poznać? Będzie jeszcze gorzej.
- A jeśli zostali zmuszeni do adopcji? Może codziennie tęsknią za tobą i nic nie mogą z tym zrobić?
- Może. Ale jaką mam pewność, że nie będę cierpieć jeszcze bardziej?
- Nie masz pewności. Ale moim zdaniem warto zaryzykować. Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc.
- To naprawdę miło z twojej strony, ale dopiero co się poznaliśmy i prawie się nie znamy. Nie będę cię obarczać swoimi problemami – powiedziała i po chwili dodała. – Wracajmy do reszty. Kolacja pewnie już gotowa.
~*~
Reszta wieczoru minęła im w naprawdę dobrej atmosferze. Draco nie był jednak do końca zadowolony, ponieważ liczył że ”odnalezienie” rodziców Hermiony nie tylko sprawi, że cała rodzina będzie znowu razem, ale również że dzięki temu zbliży się do szatynki. Mimo to co chwila zagadywał ukochaną, aby jak najlepiej wykorzystać to, że są razem w jednym pokoju. Kilka razy powstrzymywał się w ostatnim momencie, bo automatycznie chciał ją złapać za rękę. Ron za to często zapominał o tym, że jego najlepsza przyjaciółka nie wie nic o istnieniu magicznego świata, ale na szczęście ona odbierała to jako żarty. Wszyscy jej bliscy byli tak szczęśliwi, że na reszcie jest znowu z nimi, że gdy powiedziała że musi się już powoli zbierać, nikt nie chciał jej wypuścić. Spowodowało to, że ”wychodziła” ona przez kolejną godzinę. Jednak uśmiech na jej twarzy podczas kolacji i ledwo widoczny smutek, kiedy dobiegła ona końca oznaczały że już niedługo spotkają się oni w takim samym składzie. No może nie do końca w takim samym, bo Hermiona obrała sobie za cel zapoznanie Matta z jej nowymi znajomymi.
Gdy za szatynką zamknęły się drzwi, Potterowie razem z Ronem też powoli zaczęli zbierać. Na początku uparli się, że pomogą w sprzątaniu, jednak Draco skutecznie ich powstrzymał. Chciał zostać sam i pomyśleć nad tym, co dalej z rodzicami szatynki. Jak tylko przyjaciele Hermiony opuścili rezydencję wezwał skrzaty, aby wyczyściły kuchnię i jadalnię. Oczywiście z góry im za to zapłacił. Zawsze tak robił, ponieważ jego ukochana go o to prosiła. A robił dla niej wszystko. Kiedy upewnił się, że skrzaty wiedzą co zrobić, teleportował się do swojego prawdziwego domu. Był zmęczony a od jutra musiał zacząć wcielać swój plan w życie. Swoje kroki od razu skierował w stronę sypialni. Odkąd odnaleźli szatynkę przeniósł się do ich wspólnej, ponieważ nie przynosiła mu już ona cierpienia. Przynosiła mu ona nadzieję.
~*~
Znajdowała się w nieznanym jej miejscu. W ręku trzymała kartkę z adresem i zauważyła, że stała pod właściwym domem. Była bardzo zdenerwowana i trzęsły jej się dłonie. Powoli podeszła do drzwi i zapukała. Już po chwili ujrzała za nimi małżeństwo w średnim wieku. Od razu rozpoznała w nich swoich rodziców. Natychmiast przekroczyła próg i się w nich wtuliła. Przez krótki czas wszystko było idealnie. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy szczęścia. Nagle wszystko się zmieniło. W pomieszczeniu zrobiło się ciemniej i chłodniej. Małżeństwo odsunęło się od niej a na ich twarzach odmalowało się obrzydzenie.
- Jak śmiesz do nas przychodzić? – zapytała kobieta głosem, który przypominał syczenie węża. – Nikt tu cię nie kocha. Nikt tu cię nie chcę.
- Oddanie ciebie było najlepszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjęliśmy – stwierdził mężczyzna. Jej łzy szczęścia zamieniły się w łzy cierpienia. Jak mogła sądzić, że za nią tęsknią?
- Twój narzeczony też cię nie kocha – stwierdziła nagle jej matka. Przesunęła się w prawo i nagle ukazał jej się widok Matta całującego się z jakąś nieznaną jej kobietą. Całe pomieszczenie wypełniło się krzykiem Hermiony. – Widzisz, był z tobą tylko z litości. Głupio mu było odmówić sierocie, na której nikomu nie zależy – powiedziała, jakby było to coś oczywistego.
Hermiona upadła. Dookoła niej stały kopie jej matki, które ciągle powtarzały : „Nikt cię nie kocha”. Z całej siły zacisnęła dłonie na uszach, jednak i tak wszystko dokładnie słyszała.
~*~
Harry odpoczywał w swoim biurze w Ministerstwie, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Nie zdążył nawet zaprosić przybyłą osobę do środka, ponieważ już się one otworzyły. Ujrzał za nimi Malfoya, co trochę go zdziwiło. Mimo tego ruchem ręki wskazał blondynowi, aby usiadł on naprzeciwko niego.
- Coś się stało, Malfoy? – zapytał ciekawy. Podczas kolacji nie stało się nic złego, wiec chciał wiedzieć, jaki był cel jego wizyty.
- Powiedzmy, że zachęciłem Hermionę aby odnalazła ona swoich rodziców. Chociaż w sumie to nie wiem, czy w końcu ją przekonałem, ale to nieważne. Mimo tego, że delikatnie odrzuciła moją ofertę pomocy, to i tak to zrobię, ponieważ jej rodzice zasługują na to aby też wejść do jej życia – przerwał na chwilę, aby sprawdzić czy Potter za nim nadąża, po czym kontynuował swoją wypowiedź. – Chodzi mi o to, że potrzebuję dokumentów na ich pobyt na porodówce, adopcję zamkniętą i tym podobne. Ale nie może być ich też za dużo, ponieważ zaczęło by się jej to wydawać podejrzane, że mam dostęp do takich informacji. Imiona zostaw takie same, to przynajmniej nie będą się mylić.
- Dołączyć ich akta osobowe? – zapytał brunet profesjonalnym głosem.
- Nie wiem, nie znam się na tym. Tylko muszą być wiarygodne.
- A co potem z nimi zrobić?
- Najlepiej by było, jakbyś przekazał je swojej żonie, która da je Hermionie i wspomni, że to ode mnie. Wtedy ona zacznie szukać swoich rodziców i wszyscy będą szczęśliwi – powiedział z wyczuwalną nadzieją w głosie. Uznał że sprawa zakończona, więc wstał i udał się w kierunku drzwi.
- Malfoy, będzie dobrze – powiedział ciepłym głosem Harry, choć sam nie wiedział, czemu to zrobił.
- Dzięki, Potter – odpowiedział swoim charakterystycznym głosem ze szkolnych lat. Oboje się uśmiechnęli na wspomnienie swoich odwiecznych kłótni.
~*~
- Dzień dobry kochanie – powiedział brunet i pocałował swoją narzeczoną.
- Dzień dobry – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Matt zawsze był tą osobą, która najszybciej sprawiała, że czuła się lepiej.
- Coś się stało?– zapytał z troską w głosie. – Wyglądasz na niewyspaną. Zrobić ci kawy?
- Z chęcią się napiję – powiedziała od razu, ponieważ już dawno uzależniła się od tego magicznego napoju. - Zaraz wszystko ci opowiem. Potrzebuję twojej rady a sprawa jest bardzo ważna.
Gdy czarny napój był już zrobiony, oboje usiedli w salonie na swojej ulubionej kanapie. Matt zauważył, że jego narzeczona przyniosła ze sobą jakąś teczkę co jeszcze bardziej go zaciekawiło.
- Co cię martwi? Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
- Chodzi o moich rodziców – zaczęła powoli. Jak tylko brunet usłyszał to zdanie, objął czule szatynkę. Znał ją bardzo dobrze i wiedział, że mimo upływu lat jest to dla niej bardzo trudny temat. – Podczas wczorajszej kolacji rozmawiałam z przyjacielem Ginny, Draco. Rozmowa zeszła na temat rodziców. Jego nie żyją i tak jakby trochę zachęcił mnie, abym odnalazła swoich. Pewnie nie chce, abym traciła szanse na znalezienie ich. Zaproponował mi swoją pomoc, ale praktycznie się nie znamy, więc powiedziałam mu, że nie będę obarczać go swoimi problemami. Jednak dzisiaj w pracy Ginny przekazała mi teczkę od niego. Powiedziała też, że są w niej informacje dotyczące moich rodziców. I nie wiem co robić, Matt.
- Otworzyłaś ją?
- Jeszcze nie – odpowiedziała cicho.
- A chcesz to zrobić? Chcesz ich odnaleźć? – dopytywał ciepłym głosem.
- Z jednej strony niczego innego nie pragnę oprócz tego, aby ich poznać. Zawsze sobie wyobrażałam jak znowu jesteśmy razem. Ale co jeśli oni nie chcą mnie spotkać? Jeśli zamkną mi drzwi przed nosem?
- Nie wiem, co ci powiedzieć. To musi być twoja i tylko twoja decyzja i w tej sprawie nie możesz się sugerować opiniami innych. Nie chcę, abyś potem przez nie cierpiała, dlatego musisz to dokładnie przemyśleć – odpowiedział nie przestająć przytulać ukochanej. W pokoju zapadła cisza. Minęło kilka minut, podczas których szatynka rozważała całą sprawę. Mimo tego, że robiła to samo praktycznie przez całą noc po kolacji i cały następny dzień to dopiero obecność bruneta sprawiła, że podjęła decyzję. Przy nim zawsze wiedziała co robić. Powoli wyciągnęła rękę w kierunku teczki i otworzyła ją.
Dziękuję też Oli i Klarze za to, że pomogły mi wyszukać jak najwięcej błędów ;)